Czytam Was od jakiegoś czasu, zwłaszcza wątki adopcyjne, śmieję się, płaczę, kibicuję kociakom, cieszę się, kiedy znajdują domy i ogólnie, bardzo przeżywam.
Poczytuję różne kocie fora, ale czegoś takiego jak tu, nie znalazłam NIGDZIE!
Mam na myśli to ogromne oddanie i zaangażowanie w pomoc dla kotów. Szczerze Was podziwiam i szanuję za to ogromnie.
Mam półtoraroczną kotkę, nieplanowaną znajdę.
Dała mi w kość jak była mała, nie umiem policzyć nawet wszystkich zbitych doniczek i akcji-ewakuacji typu: kot na karniszu, kot na firance, kot na suficie, itp.

Teraz jest cudownie, znamy się, mamy swoje rutyny i rytuały, które uwielbiamy.
ALE… Zaczęłam myśleć o dokoceniu.

Nie dla mnie, bo mnie jest dobrze i wygodnie z jednym kotem. Ale dla niej. Jest żywym kotkiem, uwielbia się bawić, niezbędne są dzikie gonitwy po całym mieszkaniu, wygłupy na całego.
Uwielbia ludzi, wydaje mi się, ze lubi też zwierzątka, chociaż kontakt miała ubogi, bo tylko kilka razy spotkała się z kotem, raz ze szczurkiem i raz z psem. Ciągnęło ją do wszystkich, ale żadne z nią nie chciało się bawić

Po przydługim wstępie (wybaczcie, ale chciałam nas trochę przedstawić) – moje właściwe pytania, chyba trochę naiwne

Czy nowy kot częściej dostosowuje się do rezydenta, czy raczej rezydent się zmienia? Pewnie jest jak z ludźmi - nie przewidzi się...
Czy lepszy w takiej sytuacji byłby mały kociak „do wychowania”, czy starszy kot z „rozpoznanym” już charakterem?
Czy jest możliwość, ze koty nigdy się nie dogadają?
Jak bardzo zmienia się życie po dokoceniu i czy zmienia się stosunek rezydenta do Ludzia?
Egoistycznie przyznam, ze tego boję się najbardziej

Czy możecie mi powiedzieć parę słów o Waszych doświadczeniach i coś doradzić?
(Oczywiście w grę wchodzi tylko adopcja, żadne rasowe „zakupy”, bo jak czytam o tych kocich bidach, to serce mi się kraje i mam ochotę brać wszystkie
