Dla ożywienia wątku i pobudzenia dyskusji:)
Czy postąpiłam właściwie ocenicie sami, chociaż uważam, że jest wiele nieścisłości w całej sprawie, dlatego postąpiłam tak a nie inaczej. A o co chodzi? A o adopcję Emila, mojego tymczasa.
Dostałam w zeszłym tygodniu w piątek tel. od Justyny, że jest dom dla Emila, znalazła go jedna z pań, która go przyprowadziła do Justyny. Zadzwoniłam do tej pani, wypytałam o wszystkie możliwe rzeczy jakie należy wiedzieć przed wydaniem zwierzaka do adopcji. Po prostu cud, miód i orzeszki. Dom wychodzący, stary typ budowy - dwa wyjścia. Potencjalni adoptujący mają już psa i kota, wiedzą jak sie obchodzić ze zwierzakami, gdyby koty się nie zgodziły to każdy ma swoje wyjście i nie będzie problemu. Ona go zawiezie, itd. Rozmowy z tą pania trwały trzy dni, trzeba się było dopytać o szczegóły, chciałam wyjaśnić parę kwestii, a w niedzielę dostała moją odmowę. A dlaczego?
- brak wizyty PA - jej znajomi(zna ich od kilkunastu lat, zwierzęcia nie skrzywdzą, itd) mieszkają w Czechach
- Ona po kota PRZYJEDZIE we wtorek(tel. miałam w piątek). Bez pytania czy może, czy jestem w domu. Tak się zdarzyło, że akurat we wtorek wyjeżdżałam, więc nie mogłam kota wydać ani porozmawiać i przedstawić charakter Emila. Jej słowa: Ja wiem jaki on jest. Pytanie skąd?(zapaliła mi się czerwona lampka)
- Jeśli mnie nie ma, to przeciez ktoś musi być to jej kota da, ona może nawet w poniedziałek w nocy po niego przyjechać. To nic, że cały dzień spędził by w domu, a on uwielbia dwór.
- Na moje słowa, że kot koło 4 rano miauczy, że chce wyjść usłyszałam, że ja go tak nauczyłam. Super, nie mam co robić tylko budzić się o świcie i z radością koty uczyć wychodzić na dwór o tej porze.
- umowa miałaby być spisana na nią. Ona nam zaufała oddając kota, więc my powinniśmy jej zaufać
- stwierdziłam,że mogę osobiście zawieźć kota, bo mam trasę w tamta stronę, niech tylko poda adres, to stwierdziła, że to wykluczone.
To tylko parę spraw, bo tego sporo było. Niby wszystko miało być ładnie i pięknie, ale jej rozkazujący ton i brak chęci podania danych mnie z kolei zniechecił. Może gdyby inaczej to wszystko ujęła, formułowała zdania to Emil byłby już w nowym domku. Ale został i będziemy szukać domku nadal, takiego, który nie będzie anonimowy.
Jeszcze zdjęcie Śpiocha wstawię, jakby ktoś zapomniał jak wygląda: