a może p. Zosia z Wrocławia?
Poznałam osobiście i szanuję bardzo.
Tu opis z FB, bo na miau (
viewtopic.php?f=1&t=108823&start=975 ) wątek nie jest zbyt aktywny:
https://www.facebook.com/events/1682987071969438/i wkleję cytat dla tych, którzy nie mają FB:
eraz troszkę na temat na temat tego, kim jest Pani Zosia i jak - swoją osobą oraz postawą - sprawia, że inni ludzie stają się lepsi.
Nasze drogi tak się skrzyżowałay że miałysmy szczęście poznać pewną dobrą Duszę, która całe swoje serce oddała kotom. To Pani Zosia z Wrocławia, która - kosztem własnych wygód, a czasem nawet kosztem zaspokajania własnych, najbardziej podstawowych potrzeb - od przeszło ćwierćwiecza niesie pomoc potrzebującym kocim istnienom.
Na opowieść o niej składają się historie stworzeń, które otrzymały drugą szansę. To historia Rudzika, Pandzi, Lalki, Kolorówki, Świerszczyka, Dzidka... miejsca by nie starczyło, gdybym miała wypisać wszystkie imiona, bo każdy kot jest dla Pani Zosi wyjątkowy i zasługuje na to, by mieć własne imię. Każdy też zasługuje na miejsce w pamięci Pani Zosi, niezależnie od tego, czy opiekuje się nim teraz, czy też ratowała mu życie 20 lat temu. Historie tych stworzeń są tak różne, jak one same - czasem znajdziemy w nich wyłącznie odcienie szarości, czasem ich los malowany jest jedynie czernią i bielą, zdarza się też, że ich życie mieni się wieloma kolorami. Bez względu na ich przeszłość, Pani Zosia stara się, aby wszystkie mogły doświadczać dobroci ze strony człowieka. Codziennie. Nieprzerwanie od wielu lat, mimo, iż w tym czasie wiele się zmieniło w życiu jej samej.
Dzisiaj Pani Zosia jest starszą osobą. Porusza się z trudem, o kuli. Mimo tego każdego dnia przemierza kilka kilometrów, aby dotrzeć do wszystkich kotów, które na nią cierpliwie czekają. To dzięki niej skrzywdzone, często porzucone przez swojego Dużego, mają pełne brzuszki. I tak przez cały rok, choć w zimie pomoc Pani Zosi jest szczególnie potrzebna i nieoceniona. Trzeba jednak dodać, że pomoc nie polega wyłącznie na dokarmianiu. To opieka... kompleksowa. Koty stopniowo wyłapywane i kastrowane, teraz to już staruszki, które niestety muszą pozostać do końca swojego życia na wolności. Jeśli wymagają opieki weterynarynjej, mogą na nią liczyć. W miarę możliwości Pani Zosia stara się zapewnić im ciepłe miejsce, w którym mogą bezpiecznie przetrwać zimowe chłody. Stawiane są budki, a ulubione zakamarki docieplane są kocami i folią. Koty szczególnie potrzebujące, które nie potrafią odnaleźć się w społeczności swoich dziko żyjących braci, zabierane są do domów tymczasowych, skąd trafiają do tego jednego, jedynego domu i ludzi, którzy oddają im całe swoje serca.
Oczywiście Pani Zosia nie działa w osamotnieniu. Jej postawa zaimoponowała wielu ludziom, z różnych pokoleń. Pani Zosia już przy pierwszym spotkaniu potrafi wywrzeć bardzo silne i bardzo pozytywne wrażenie. Także, a może przede wszystkim dzięki osobowości, sposobie bycia. Mimo, iż los nie oszczędził jej cierpienia, Pani Zosia jest osobą pogodną i ciepłą. Zawsze też odwdzięcza się za każdy, nawet najdrobniejszy gest - dobrym słowem, czasem ciastem czy pierogami. Nie jest jej łatwo, gdyż utrzymuje się z renty (500 zł) zaś samo jedzenie dla kotów - bezdomnych (ok 50) i tych, które przygarnęła pod swój dach, aby w spokoju dożyły ostatnich dni (obecnie jest ich 16) - to wydatek rzędu około 1000 złotych miesięcznie. Wiele osób stara się pomóc. Jedni organizują bazarki, by zgromadzić choć trochę środków finansowych, inni przejmują opiekę nad niektórymi kotkami dając im dom tymczasowy, kolejni ogłaszają koty i szukają im najlepszych na świecie stałych domków, jeszcze inni pomagają w transportowaniu chorych zwierząt do lecznicy, ktoś pomoże w łapaniu, ktoś podrzuci nieco karmy, ktoś zorganizuje budkę dla zwierząt. Tej współpracy by nie było, gdyby nie działalność i zaangażowanie Pani Zosi. To jest dar, który posiada niewielu - umieć zjednoczyć ludzi w słusznej sprawie, pomagać budować dobre relacje, uwrażliwiać, być autorytetem dla innych.