Obiecałam sobie, że się tu nie wpiszę, jednak zrobię to.
Grażyno. Gdyby Twoje oskarżanie mnie miało ulżyć Ci w bólu, to ok, możesz to robić do woli. Jednak zarzuciłaś mi kłamstwo, a to nie jest prawdą.
Nie okłamałam Cię mówiąc Ci, żeby nie ruszać tematu anemii. Wiem, że wyniki spadały, ale wg mnie nie było to powodem do interwencji w tej chwili. To nie jest matematyka jak piszesz, ani proste dodawanie. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale to po prostu nie jest tak. Oczywiście Twoja hipoteza o hemobartonellozie może być prawidłowa. Jednak przy rozmazie krwi, który był zlecany, laboratorium poinformowałoby nas o jej obecności na krwinkach (zawsze tak robią). Takiej informacji nie było. Kolejna informacja to taka, że owszem hemobartonellozę da się stwierdzić pośmiertnie, odpowiednim badaniem. Stąd był pomysł o pośmiertnym pobraniu krwi z serca kota. Był to pomysł, nie prosiłam o to lekarzy z lecznicy, w której umarł Norbi, wbrew temu co twierdzisz. Myślę, że o tym powiedziała Ci Aneta, a Ty napisałaś, że lekarz Ci tak powiedział.
Nikt mi nie sugerował transfuzji krwi dla Norbiego. Nawet gdyby to zrobił, nie zostałaby ona przeprowadzona, bo nie robi się jej przy takich wynikach.
Badanie serca - rozumiem, że chodziło o badania genetyczne na HCM. Osłuchowo serce było w porządku. Badania genetyczne choroby typowej dla maine coonów (bo rozumiem, że to że był długowłosy zasugerowało komuś, że ma takie rasowe pochodzenie) moim zdaniem nie było konieczne.
Po bardzo lakonicznej rozmowie z lekarzem leczącym Norbiego, w której nie było słowa o hemobartonellozie, a uzyskanie jakichkolwiek konkretnych informacji okazało się niemożliwe nie mam żadnych wniosków, co do przyczyny śmierci kotka. Jedno jest pewne. Nie oskarżałam Ciebie. Jeśli słyszałaś naprawdę tę rozmowę, to z pewnością słyszałaś tez uwagi Pani doktor na Twój temat. Tym bardziej zadziwiające jest dla mnie to, że lekarzy, którzy zachowali się bardzo nieprofesjonalnie informując Cie o rozmowie ze mną ( w moim odczuciu nie powinni tego robić właśnie po to, żeby nie rozbudzić w Tobie uczuć, które teraz Tobą władają) uznajesz za wyrocznię, a osoby, które przez 6 tygodni nosiły Norbiego na rękach obwiniasz za wszystko. Ale ok, Twoje prawo.
Tak jak napisałam, możesz winić mnie za śmierć kota, jeśli przyniesie Ci to ulgę w bólu, ale nie rozmijaj się z prawdą, jednocześnie zarzucając mi kłamstwo.
Chyba naprawdę napiszę książkę dla lekarzy weterynarii absolwentów pt: "Dlaczego nie pomagać bezdomnym zwierzętom". Coraz bardziej rozumiem dlaczego moi koledzy pukają się w głowę, kiedy widzą co robię.
Więcej nie wypowiem się w tym wątku, cokolwiek by nie zostało tu napisane.