Witam!
Od 3 miesięcy mam w swoim domu kotkę - roczną Maine Coon. Wzieliśmy ją z chłopakiem z hodowli jak miała 9 miesięcy. Kotka dość szybko zaaklimatyzowała się w naszym mieszkaniu - 2 dni się chowała a potem już było dobrze. Sama w sobie jest ogromną indywidualistką, to trzeba zaznaczyć. Mimo tego, jest strasznie strachliwa - wystarczy worek na śmieci czy torba na zakupy a kot ucieka w popłochu..
Po jakimś miesiącu bycia u nas w domu, zabraliśmy ją do mojego domu rodzinnego - mieszkanie w bloku, tak samo jak nasze obecnie. Mieszkanie rodziców o wiele cichsze niż nasze, u nas za ścianą budowa więc kot przyzwyczajony do hałasów. Jak była w hodowli to właścicielka miała wielki dom z ogrodem, mnóstwo zakamarków więc nasze mieszkania są malutkie w porównaniu do jej.
Bałam się ją wziąć w inne miejsce, ale uznaliśmy, że musi się przyzwyczaić do rodziny, skoro docelowo będziemy ją zostawiać tam w razie wyjazdów. Wszystko było dobrze! Od razu chciała zobaczyć wszystko, nawet nie chodziła na przykurczonych nogach.
Teraz jestem po raz 4 z nią w domu i kot jest dosłownie.. przerażony. Wczoraj po przyjeździe wszystko było okej, chodziła, cieszyła się na wszystkich, bawiła. Dziś usłyszała stukot szklanki i jak wpadła pod łózko, to nie chce wyjść od 2 godzin. Nie wiemy co mamy zrobić - odgłosy są takie same jak u nas w domu, jest z nami, nawet drzwi do pokoju w którym siedzimy z nią są zamknięte - nie, kot nie wychodzi.
Miał ktoś podobną sytuację?