Mam straszny problem. Mieszkałam sobie z moim kochanym kociszczem w Polsce, w bloku, przez 5 lat. Każde wyjście np do weta to była tragedia, on naprawdę nie cierpiał wychodzić. Jak był mały to jak tylko chciałam użyć smyczy i pójść na trawę pod dom, to piszczał i marudził i leciał do drzwi żeby tylko znowu znaleźć się w domu...Od roku mieszkamy w Anglii (ja dłużej bo Nikodem przechodził w Polsce 6-cio miesięczną kwarantannę, czekałam na niego niesamowicie), od 5 tygodni w domku z ogródkiem. Nikodem zaczął miauczeć do drzwi, siedzieć wciąż przy oknie...dodam, że nie jest wykastrowany, gdyż nigdy nie znaczył, nie próbował dominować, nic z tych rzeczy. Rosyjski niebieski stonowany, zdystansowany królewicz. Puściłam go. Raz, drugi...pochodził, powąchał, wrócił do domu. Po jakiś 3 tygodniach uciekł mi przez okno i pojawił się dopiero rano. Postanowiłam zakupić obrożę z adresem i telefonem i zaczęłam myśleć jak to zorganizować. Okazało się, że miałam okazję tygodniowego wyjazdu do Polski, został z nim mój chłopak i go nie wypuszczał. Wczoraj przyleciałam,dzisiaj wyszliśmy sobie z Nikodemem do ogródka. Po jakimś czasie szłam do domu, a on za mną. Nagle rzucił się na moją nogę (nie wołałam go,nie kazałam wracać), położył uszy po sobie i nastroszył się straszliwie. Nie mogłam go odczepić od nogi, jak się udało to zwiałam do domu, a on za mną. Rzucił się znowu, chciałam go przytrzymać, więc tak mi poszarpał rękaw, że mam mega wielkie dziury w bluzce, niesamowite szramy i dziury w ręce. To było szokujące. Dobrze, że moja 9-cio miesięczna córka siedziała w wysokim krzesełku w kuchni. Niki nie mógł się uspokoić, jakoś udało mi się go zagonić do pokoju i zamknąć drzwi. Po jakiś 20 minutach uspokoił się i normalnie chodził po domu. Ja jestem spanikowana, omijam go, jestem w takim szoku, że naprawdę nie wiem co z tym wszystkim zrobić
Proszę mi tylko nie pisać, że gdybym go wykastrowała, to by tego nie było. Znam mojego kota i każdy kto go poznał był zawsze pod wrażeniem jego opanowania, spokoju i delikatności. Szukam konkretnej rady, może ktoś miał podobną sytuację? Wiem, że nie mam już innego wyjścia, muszę go wypuszczać...Jak to dobrze zorganizować i czy kot, który ma 6 lat poradzi sobie z tym światem do którego tak go ciągnie?