Witajcie.
Piszę, ponieważ macie większe doświadczenie i może pomożecie mi rozwikłać pewną zagadkę.
Od początku:
Dwa tygodnie temu trafiły do mnie na DT dwa dzikie kociaki (ok.3-4 m-ce). Założenie było takie, że mam je oswoić z ludźmi, psami, ogólnie życiem codziennym i oddać razem do adopcji. Szło ładnie, kociaki zaczynał powolutku się przekonywać zarówno do nas, jak i do psów. Z uwagi na ich lęk, niezbyt często brałam je na ręce i głaskałam, żeby nie potęgować stresu.
Dostały mało wdzięczne imiona - Ferdek i Boczek.
Pewnego dnia, a dokłądnie w ubiegły czwartek, zauważyłam, że Ferdek strasznie schudł. Zaczęłam go więc bacznie obserwować - miał apetyt, pił wodę w normalnych ilościach, bawił się z bratem, zdawałoby się wszystko ok.
W niedzielę umówiłam się z wetem na poniedziałkowy wieczór, mieliśmy koty odrobaczyć, zaszczepić i ogólnie przebadać. Ferdek był już bardzo chudy, ale próćz tego nic mu nie dolegało. Boczek wyglądał jak przedtem, może lekko przytył i poprawiłą mu się sierść.
W niedzielę wieczorem nastąpił przełom w socjalizacji Ferdka - wyszedł do nas i łasił się do psa. Bawił się ze mną sznurkiem, po czym dostał jeść i poszliśmy spać. Rano ok. 5.00 znów dostały jeść, a ja położyłam się dalej spać. O ósmej, czyli 3 godziny później zajrzałam do nich, chciałam uprzątnąć kuwetkę i zmienić wodę na świeżą, kiedy to odkryłam coś przerażającego. Ferdek leżał martwy i sztywny na podłodze. Po południu zawiozłam go na sekcję zwłok. Weterynarz stwierdził, że było to wirusowe zapalenie otrzewnej, śmierć była bolesna, choć szybka. Prócz tego w jelitach czysto, żadnych robaków. Kot ogólnie w kondycji niezłej, prócz znacznej utraty wagi.
Boczek zdrowy.
I teraz pytanie do Was. Jak to możliwe, że kot umiera w ciągu trzech godzin, nie dając wcześniej żadnych objawów tak złego samopoczucia?
Czy Boczek też może umrzeć? Jakie jest prawdopodobieństwo zachorowania w jego przypadku, skoro byli braćmi?
Nie mogę się z tym pogodzić. Ferdek umarł w cierpieniu, sam, na zimnej podłodze:(