Cały ich pech, to to, że urodziły się w złym miejscu i czasie.
Na tym podwórzu panuje prawo natury, albo przeżyjesz, albo umrzesz.
Dorosłe jakoś, póki zdrowe, sobie radzo, kociaki są na przegranej, zwłaszcza teraz.
Facet, karmiciel, nie pozwala zabierać, nie pozwala leczyć.
Gdy tam byłam, bo staram się monitorować to miejsce, facet oblał mnie wodą,taki śmigus dyngus.
Trochę postraszył ukrytą szablą, ale że byli świadkowie, ograniczył się do wrzasków.
Kociaki są maleńkie, na pewno dwa mają co najmniej jedno oczko stracone, one niestety nie wyszły.
Wyszło tylko jedno maleństwo. Te kociaki na pewno mają robale, pchły, grzybicę, maluch był prawie łysy.
Mają kk, są maleńkie, niedożywione, tracą ślepka, nie pożyją tam długo.
Błagam o jakikolwiek tymczas dla nich, choćby dla tych które tracą oczy. EDIT.
Wyjaśniam: jeden kociak znalazł dom, ale ten i jeszcze dwa inne nadal szukają choćby kącika.
Wiem, że te dwa maja jedno oczko stracone, może kk zaatakował już drugie oczka.
Proszę, może komuś zwolniło się trochę miejsca, może komuś drgnęło serce.