Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
justa.poli pisze:Niewątpliwie są dwa możliwe rozwiązania.
Najlepszym jest jak najdokładniejsza eliminacja WSZYSTKICH alergenów.
Oczywiście wiem, że nie wystarczy eliminacja kota, ponieważ alergeny zostają w domu dłużej, czasami nawet kilka lat.
Nie zmienia to jednak faktu, że jest ich coraz mniej.
Można również nie eliminować alergenów. Będzie się to wiązało z koniecznością przyjmowania różnych leków, które tak generalnie nie są dla organizmu obojętne.
Oprócz tego, że pomagają żyć z alergią, mają również wiele ubocznych skutków. Jest również prawdopodobne, że choroba i tak będzie się rozwijać i trzeba będzie przyjmować coraz to silniejsze leki.
aamms pisze:pati23 pisze:Niedawno radziłam się was w innej sprawie, teraz mam dużo większy problem. Otóż jeden z domowników, jak się okazało, ma alergię na moją kotkę. Niestety alergia się pogłębia (opuchlizna, swędzenie, czerwone plamy na szyi, katar itp).
Zanim cokolwiek postanowisz, musisz być pewna w 100 %, że to jest uczulenie na kotkę..
Były robione testy?
Jeśli nie, to na początek testy, a dopiero potem można się zastanawiać co dalej, bo to wcale nie jest takie oczywiste, że uczulenie jest właśnie na kota..
A piszę to na własnym przykładzie.. mam astmę na tle alergicznym i oczywiście jak lekarz usłyszał, że mam w domu koty, to kazał się ich natychmiast pozbyć.. najpierw się uparłam na testy, bo diagnoza była od razu i bez badań..
A resztę historii opowie mój wcześniejszy post z innego wątku:aamms pisze: (...) jak mi pierwszy raz robiono testy jakieś dwa - dwa i pół roku temu to wyszło, że jestem uczulona na wszystko i to im wyższy numer alergenu tym większe uczulenie..
Opuchlizna z całej ręki długo mi schodziła..
Fakt, że w pierwszej chwili lekarzowi udało się mnie przestraszyć ale potem zaczęłam analizować to swoje uczulenie..
Z kotami mieszkam od 2001 roku i jest raczej spokojnie.. ale czasem jakiś nowy tymczas na samym początku mnie uczuli na trochę..
Jazdy za to zaczynają się przy sprzątaniu i na wiosnę.. a także na samym początku okresu grzewczego.. A poza tym mam względny spokój..
Czyli w praktyce, to co wyszło z pierwszych testów raczej nie pokrywało się z tym co się ze mną działo..
No i powtórzyłam testy w styczniu tego roku.. i co się okazało.. że drapano mnie wcześniej tylko jednym narzędziem, dokładając w ten sposób wcześniejsze alergeny do następnych..
Jedne z ostatnich to były kot i pies i wtedy wyszło, że mam takie uczulenie, że właściwie nie powinnam żyć na tej samej planecie co zwierzęta..
A teraz zrobiono to porządnie, do każdej kropelki alergenu używając oddzielnego narzędzie drapiącego i wyszło wreszcie coś co się pokrywa z moimi obserwacjami - kurz, roztocza, trawy i brzoza..
żadne koty i psy..
Za to do sprzątania powinnam zatrudniać siłę zewnętrzną i w żadnym przypadku nie przebywać w strefie sprzątanej..
Pozbyć się wyściełanych mebli, wykładzin, zasłon i firanekk..
Pomocy zewnętrznej nie mam - sprzątam sama ale odkurzaczem z filtrem hepa.. Na razie dzięki Dobrej Duszy z forum, ale mam zamiar nabyć własny, mam oczyszczacz powietrza, który baaardzo mi pomaga..
Zasłony wymieniłam na cienkie, które można często prać, wyściełane meble często przecieram na wilgotno, firanek nie wywalę, bo nie znoszę łysych okien.. A wykładzinę wymienię na płytki albo na panele jak tylko będę miała za co..
Poza tym mam już teraz dobrze ustawione leki i można powiedzieć, że nie odczuwam specjalnie swoich dolegliwości..
A kociaste, jak zawsze śpią ze mną.. jakiś na głowie, inny w charakterze szaliczka na szyi.. jeszcze inny wtyka mi uparcie wąsy do nosa.. i to mi absolutnie nie przeszkadza i nie powoduje nasilenia się objawów alergii..
Mam nadzieję, że i u Ciebie wszystko się ustabilizuje..
i kot zostanie na stałe..
Z tym da się żyć..
i opowieść z ostatnich dni - w związku z próbą odczulania..aamms pisze:Wczoraj poszłam na pierwszy zastrzyk odczulający.. dostałam najmniejszą możliwą dawkę.. i miałam posiedzieć pół godziny na wszelki wypadek i pokazać się lekarzowi w celu oceny mojego stanu po wszczepieniu alergenu..
po pół godzinie zaczęły mi się pojawiać czerwone, gorące plamy na rękach, swędzenie dłoni, zrobiło się trochę słabo i bardziej duszno..
no i wylądowałam na leżance w gabinecie zabiegowym.. dostałam dożylnie coś odczulającego - w postaci zastrzyku przez wenflon i potem kroplówki, z czymś innym, też odczulającym, która złaziła ponad godzinę.. ponieważ saturacja też poleciała w dól, to nie ominęły mnie również 'wczasy pod namiotem.. tlenowym'..
Jakoś to wszystko opanowano, po odleżeniu kilkunastu minut po tych wszystkich zabiegach zażądałam wizyty w łazience i biedne pielęgniary chciały mnie tam zawieźć na wózku.. odmówiłam i zgodziłam się tylko na towarzystwo w drodze i pod drzwiami łazienki.. po wyjściu już było lepiej, chociaż powrotu do domu nie wspominam najlepiej, bo prowadzenie samochodu przy opóźnionym czasie reakcji nie jest tym co tygrysy lubią o świcie..
Acha, na wszelki wypadek zostawiono mi wenflon.. ponieważ przeszkadzał jak cholera i jednak po dojechaniu do domu z każdą chwilą czułam się lepiej, to pozwoliłam sobie zadecydować o jego wyjęciu już wczoraj a nie dzisiaj rano i w tym celu poszłam do lecznicy weterynaryjnej, żeby fachowiec pomógł mi wyjąć to świństwo, bo mnie osobiście brakowało jednej ręki do tego zabiegu.. fachowiec lojalnie uprzedził, że do tej pory wyciągał wenflon tylko zwierzętom ale ja obiecałam, że nie będę gryźć i drapać.. i po chwili ręka już była sprawna..
Dzisiaj jest w porządku ale coś mi się wydaje, że nie dam rady przetrwać odczulania..
na decyzję o kontynuacji mam dwa tygodnie..
Właśnie w ten czwartek mam dać odpowiedź..
wygląda na to, że raczej się nie będę odczulać..
A leki, które biorę całkiem nieźle pozwalają mi funkcjonować bez specjalnych problemów..
Użytkownicy przeglądający ten dział: JedrzejGra, Zeeni i 535 gości