Sytuacja z mojego miasta:
AWANTURA O KOTA
Fakt 1
Pogryziony ,bezdomny kot znaleziony w trawie przy ul. Łukasiewicza został zabrany do lecznicy przy ul.Piastów ponieważ potrzebował pomocy.
Nos to była jedna wielka rana z której leciała krew, Sierść w stanie opłakanym, matowa, brudna, brzuch wzdęty. Dodatkowo weterynarz stwierdził odwodnienie.
Obraz nędzy i rozpaczy. Kot dostał zastrzyk przeciwzapalny i przeciwbólowy oraz maść do smarowania nosa. Na wynos dostał tez zastrzyki gotowe do podania przez najbliższe 6 dni oraz pouczenie jak je podawać. Padło też podejrzenie na chorobę nerek dlatego zlecono badania biochemi krwi. Za całą wizytę wraz z badaniami zapłacono gotówką 100 zł. Kot został tymczasowo umieszczony w oświetlonej piwnicy, dostał legowisko ,kuwetę , jedzenie oraz picie.Po zakończeniu leczenia miał być wypuszczony w to samo miejsce z którego został zabrany
Fakt 2
Rozwrzeszczana kobieta odebrała siłą kota , który od razu trafił z powrotem na ulicę gdzie był widziany jeszcze następnego dnia.
Powyższa kobieta twierdzi, że jest opiekunką kota. Nie ma na to żadnych dokumentów typu np. książeczka zdrowia
Osoba ,która podjęła się ratowania kota (zapłaciła za leki i badania)| dała kobiecie z Łukasiewicza rachunek za wizytę , badania i zastrzyki wraz z kartką jak podawać.
Rzekoma opiekunka nie zwróciła jej żadnych kosztów.
Fakt 3
Kobieta (niby opiekunka) skarży się dookoła, również w internecie, pomawia osobę która zajęła sie kotem i za własne pieniądze podjęła jego leczenie o to, że szkodzi kotu. Porywa koty a następnie je uśmierca. Grozi jej policją.
Wpis tej kobiety z portalu Istotne Informacje:
"Kot został odnaleziony i wyciągnięty z cudzej piwnicy. Złapała go kobieta i zamknęła w piwnicy pod pretekstem leczenia (co do jej intencji leczenia to mam duże wątpliwości, bo jej zachowanie i relacje nie są spójne). Złapała kota bez jakiegokolwiek wywiadu, zapytania np. w sklepach przy ul. Łukasiewicza bo ten kot jest tu od 6 lat i jest znany przez mieszkańców i handlowców. Wcześniej ok. 2 lata temu właśnie z ul. Łukasiewicza zginął inny kot i też złapała go kobieta z tej samej ulicy i u tej kobiety tamten kot zakończył życie. Tylko dzięki determinacji, uporowi i intuicji co do miejsca poszukiwań kot został odnaleziony (i bardzo się ucieszył że został uwolniony)."
Jaki z tego morał?
Ludzie widząc krzywdę zwierząt przestaną reagować.