Witam
No wiec sprawa ma sie tak-od juz jakichs 2 lat podchodzil pod moj balkon szary kot, taki osiedlowy przyjaciel, bywal w moim ogrodzie, czy tez sasiadow, ogolnie mial tu swoje terytorium (oprocz niego tez troche innych). Bardzo przyjazny dla czlowieka, chetnie sie przymilal, dawal glaskac. Jednak wszystko zaczelo sie zmieniac jakos w zeszly piatek kiedy na jego szyi pojawila sie fikusna obroza z dzwoneczkiem. Zachowywal sie raczej ok chociaz sprawial wrazenie wystraszonego (jakis czas wczesniej tez przychodzil wystraszony). W kolejne pare dni przestal przychodzic pod balkon, zaczal spac pod plotem ogrodu, a jak do niego podchodzilem ja czy sasiedzi, to zaczal strasznie glosno prychac i miauczec, jakby chcial odstraszyc, od razu szedl krokiem odchodzacym. Wygladal bardzo mizernie.
Chcialbym sie zapytac czy to jest mozliwe ze mozna w tak szybkim czasie zdziczec? Moze mial jakies traumatyczne wydarzenie, czy predzej jest nas cos chory?
Przy okazji mam pytanie czy jest tu ktos z Przeclawia (zach-pom)? Bo na naszym osiedlu nagle zniknely koty ktorych od 2 lat bylo mnostwo.