Witam! Dawno nie zaglądałam na forum, a mój maluch rośnie aż miło W międzyczasie jednak pojawiły się pewne niepewności i plany więc postanowiłam przydreptać tutaj i ponownie skorzystać z wiedzy bardziej obeznanych w temacie
Ale przechodząc do rzeczy... Mój kocurek staje się coraz większy już (4 miesiące stuknęły jakiś czas temu ) więc też nieuchronnie zbliża się termin zrobienia mu krzywdy - sterylizacji (tak naprawdę to zawsze był główny powód dla którego nie chciałam kotka w domu - szkoda mi go i tyle...). Na samym początku pytałam jednego weterynarza o ten zabieg i on polecił, że najlepiej czekać z kociakiem aż zacznie smrodzić i wtedy w te pędy umówić się na wizytę, gdyż im później tym lepiej. Zważywszy jednak na fakt, że później dowiedziałam się paru niepochlebnych rzeczy o tym człowieku postanowiłam spytać was jak to jest? Czy w ogóle da się umówić szybko na wizytę? Czy nie umrę od smrodu jeśli Yrael zacznie robić niespodzianki w poniedziałek, a ja umówię się na piątek na zabieg (wolałabym mieć możliwość opieki nad moim szkrabem po operacji, a ze względu na zajęcia tylko weekend wchodzi w grę)? Lekarz mówił, że nie można zbyt długo czekać z operacją, ale co właściwie znaczy "długo" (dzień, miesiąc)? Czy też może według was lepiej jest z góry ustalić datę i nawet jeśli maluch nie będzie jeszcze "smrodzić" pójść i pozbawić go męskości?
Pojawił się również na tapecie temat drugiego kociaka Tutaj jednak powstają kolejne niepewności... Uznałam, że najlepiej będzie jeśli nowy pojawi się już po operacji pierwszego - ot rezydent wtedy powinien być spokojniejszy i mniej terytorialny, a poza tym nie będzie problemu z walkami o władzę, gdy rezydent będzie "odchorowywać" zabieg. Niestety mieszkam w kawalerce, więc możliwości rozdzielenia kociaków na dłużej nie ma. Czy w dobrym kierunku kombinuję? Dodam, że ze względu na finanse (pierwsze szczepienia malucha) nie mogę adoptować wcześniej niż w listopadzie (powstał przy okazji pomysł, aby po świętach udać się do schroniska i dać drugą szansę jakiemuś porzuconemu "prezentowi gwiazdkowemu"). Jak załagodzić ewentualne walki? Jak już pisałam małe mieszkanie, więc nie da rady bawić się w zapoznawanie przez drzwi (Yrek uwielbia wchodzić z nami do łazienki i nie chciałabym narażać go na stres i złość pozbawiając go tej przyjemności, poza tym mógłby uznać, że drugi jest ważniejszy dla nas, bo on tam może być dłużej ). Problem z moim kocurkiem jeszcze może być taki, że mam wrażenie iż był bity i bardzo tłamszony przez inne kociaki (w sklepie dobrze je karmili, a maluch był niedożywiony - wystające kości i te sprawy, poza tym był bardzo płochliwy w sklepie, a w domu prawie że jak ręką odjął i już pierwszego dnia się tulił ). Czy strach może powrócić? Albo czy może okazać się strasznie agresywny do nowego maluszka, bojąc się, że "koszmar dzieciństwa" powróci? Ostatecznie drugiego kota chcemy przede wszystkim dla niego (za rok kończę studia i jak oboje zaczniemy chodzić do pracy to przez całe dnie kociak byłby sam).
Z góry dziękuję za odpowiedzi