No, problem "krowich placków" zniknął jak ręką odjął. Ot, tak po prostu
Kota więc jest zdrowa, ma o wiele bardziej błyszczącą sierść niż jak ja wzięłam ze schronu, przytyło jej się tez troszeczkę
Kończą mi się też pomału pomysły na sztuczki, jakich ją mogę nauczyć - Dita umie siadać, przybijać piątki obiema łapkami ( rozróżnia też komendę 'druga łapa"), stawać na tylnych łapkach, kłaść się, turlać, kręcić wokół własnej osi ( najchętniej w prawo) i wskakiwać na komendę na łóżko. Jakieś pomysły?
Rodzinka się trochę zdziwi kiedy przedstawię im na świętach pokaz kocich sztuczek
W ogóle, to ja na prawdę nie wiedziałam, że można tak bardzo kochać zwierzę. Do tej pory miałam tylko gryzonie i ryby ( rodzice się nie zgadzali na większe futro), Dita to mój pierwszy prawdziwy zwierzęcy przyjaciel. Jak tak na nią patrzę to mam od razu ochotę uściskać i przytulić
Aż strach pomyśleć, co to będzie za te kilkanaście lat - przecież Dita jest u mnie dopiero 2 miesiące! Ale w sumie czemu się dziwić - mieszkam w mieszkaniu tylko z nią, jest moją jedyną towarzyszką życia...
Ale pomimo tego, że jest kochana, to już jej jest za dobrze, bo zaczyna wybrzydzać. Nie zje już saszetki rybnej, bo niedobra, mimo że kiedyś jadła. I tak na wieczór połowa obiadu ląduje w śmieciach... A koty środowiskowe głodują.