Witam.
Szczerze powiedziwszy nie wiem, gdzie mam umiescic ten apel o pomoc. Przedwczoraj zadzwonił mi telefon, ucieszona sąsiadka - kociara zadzwonila, żeby poprosic, żebym przyszła zbadać kotka 'Wiesz Agnieszko, znalałam biedaka dzisiaj na osiedlu, on taki biedny chudziutki, ale taki kochany, mogłabys przyjśc zobaczyc czy jest zdrowy i nic mu nie jest, bo biedak bardzo dużo je i dziwnie chodzi'. Pani z iście miłością w głowie - widac, że to miłośc od pierwszego spojrzenia.
Kotek po wstepnych oględzinach okazał sie mlodym, ok rocznym kocutkiem, zdrowym (zarobaczonym), ale z sygnałem, że cos z lapkami jest nie tak - ortopedia się nie zajmuje, więc wysłalam do odpowiedniego weterynarza.
Weterynarz podejrzewa uraz powypadkowy lub pectinus, ale od razu na wstepie powiedziała Pani, że byc może bedzie potrzebna operacja, koszty NORMALNIe ok. 450 zł., ona zrobi zabieg za jedyne 250 zł.
Dzisiaj kolejny telefon. Pani dzwoni opowiedziec, że była u weterynarza, że tak jej powiedział, cała zapłakana, dosłownie z emocjonalnego bólu wyje mi do słuchawki, że nie ma serca oddac go do schroniska, przecież wiemy jakie jest nasze schronisko, że teraz dużo kotów, uspią go, ale ona nie może, jej nie stac, co ona ma zrobić
((
Szczerze powiedziawszy normalnie miałabym to gdzieś. Wzięła to martw się, ja tez nie mam pieniędzy, ale nie tym razem... Powiem tak, wiele kocików czeka całe zycie na takie domy jak ta Pani, poprzedni jej kotek umarł miesiąc temu na białaczkę. Pani naprawde go pokochała, kot jest przeuroczy, więc przystanęłam na chwile w swoim codziennym biegu, popukalam sie w brodę i spokojnym głowem 'Spokojnie, niech Pani sie uspokoi, trzeba na poczatku go zabrac na RTG, prosze pojechac do koniecznie dr xxxxx, on jest znakomitym diagnostą, proszę zrobic diagnostykę, bo nie wiadomo czy to nie jakas stara zmiana nieoperacyjna, niech Pani sie uspokoji'...i znów mantra 'Tak, tak, wiem....szloch... jedziemy, zrobimy, umówimy sie, tak, tak, do dr xxxx, dobrze, ale co dalej, gdybym miała t a cholerna prace, a ja bez grosza, a jak go to będzie bolec, a przeciez w schronisku tez sie nim dobrze nie zaopiekują'... No tó znów iscie psychologicznym podejściem i spokojnym głosem (choćbym to ja miała go sama za chwile ukatrupić) ' spokojnie, najpierw diagnotyka, a póxniej będziemy sie martwić dalej, jakoś spóbujemy te pieniązki nazbierac, rozłozyc na kredyt, cokolwiek, postaram sie pomoc'...
No i tak sie wkopałam, bo ja nie mam jak wyłożyć teraz na chwilę obecna ewentualny zabieg
Jeszcze nie pozbierałam sie po sterylizacji mojej byłej podopiecznej - owczarki, a juz wiesci, że po 3 latach adopcji wraca moja staruteńka suczka Tineczka i trzeba opłacic hotel, kóry zna w kwocie 400 zł. miesięcznie, a teraz ten kot
(((
Pomyslałam, że może jakoś dobre duszyczki pomoga zapewnic temu maluszkowi (bo to niedożywiona kruszynka jest) TEN dobry dom, o którym większośc z nas by marzyła dla swojego podopiecznego, gdzie zawsze jest jedzonko, mleczko/woda/ ciepełko, weterynarz i mięsko
Nie chcę mu odebrac szansy na leczenie, skazac na ból, nie mogłam przejśc obojętie, nie chce, zeby poszedł do schroniska, a jednoczesnie nie mam pomysłu co dalej...