Kicia wczoraj tylko czekala, az wykonamy radosne telefony, ze jest w domu, chwile odsapniemy od emocji, zjemy kanapke ze scisnietym od dawna zoladkiem i sobie pojde, zeby mogla byc znow tylko z Halina. Dla Haliny jak zawsze miziasta, zmeczona, szczesliwa, ze znow w domu.
Az mi zal, gdy pomysle o kolejnym stresie, ale czeka na nia swietny DS. Mam nadzieje, ze wizyta PA to potwierdzi. Przemila, delikatna, wrazliwa dziewczyna /kobieta czeka na Rive jako kumpelke dla swojego kocurka. Wspierala nas caly czas, martwila sie, nie tracila nadziei. Zakochana w Rivie, widziala u Haliny, jak kicia zmyka przed obcymi, ale jest zdecydowana walczyc o jej zaufanie
Riva znalazla sie dokladnie tak, jak obstawialam. Nie bardzo juz wierzylam w ciagle oblatywanie terenu, bo nie bylo zadnych sladow. Mialam raczej nadzieje, ze wreszcie ktos inny ją zobaczy przypadkiem. Charakterystyczna kicia na terenie, gdzie nie ma kotow. Zaczepialam mase ludzi, opowiadajac o kici, szczegolnie ludzi z psami...No i w poniedzialek w pracy telefon od przejetej Haliny, zadzwonila do niej przemila pani, ze odkryla kryjowke Rivy. Siedziala w miejscu, ktore w jakims zaslepieniu mijalysmy. Na koncu oblatywanych podworek wjazd z Krasinskiego blisko Broniewskiego na otwarty parking na gorce, a tam murek wokol parkingu i w nim jakis lufcik. Pani widziala kicie w lufciku, jej piesio ją tam prowadzil
Halina poleciala zaraz po pracy i zadzwonila chlipiac, ze widzi koteczke siedzaca w tej dziurze. Nie wiem, gdzie ten lufcik wychodzi, moze do jakiegos pomieszczenia pod parkingiem. Jeszcze z pracy zadzwonilam do Agneski, zeby migiem zorganizowac klatke lapke, najblizej bylo do Aleby, ktora mnie przeszkolila w obsludze. Dzieki! W zyciu nawet nie towarzyszylam przy lapaniu kotow w klatke, Halina nawet nie slyszala o takim wynalazku. Zakupilam przysmak Rivy w ilosciach hurtowych, czyli udka z rozna i lyskasa dla smrodku. Pomeczylam jeszcze telefonami forumowe kolezanki - specjalistki od lapania warszawskich dzikusow. Dzieki za rady! Balam sie bledu, zeby kotki nie wystraszyc.
Ustawilysmy klatke na poziomym, czyli przy samej drodze, bo lufcik byl nad stromą trawiasta gorką. Siadlysmy z drugiej strony murka na parkingu, przygotowane na czekanie wiele godzin, a dopiero sie sciemnialo. Po paru minutach Halina zauwazyla przebiegajacego ciemnego kota, ale nie byla pewna, czy to Riva. Odczekalysmy z ironia rozmowy telefoniczne na parkingu jakiegos biznesmena bez biura, w koncu sobie polazl. A za chwile zza murka wychylila sie niunia, popatrzyla sobie na nas, my udajac glupie bez ruchu na nią
Po paru minutach znow wyjrzala. My milczac synchronicznie gadalysmy ze sw. Antonim, bo kicia przy tym murku byla prawie w klatce. W koncu łupnęło, polecialysmy do klatki, w ktorej siedziala wystraszona kiciunia. Chyba nawet pol godziny nie czekalysmy. Kicia najwidoczniej juz wychodzila z kryjowki, szukajac jedzenia. Jak ona znalazla ten lufcik, malutka, no? Pewnie przeszla ogrodki koscielne i tam znalazla kryjowke.
Pani z pieskiem odmowila nawet nagrody, moze przynajmniej piesio nie odmowi smakolykow. Kojarze te panią, obiecywala sie rozgladac, bo z okien ma widok na parafialne ogrodki. Mowila, ze ma pieska ze schroniska