Witam, potrzebuję Waszej rady!
Przez dwa dni miałam w domu małego uratowanego kociaka, dla którego szukałam domu. Maluch jest od wczoraj u swojej nowej rodziny. Rozważałam zatrzymanie go, ale niestety.. Moja domowa kocina ( Milka ma około dwóch lat, jest kotem wychodzącym rano i wracającym koło 16) mówiac delikatnie nie była 'intruzem' zachwycona. Zaczęła na niego syczeć i szykować się do ataku, podrapała mamę, kiedy ta ją przytrzymała. Koniec końców Kocica siedziała z rodzicami na parterze domu a Maluch u mnie w pokoju, na górze. Milka była sztywna, bardzo spięta, miała spocone z nerwów łapki. Teraz, kiedy Mały pojechał odkurzyłam pokój w którym przebywał, zmieniłam pościel w której spał itp. żeby nie denerwować jej jego zapachem. Kiedy wróciła do domu zjadła i zaczęła płakać pod drzwiami, znów była wystraszona i zestresowana. Mama wzięła ją na ręce i pokazała, że w domu nie ma już Malucha, kończąc 'obchód' w feralnym pokoju. Kotka zaczęła tam piszczeć i płakać, nie chciała tam przebywać. Nie rusza swojego kocyka, na którym Mały przez chwilę stał. Nie wchodzi nawet na piętro.
Milka była małą, wchudzoną kulką uratowaną z ulicy podczas największych mrozów, zagonioną w róg przez psa. W takich okolicznościach kociak był rozpieszczany i wszyscy bardzo go adorowali. Nie wyrosła jednak na typ przytulaka. Raczej nie podchodzi do nas sama. Nie spodziewałam się, że aż tak przeżyje niespełna 48h obecności kociaka.
Czy ktoś z Was miał podobną sytuację? Proszę, podpowiedzcie mi coś. Bardzo mi przykro, że Kocica tak to przeżywa i nie chcę popełnić kolejnego błędu.