» Pon wrz 03, 2012 0:59
Re: CZY KTOŚ MA KONTAKT DO DELFINKI SZUKAM KOTA !!!!! PROSZE
Wilber napisze.
Dopiero teraz mam możliwość dopisania epilogu i publicznego powiedzenia Annskr : serdecznie DZIĘKUJĘ.
Za to, że skontaktowała mnie z Delfinką i za to, że dzwoniła, pisała maile, pytała, wspierała radami i podtrzymywała na duchu, każdy, komu zaginęło zwierze wie jakie to ważne !!!
Delfince dziękuję za nieocenioną pomoc, gdyby nie jej informacje, to myślę nie udałoby mi się tak szybko odnaleźć Maludego.
W skrócie :
Kot zaginął na obcym sobie terenie, jedno głupie niedopatrzenie, jak już napisałam wyskoczył przez okno dachowe.
Miejsce zaginięcia to Jutrosin, małe miasteczko-wieś, około 2000 mieszkańców.
Kot _ Maluda, dziesięć miesięcy, na swoje szczęście duży, sześć kilo wagi co wyróżniało go na tle mikrych kotów wiejskich plus obroża z feromonami. Ogólnie kot przełagodny, dupa z uszami.
Od pierwszej chwili wiedziałam, ze albo go znajdę, albo zginie. Starałam się wykorzystać wszystkie atuty miejsca zaginięcia, czyli przede wszystkim niewielka liczbę mieszkańców i szybkość rozchodzenia się informacji. Teren sam w sobie niebezpieczny, duże obszary pól, lasów, zalew, dużo luźno biegających psów, maszyny rolnicze na polach. Gospodarstwa usytuowane są zamkniętym frontem do ulicy, tył czesciowo zabudowany gospodarczo, dalej otwarty na pola, stąd niemożność chodzenia i szukania od tej strony. Pomimo to i tak starałam się zachodzić chaszczami na tyły co w jednym przypadku skończyło się prawie nadzianiem na widły przez rozsierdzonego i lekko wstawionego gospodarza, który wział nas za złodzieji.
Pierwsze ogłoszenia rozlepiłam w trzy godziny po zaginięciu, w sumie przez trzy dni rozniosłam, rozlepiłam i rozdałam około 700 ogłoszeń, następne 500 było już pociete i przygotowane, 500 się drukowało. Moim celem było, zeby kazdy z mieszkańców dostał ulotkę. nagroda w pierwszym dniu wynosiła 500 złotych, w drugim 1000, nie wiedziałam, czy dobrze robię, ale chodziło mi o wywołanie sensacji, plotka niesie się najszybciej.
Nagroda najbardziej zmobilizowała żuli, niebieskie ptaki i dzieci, dzieki informacjom udało mi się ustalić mniej więcej teren na którym moze się poruszać, tą strone miasteczka obeszłam dom, po domu dzwoniąc do kazdych drzwi, dając ulotke i rozmawiając z każdym. Atutem było tez to, ze dzieki dosć specyficznej pracy jesteśmy tam znani, pozwalano nam wszedzie wywieszać ogłoszenia, ksiądz w kosciele dołączył moją prośbę do ogłoszeń parafialnych po kazdej mszy, w najwiekszym w Jutrosinie zakładzie pracy Pan Legutko (serdeczne dzięki) moją prośbę i informację o nagrodzie podał przez megafon jako bardzo ważne ogłoszenie. Zalezało mi bardzo na tym, bo ci ludzie pracują na okolicznych polach, są często z sasiednich wsi, nie miałam pojecia w którą stronę i gdzie kot może się udać.
Nie pracowałam, prawie nie jadłam i nie spałam- szukałam, pomagał mi kolega, we dwójkę patrolowaliśmy okolicę, myślałam, że zwariuję, uspokajało mnie tylko działanie, wyznaczanie celu i jego realizacja.
Odezwała się Delfinka, ja sceptyk do szpiku kości chciałam wierzyć i uwierzyłam, łatwo było bo powiedziała same dobre rzeczy, że że jest, ze żyje, że chce wrócić, że nie grozi mu bezpośrednie niebezpieczeństwo, że nie ma zadnych przeszkód innej natury aby wrócił. Poza realnym szukaniem zaczęłam wizualizować sobie jego powrót, myśleć o nim, mówić do niego. Delfinka z mapy podała mi przyblizone punkty jego przebywania, miejsca pokrywały się z patrolowanym przez mnie terenem na którym go widziano.
Postanowiłam wrócić do miejsca w którym nam zniknął, czyli na względnie bezpieczny dla niego zachaszczony teren opuszczonego tartaku, tam wykładać jedzenie i próbować go zwabiać, jednocześnie zaczęłam organizować ściągnięcie klatki-łapki.
Wioeczorem w piatek obłożona kocim jedzeniem, ze śpiworem, latarką i wałówką postanowiłam zadekować się pod wiatą w chaszczach starego tartaku, ksiądz był na tyle uprzejmy, ze powiadomił lokalna policję, ze bedę nocować na cudzym terenie bez zgody własciciela.
c.d.n.
Mico (*)