Dzisiaj w nocy, co kilkanaście minut było słychać gdzieś w pobliżu naszego parkingu nawoływanie bardzo zdesperowanego kota. Cały czas sygnał 'gdzie jesteście', calutką noc. Udało mi się dojrzeć naszego blokowego dzikuska, co chwilkę patrolującego okolicę, nie wiedziałam, czy to on wołał, czy też tylko sprawdzał, kto woła. to generalnie bardzo już zadomowiony w naszej okolicy kot, ale poza nim nie widziałam żadnego innego. Nie udało mi się namierzyć wołającego także rano (wyszłam z karmą). Dopiero po południu zobaczyłam go przez okno. Szedł za dziećmi, próbował się wcisnąć z nimi na klatkę schodową. Potem pobiegł do następnych, łasząc się, idąc krok w krok. Wyszłam z córką na spacer, wzięłyśmy karmę. Zjadł bardzo dużo, potem towarzyszył nam cały czas na spacerze. Jagoda bawiła się w piaskownicy, a on polował na zabawki w piasku, chodził po krawędzi piaskownicy, pilnował nas jak pies. Po jakiejś godzinie jacyś ludzie dla zabawy pokiciali do niego, pobiegł za nimi. I tak calutki dzień. On po prostu na siłę chce się przykleić, pójść z kimś, za kimś. Nawet jedzenie nie interesowało go tak bardzo, jak ludzie.
Ma wielkie zaufanie do dzieci. Kompletnie nie boi się psów, jedynie lekko kuli się, kiedy pies podchodzi. To drobnej budowy (ok. 3 kg) burasek. Zęby czyste, bez kamienia, wygląda mi na 2-latka. Dupeczka dość chuda. Nie wykastrowany, ale to w tej sytuacji najmniejszy problem - mogłabym go zabrać na zabieg nawet jutro. Dramatyczne jest to, że ja nie mogę mu dać domu nawet na chwilę. Mam w mieszkaniu 8 kotów, rezydentów mam starych, schorowanych. Mój Filemon ma zaawansowanego nowotwora kości, Śnieżka ma około 18 lat, nowotwór i chore serce. Większość kotów mamy kilkunastoletnich.
Poza wszystkim brak możliwości jakiejkolwiek izolacji, mamy małe dziecko, a ja jestem w zaawansowanej ciąży. Nie jestem w stanie pomóc, choć strasznie mi z tym źle, to wielki dyskomfort, bo zawsze reagowałam w takich sytuacjach.
Proszę o pomoc


Dwa.
Na dodatek dowiedziałam się wczoraj, że kocurek oddany przeze mnie do adopcji 9 lat temu, Tygrys, został oddany przez właścicieli do schroniska. Dziewięć lat miał dom i został oddany do schroniska jak rzecz. To w tej chwili bezzębny dziadek - oddawałam go jako kilkulatka. To był kot zawsze bardzo delikatny emocjonalnie, płochliwy wobec ludzi. W azylu, w którym wtedy pracowałam, odnalazł się dopiero wtedy, kiedy zaprzyjaźnił się z bardzo podobną do siebie emocjonalnie kotką, razem spędzali cały czas, przytulając się, dotrzymując sobie kroku. Nigdy nie był agresywny wobec żadnych innych kotów, ludzi się zwyczajnie bał. Był duży, miał piękne bure futerko. Teraz dodatkowo, oprócz burego futerka, ma złamane serce. Był oddawany do adopcji już jako kastrat.
Nie dowiedziałabym się o tym nigdy, gdyby nie godna podziwu czujność wolontariuszki schroniska, Małej1




Tak wyglądał 9 lat temu, przed adopcją:



Tak obecnie, kompletnie przerażony:
