Witam
Dwa dni temu umarla mi kotka. Dwa tygodnie temu zauwazylam u niej ciezki oddech. Po wizycie u weterynarza, wet stwierdzil ze to infekcja, zapalenie pluc. Podal antybiotych i srodek do sciagania wody. Po 5 dniach, kiedy bylo juz lepiej odstawil srodek, zostalismy przy antybiotykach. Niestety stan zaczal sie pogarszac wiec znow wrocilismy do gabinetu. Tym razem podal inny antybiotyk i znowu srodek do sciagania wody z pluc. Scenariusz po kilku dniach byl ten sam tylko ze stan pogorszyl sie z dnia na dzien. Kotka miala znaczne problemy z oddychaniem wiec szybko w poniedzialek zawiezlismy ja do weta. Tam weterynarz stwierdzil ze kot nie reaguje na leczenie, nie reaguje na antybiotyki a jedyna rzecza jaka przynosi mu ulge to ten srodek do sciagania wody. Poniewaz sytuacja byla ciezka, kotka byla odwodniona, wet stwierdzil ze nie ma ratunku, musielismy ja poddac eutanazji. Po fakcie, zrobil punkcje pluc - byla tam krew.
Teraz moje pytanie, ktore nie daje mi spokoju - czy wet mogl zrobic wiecej? Po tym wszystkim nie moglam sie pogodzic jak szybko ta kotka "sie zawinela" wiec zaczelam czytac. Wyczytalam ze woda i krew w plucach moga byc oznaka powaznych problemow z sercem. Takiej opcji weterynarz nawet nie wzial pod uwage, upieral sie ze to wszystko wina zapalenia pluc i braku reakcji na leki.
Czy jest to dla Was wiarygodna diagnoza ? Pytanie odnosi sie do tych z Was, ktorzy maja duze doswiadczenie z duzo iloscia roznych kotow.
Dodam ze jest.. byl
to kot zdrowy, niewychodzacy (nie liczac balkonu).
Pytam poniewaz teraz tak sobie mysle ze dwa tygodnie to dosc duzo czasu na to zeby zmienic pozornie beznadziejna sytuacje i mam wrazenie ze cala ta diagnoza weterynarza oparla sie na stwierdzeniu ze coz tak bywa.
Wasze sugestie sa dla mnie wazne, poniewaz nie czesto jestem u weterynarza z moimi kotami nie liczac szczepien i odrobaczania. Ale jesli jest jakas kryzysowa sytuacja to musze zaufac takiemu wetowi w 100 %.