Aż mi serce staje jak pomyślę o odpowiedziach na ten post.. do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że to się stało na prawdę. Ale czuję ogromną potrzebę wyrzucenia tego z siebie... Więc zacznę od początku.
Jeszcze wczoraj w naszym domu zamieszkiwały 2 koty - czarny i biały. Czarny był u nas od 13 lat... byłam jego panią od 1. klasy podstawówki... Teraz kończę 1. rok studiów... To co się wydarzyło wczoraj było największym koszmarem mojego życia
Bardzo spieszyłam się na umówioną jazdę konną. Wróciłam do domu, szybko się przebrałam, wsiadłam w auto, odpaliłam... ani przez sekundę nie pomyślałam o kotach. Często chowały się przed słońcem pod autem, ale jak tylko usłyszały dźwięk silnika, uciekały... Tym razem było inaczej - podejrzewam, że za szybko ruszyłam, od razu z gazem... I nagle słyszę przeraźliwy MIAUK... Boże, to było okropne
:( nie byłam pewna czy mi się czasem nie przesłyszało, przez jakies 3 s. siedziałam w bezruchu, po czym szybko wysiadlam z auta... on był pod kołem! Nie wyobrażacie sobie, w jakim bylam stanie. Nie docieralo do mnie, co sie dzieje, bylam w amoku. Natychmiast wsiadlam w auto i ruszylam do przodu, kotek sie podniosl i schowal pod drugie auto.... Zajrzalam pod nie, zaczelam tak okropnie plakac, on byl tak bardzo wystraszony... Pobieglam do siostry i wykrzyczalam co sie stalo, nie wiedzialam co dalej, zadzwonilam do mamy... probowala mnie uspokoic, ale bylam w takim szoku i w takiej rozpaczy, ze nie potrafilam racjonalnie myslec. Jedyna mysla bylo wezwac weterynarza, ale niestety to sie nie udalo. Kiedy szukalam numerow tel. i do nich dzwonilam, kot uciekl do opuszczonego budynku tuz obok. Szukalismy go, chcielismy go zebrac i pojechac z nim do wet., zeby juz go uspil, zeby nie zdychal w meczarni... Byłam zrozpaczona. Nigdzie go nie bylo. Nigdzie! Modliłam się o cud, zeby on wrocil, zeby okazalo sie ze jakims cudem sie z tego wylize.. zaczelam go szukac wszedzie, po ok. 30 min - 1 h znalazłam w trawie za budynkiem... jego zwloki.
Nie piszę tutaj o tym szukając pocieszenia, w 100% obwiniam siebie. To była tylko i wylacznie moja wina, a ja wciaz nie potrafie w to uwierzyc... ze zabilam mojego ukochanego kota, ktory przezyl w naszej rodzinie 13 lat po to, żeby zginąć w taki sposob... to jest jakis koszmar, czuje sie jak morderca, a nawet jeszcze gorzej. Te obrazy nie dają mi normalnie funkcjonowac, nigdy w zyciu nie zdarzylo mi sie nic bardziej przykrego
piszac o tym wciaz nie potrafie powstrzymac łez, nie wiem kiedy uda mi sie otrzasnac...
Pozytywną stroną jest to, ze moje zalamanie zwiazane z ta cala sytuacja sprowadza sie do jednego - potrzeby zaadoptowania kotka, uratowanie zycia innemu, potrzebujacemu pomocy. Jak na razie szukam wsrod znajomych, bo takich kotkow jest wszędzie pełno.. niechcianych, skazanych na okrutny los ... To jest wszystko, co moge zrobic - przygarnac i oddac mu cale moje serce. Bo czasu, chocbym nie wiem jak BARDZO chciala.. nie cofnę....
(