Wczoraj dostałam zgłoszenie, że na jednym z gdyńskich podwórek jest prawdziwy koci dramat.
Dziś tam pojechałam - to co zastałam brak słów
Nie rozumiem jak ludzie mogą tam mieszkać, przechodzić codziennie koło tych kotów i nic z tym nie robić
Sprawę zgłosiła siostra mieszkającej tam starszej pani, która przy okazji odwiedzin u siostry zauważyła tą sytuację.
Koty mieszkają i są karmione głównie w śmietniku. Ich życie to wegetacja w brudzie, choroby, wypadki.
Dziś zastałam tam:
- 2 kotki w zaawansowanych ciążach
- 1 kotkę chyba z ropomaciczem (dziwny wyciek z narządów rodnych)
- 1 kotkę z 1-2 dniowym miotem w śmietniku na pudełku po pizzy
- młodego kocurka burego, mizistego, wychudzonego i obsmarkanego
- kocura ze złamaną przednią łapką, chyba już zośniętą w nienaturalnej pozycji.
- młode czarne coś (jeszcze nie przyuważyłam on czy ona)
Podobno sa tam jeszcze 4 kociaki w wieku około 2 mies. - nie poszłam już ich szukać, bo już to co wcześniej zobaczyłam przerosło moje możliwości. Kociaki są podobno oswojone, można brać na ręce.
Jak mi ktoś jeszcze raz powie, że koty powinny żyć w mieście, że sobie same radzą, że nie trzeba ingerowac w naturę ....
Pomóżcie nam działać:
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kawęczyńska 16 lok. 42a,
03-772 Warszawa
NIP 525-21-91-290
nr konta: 81 1370 1109 0000 1706 4838 7309
Z dopiskiem: "PKDT - koty ul.Śląska"