Jak pogodzić się ze stratą kota?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw mar 17, 2016 19:28 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Mąż całkiem mnie nie rozumie...a ja wypłakuję morze łez i czuję się całkiem bezsilna...
Czarna była dzikim kotem. 6lat temu zaczęła nocować na naszym balkonie. Zaczęłam ją dokarmiać i oswajać. Dopiero w zeszłym roku doczekałam się wskakiwania na kolana i było to dla mnie zwieńczeniem trudu włożonego w jej przekonanie do mnie. Poza tym chcąc wejść do domu stanowczo miałczała, szorowała szyby. W końcu kupiłam wygodne posłanie, drapak.. całą zimę była w domu, przez większość czasu...Ale załatwiała się na dworze. Sąsiedzi zarzucali nam że zrobiła z ich balkonu kuwetę. Może chodziła po ich balkonie, ale była wysterelizowana więc zapachowo była to wina innych kotów kręcących się po naszych ogrodach przy bloku. Sąsiedzi ostrzegali, że ją złapią i wywiozą. Na samą myśl sparaliżowała mnie bezradność...Nie mogłam jej siłą zatrzymać w domu...W zeszłą sobotę widziałam u ich klatkę pułapkę...podobno jej nie złapali, ale tego samego dnia Czarna zniknęła...Po prostu zniknęła... nie wiem czy została wywieziona, otruta, a może przejechana...w schronisku jej nie ma...Nie ma jej...Nie ma... Każdy dźwięk za oknem doprowadza mnie niemal do zawału ,okolica domu do płaczu...wyczekiwanie całkiem mine dobija...NIGDY nie zniknęła na dłużej niż dzień...A to już 6 dni... Mam przeczucie, że już nie żyje...Przyśniło mi się w e wtorek...Ja już znam te sny...Radosna, wesoła, jakby mówiła "już jestem, jest dobrze, nie martw się". Zaniedbuję siebie, dom, męża i jest mi wszystko jedno... Gdybym znalazła "Futro" to miałabym przynajmniej zakończenie, a tak - kompletnie nie wiem co się stało... ciągle widzę jak stoi na dwóch łapach, miauczy i macha przednimi dopraszając się o uwagę...to był jej najnowszy trik...Nie daję rady, a z otoczenia nikt mnie nie rozumie...Tylko płacz i bezsilność...

PchełkaRudaBestia

 
Posty: 1
Od: Czw mar 17, 2016 18:52

Post » Pon mar 28, 2016 23:44 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

PchełkaRudaBestia pisze:Mąż całkiem mnie nie rozumie...a ja wypłakuję morze łez i czuję się całkiem bezsilna...
Czarna była dzikim kotem. 6lat temu zaczęła nocować na naszym balkonie. Zaczęłam ją dokarmiać i oswajać. Dopiero w zeszłym roku doczekałam się wskakiwania na kolana i było to dla mnie zwieńczeniem trudu włożonego w jej przekonanie do mnie. Poza tym chcąc wejść do domu stanowczo miałczała, szorowała szyby. W końcu kupiłam wygodne posłanie, drapak.. całą zimę była w domu, przez większość czasu...Ale załatwiała się na dworze. Sąsiedzi zarzucali nam że zrobiła z ich balkonu kuwetę. Może chodziła po ich balkonie, ale była wysterelizowana więc zapachowo była to wina innych kotów kręcących się po naszych ogrodach przy bloku. Sąsiedzi ostrzegali, że ją złapią i wywiozą. Na samą myśl sparaliżowała mnie bezradność...Nie mogłam jej siłą zatrzymać w domu...W zeszłą sobotę widziałam u ich klatkę pułapkę...podobno jej nie złapali, ale tego samego dnia Czarna zniknęła...Po prostu zniknęła... nie wiem czy została wywieziona, otruta, a może przejechana...w schronisku jej nie ma...Nie ma jej...Nie ma... Każdy dźwięk za oknem doprowadza mnie niemal do zawału ,okolica domu do płaczu...wyczekiwanie całkiem mine dobija...NIGDY nie zniknęła na dłużej niż dzień...A to już 6 dni... Mam przeczucie, że już nie żyje...Przyśniło mi się w e wtorek...Ja już znam te sny...Radosna, wesoła, jakby mówiła "już jestem, jest dobrze, nie martw się". Zaniedbuję siebie, dom, męża i jest mi wszystko jedno... Gdybym znalazła "Futro" to miałabym przynajmniej zakończenie, a tak - kompletnie nie wiem co się stało... ciągle widzę jak stoi na dwóch łapach, miauczy i macha przednimi dopraszając się o uwagę...to był jej najnowszy trik...Nie daję rady, a z otoczenia nikt mnie nie rozumie...Tylko płacz i bezsilność...

Troche to dziwne z sasiadami... Skoro mieli zywo-lapke... to moze jednak zlapali, a nie da sie z nimi jakos na spokojnie porozmawiac jeszcze raz... moze do kogos wywiezli i dlatego nie ma, albo daleko.

Tamaqua

 
Posty: 250
Od: Wto gru 08, 2015 23:42

Post » Czw kwi 14, 2016 13:42 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Zdecydowałem się napisać na forum, bo zupełnie sobie nie radzę z tragiczną sytuacją, która mnie spotkała... Moja pierwsza kotka Tosia dożyła 20 lat, w tym 3 ostatnie z ostrą niewydolnością nerek. Odeszła ze starości, tzn. nie miała siły już chodzić, biedna przewracała się na boczki...Dokładnie 14 marca 2015 r. w sobotę zabrałem ją do weterynarza, który prowadził ją przez całe jej kocie życie i on sam stwierdził, że to już jest czas, więc uśpienie... Jej zaśnięcie i zabranie jeszcze ciepłej zapamiętam do końca życia, ale odeszła godnie, nie męczyła się. Oczywiście ból po stracie przeogromny, ale z całą świadomością, iż odeszła, bo najwyczajniej przyszedł już jej czas... Poza tym półtora tygodnia później moja mama doznała poważnego udaru mózgu, w wyniku którego 16 maja 2015 r. odeszła... Zapomniałem dodać, że na początku roku rozstałem się z moją partnerką, więc w połowie roku zostałem sam jak palec w pustym mieszkaniu... Naprawdę najcięższy czas w moim życiu
Mój znajomy ma wychodzącą kotkę (mieszka na parterze), która jak się okazało była brzemienna. Znając moją sytuację zaproponował, że po upływie okresu karmienia mogę zabrać sobie kotka, którego sobie wybiorę... Kotka urodziła trzy młode 25 czerwca 2015 r. Miesiąc później złożyłem mu wizytę i dokonałem potencjalnego wyboru, bo oczywiście po odejściu Tosi mówiłem sobie, że nie chcę już mieć żadnego zwierzaka... Czas mijał i pod koniec września 2015 r. zjawiła się w moim domu Zuzka. Prążkowany tygrysek z białą bródką i brzuszkiem w kolorze kawy z mlekiem z cętkami. Towarzyska, ufna, miziasta i strasznie energiczna - prawdziwa iskierka. Mruczadło non-stop. Prawdziwy kotopies. Potrafiła aportować, nie bała się wody i witała mnie po powrocie do pracy przewracając się na plecki i dopominając głaskania po brzuszku. Cudo! Planowałem właśnie zakup siatek i ich montaż na balkonie i w pokoju, by zapobiec jej wypadnięciu (była drobna, ale bardzo energiczna, więc wiedziałem, że muszę to zrobić), ale przyznam, że o groźbie zakleszczenia się kota w uchylnym oknie do tej pory nie słyszałem, chociaż uważałem się za starego kociarza. Tosia zawsze była bardzo ostrożna i z jakichś powodów strasznie bała się przestrzeni, co jak sądzę uśpiło moją czujność… 3 kwietnia w niedzielę zrobiło się ciepło i uległem namowom przyjaciół, by spędzić ten dzień na zewnątrz… W ostatniej chwili przed wyjściem postanowiłem nieco przewietrzyć pokój i uchyliłem to cholerne okno przy balkonie zapominając, iż przy nim jest zabudowa dużego kaloryfera… Gdy wróciłem po kilku godzinach odnalazłem Zuzkę martwą, przewieszoną przez uchylone okno, ze strasznym wyrazem pyszczka świadczącym o niewyobrażalnych cierpieniach. Następnie szok, niedowierzanie, pochówek Mojej 9-miesięcznej Iskierki. Zupełny dramat i rozdzierający ból. 2 dni urlopu "na żądanie" w pracy. Teraz cały czas mierzę się z poczuciem winy zarzucając sobie, że mogłem tę sytuację przewidzieć albo nie uchylać tego okna albo odmówić tego niedzielnego wyjścia, bo miałem sporo rzeczy w domu do zrobienia. Niemniej stało się tak jak stało a ja już do końca życia będę sobie wyrzucać, że przyczyniłem się do cierpień mojej najukochańszej iskierki. Minęło 1,5 tygodnia a ja wciąż wracam do wydarzeń z tej cholernej niedzieli... Nie wiem dlaczego uchyliłem to okno, zrobiłem to w ostatniej chwili przed wyjściem... Zupełnie sobie nie radzę a jestem 40-letnim mężczyzną... Przyjaciele już przestają mnie słuchać, bo ja ciągle powtarzam jak mantrę: dlaczego uchyliłem to okno? dlaczego wyszedłem? Gdybym uchylił okno a był w domu to wszystko skończyłoby się szczęśliwie, bo bym moją kochaną Zuzankę natychmiast wyjął i miał nauczkę... a teraz nic nie jest w stanie mnie pocieszyć. Ciągle poczucie winy, ból, gniew i tak w kółko. Na następnego kota nie wiem czy się w ogóle zdecyduje, bo rana po Zuzce szybko się w moim sercu nie zabliźni... Piszę, bo jestem z tym wszystkim sam i mam nadzieję, że trafiłem w tej chwili na dobre forum, by się wypłakać

RadekBe

 
Posty: 1
Od: Czw kwi 14, 2016 12:44

Post » Czw kwi 14, 2016 15:30 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Straszna historia...
Bardzo Ci współczuję.
Zuzanko (*)

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Czw kwi 14, 2016 15:42 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Naprawdę straszne :(
Współczuję z całego serca.
Do zabliźnienia się rany potrzeba czasu, minęło dopiero kilka dni. Płacz i żal pomaga w leczeniu ran, trzeba przeżyć żałobę. Ale wierzę, że Zuzanka wróci, chociaż w innym futerku. Stanie na Twojej drodze kocie nieszczęście potrzebujące pomocy, pochylisz się nad nim i to będzie nowe wcielenie Zuzi.
Obrazek

miszelina

Avatar użytkownika
 
Posty: 13512
Od: Nie maja 06, 2007 13:31
Lokalizacja: Krakow

Post » Czw kwi 14, 2016 15:45 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

I ja Ci bardzo współczuję .
Zuzanko (*)

iwona66

Avatar użytkownika
 
Posty: 10969
Od: Pt paź 23, 2009 15:40
Lokalizacja: warszawa - wołomin i jeszcze dalej :)

Post » Czw kwi 14, 2016 15:50 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Uchylne okna są bardziej niebezpiecznie, niż otwarte na oścież. Kot, który wypadnie - ma szansę na przeżycie, ten , który zawiśnie - nie ma żądnej.
Dwa lata temu ostrzegałam kogoś przed uchylaniem okien. To było w niedzielę. We wtorek kotka już nie żyła......

Przytulam Cię mocno - z racji wieku mogę to zrobic, ot tak , po matczynemu.
A jak się otrząśniesz z największej traumy - kup siatkę, kup w Ikei zabezpieczenia - tak, tak - są takie. I popatrz, ile na forum kotów i kociaków szuka domu.

Zapłacz,
Kiedy odejdzie,
Jeśli Cię serce zaboli,
Że to o wiele za wcześnie
Choć może i z Bożej woli.

Zapłacz,
Bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze,
Lecz niech uwierzą wierzący,
Że on nie odszedł na zawsze.

Zapłacz,
Kiedy odejdzie,
Uroń łzę jedną i drugą,
I – przestań nim słońce wzejdzie,
Bo on nie odszedł na długo.

Potem
Rozglądnij się wkoło,
Ale nie w górę; patrz nisko
I – może wystarczy zawołać,
On może być już tu blisko…

A jeśli ktoś mi zarzuci,
Że świat widzę w krzywym lusterku,
To ja powtórzę:
On wróci.
Choć może w innym futerku.

To wiersz Franciszka Klimka. I wiesz.....one wracają....

Zuzanko [*]

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15071
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw kwi 14, 2016 18:09 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

RadekBe, bardzo Ci współczuję. Z niewiedzy spotkało Cię olbrzymie nieszczęście. Twoja ukochana kotka nie żyje i świadomość tego, że umierała w cierpieniach będzie Cię prześladowała jeszcze długo.

Ale przekuj to na dobro. Mów wszystkim o tym, jak bardzo niebezpieczne są uchylne okna, może uratujesz życie innego kota. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego zagrożenia, większości wydaje się, że jak uchyli okno a nie otworzy, to kot będzie bezpieczny. Podejrzewam, że wielu z nas też na początku o tym nie wiedziało. Ja też. Do czasu kiedy mojej znajomej kotka zginęła taką samą śmiercią jak Twoja. Ona wyszła tylko na chwilę do osiedlowego sklepu, kiedy wróciła kotka już nie żyła. Znajoma przez 2 lata nie była w stanie wejść do pokoju, w którym to się stało.

Wiele lat temu był też na forum wątek o kotce, która umarła w taki sam sposób. Właściciele uchylali okna, kotka ponoć nigdy nie interesowała się oknem, to była starsza spokojna kotka. Uchylonym oknem zainteresowała się ten jeden jedyny raz. Zginęła w nocy, domownicy spali w drugim pokoju.
Dlatego tak bardzo ważne jest uświadamianie ludziom tego olbrzymiego zagrożenia.

I zostań z nami na forum, my rozumiemy rozpacz po śmierci każdego zwierzaka. I jestem pewna, że kiedyś znowu pochylisz się nad jakąś kocią biedą...

Zuzanko [*]
Obrazek

Adoptuj. Nie kupuj.

zuzia96

Avatar użytkownika
 
Posty: 9096
Od: Czw wrz 13, 2007 14:07
Lokalizacja: Rzeszów

Post » Pt kwi 22, 2016 1:46 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

RadekBe - bardzo mi przykro z powodu koteczki. Wiem co czujesz, poniewaz nie tak dawno mialam podobna sytuacje. Zawsze sie obwiniamy i mamy poczucie winy w takich sytuacjach. Np. w moim przypadku, moj kotek nie przezyl tez z niewiedzy - weterynarka podala mu zbyt silny lek na odrobaczenie a on byl slabym kociakiem, niedawno przygarnietym z ulicy. Doszla zatem tez jej niewiedza. Poczatkowo obwinialam ja, ale w koncu zrozumialam, ze to ja bylam winna. To byl moj kotek i nawet mialam intuicyjne przeczucie, ze to nie jest dobry moment na podanie leku. Na poczatku wizyty to ustalilysmy, ze jest zbyt wczesnie na taki lek a ona i tak go podala na koniec wizyty a ja nie zlapalam jej za reke... Pozniej zrozumialam, ze to wlasciciel jest odpowiedzialny za kotka tak jak rodzic za dziecko i wcale nie musimy sie zgadzac na wszystko co zaproponuje lekarz. (Z tym, ze moj nawet nie zapytal zatem szanse mialam slabe...)

Kotek sie udusil w meczarniach na moich oczach - prawdopodobnie robaki uciekaly do pluc miedzy innymi, byl to szok po podaniu mocnego leku, ktorego kociatko nie przezylo.
Potem przeczytalam w necie, ze takiego leku sie nie podaje wycienczonym kotkom. A widzisz, ja jej zaufalam, ze podaje lek lagodny wiedzac dodatkowo, ze kotek
ma problemy zoladkowe ostatnio... Ale nie zapytalam o to, nie bylam czujna. I tez mam do dzis wyrzuty sumienia. Po jakims czasie jak sie troche otrzasnelam (kotek zmarl na moich rekach bardzo bolesna smiercia :( ) zaczelam tak jak ktos tu podpowiada na forum pomagac innym glodnym, bezdomnym kotkom... To juz nie jest oczywiscie moj ukochany kotek, przygarniety z ulicy - moje male, wypieszczone szczescie, ale i tak sie ciesze jak sa zadowolone, nakarmione i maja pelne brzuszki i sile bawic sie beztrosko i skakac po drzewach w ogrodzie.
Czasu niestety nie cofniemy, nie umiemy tez wskrzeszac zwierzat zatem nasz bol, ktory po stracie zwierzatka jest tylko nasz i to my nosimy go niejako ´pod nasza skora´ trzeba przekuc finalnie na cos pozytywnego. Inaczej mozna zwariowac...naprawde. Ja np. przeczytalam wszystko na temat leku, ktory zabil mojego kotka, wszystko na temat odrobaczania kociat, ale bylo juz po fakcie a zycia tez to nie zwrocilo mojej kruszynie. Zajelo jednak troche czasu i pomoglo - patrzac z perspektywy - sie otrzasnac z uwagi na czas jaki mi to zajelo. A teraz juz nie raz pomoglam komus lub zwierzakowi swoja obecna wiedza na ten temat. Czasem po prostu cena naszej kociej wiedzy ma bardzo wysoka cene, najwyzsza... :( I powie Ci to pewnie kazdy kociarz, ktory jak TY czy ja stracil zwierzatko w okrutny sposob i w okolicznosciach w ktorych zabraklo troche szczescia a troche moze trzezwej oceny sytuacji i zwyklego zdrowego rozsadku... Musimy zatem zyc ´do przodu´ myslac oczywiscie czasem cieplo o naszych ´skrzatach´, ktore brykaja za TM. I jak ktos tu kiedys napisal na forum - "Nie smuć się że minęło, ciesz się że było"...´ Mielismy szczescie spedzic czas ze wspanialymi kotami. Byly kochane i na pewno to czuly bardzo mocno. :) Niestety tak to juz jest, ze zwierzeta odchodza najczesciej wczesniej niz my zostawiajac ogromna wyrwe w naszym sercu - i w sumie nie ma znaczenia, czy kot mlody czy starszy. Czy zyl kilka miesiecy czy 11 lat - zawsze boli przeogromnie.... I zawsze jest: za wczesnie... I nigdy tak naprawde nie jestesmy na to gotowi. To jest chyba wlasnie ´cena´ milosci do zwierzat...

I dedykuje wszystkim tutaj z podobnej sytuacji ten ponizszy wiersz, gdyz jest przepiekny i w tlumaczeniu i w oryginale...

Przybłęda

Francis Witham

Cóż za zbieg losu zły
Przyprowadził cię, bezdomnego do mych drzwi?
Drzwi, gdzie kiedyś inny stał
Prosić o dach nad głową, ciepło i miskę strawy
Od tego dnia przestałem być
Panem mego losu

Podczas gdy on, mruczeniem i welwetową łapką
Stał się w mym domu prawodawcą
Drapał meble i gubił sierść
Łóżka mi zostawił pół

Rządził dumnie i arogancko
I złamał mi serce, gdy zmarł
Więc jeśli sądzisz, o Kocie,
Że chcę to przeżyć jeszcze raz…
Boś taki biedny, wychudzony
Cóż… nie stój tam tak…
Wejdź…


Stray Cat

by Francis Witham

Oh, what unhappy twist of fate
Has brought you homeless to my gate?
The gate where once another stood
To beg for shelter, warmth and food
For from that day I ceased to be
The master of my destiny.

While he, with purr and velvet paw
Became within my house the law.
He scratched the furniture and shed
And claimed the middle of my bed.

He ruled in arrogance and pride
And broke my heart the day he died.
So if you really think, oh Cat,
I'd willingly relive all that
Because you come forlorn and thin
Well....don't just stand there...
Come on in!

Tamaqua

 
Posty: 250
Od: Wto gru 08, 2015 23:42

Post » Pt kwi 22, 2016 6:57 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Wczoraj pożegnałam swoja kotkę Nelkę. Miala tylko 2,5 roczku, nie zasłużyła, żeby odejść. Od małego byla chora, znaleziona bida z rozpłyniętą tęczówką. Moja kochana. Całe serce jej powierzyłam.
Od pól roku kaszlała, dostawała leki, które juz nie pomagaly. Kaszel nie byl bardzo uporczywy, ale nie chcialam zeby się męczyła wiec odwiedzałam weterynarza regularnie. Wygladalo na astmę. Miala miec potwierdzenie diagnozy. Pytalam czy badanie jest bezpieczne, czy nic sie nie stanie.. Zapewnił mnie. Zawiozłam wczoraj kicie przed praca i miałam wrócić po 4 godzinkach po nia.. Niestety po 2 godzinach dostałam telefon, ze nie przeżyła. Leki od narkozy zatrzymaly serduszko, próbowali.. Zabrałam, pogrzebałam w moim ulubiony miejscu w ogródku. Nie odeszlam wiele godzin..
Czuje sie odpowiedzialna, przeczuwałam zeby jej nie zawozić, ale tłumaczyłam sobie ze przeciez lekarze wiedza lepiej. Nie tym razem. Powinnam jej nie zostawiać. Byla dla mnie wszystkim. Mojego męża z uwagi na prace bardzo często nie ma, musieliśmy przeprowadzic z daleka od domu, rodziny. Nelka byla dla mnie calym swiatem, pp tym co przezyla jako kocie dlugo zdobywalam jej zaufanie. Ale kiedy mnie pokochala mysle ze tez bylam dla niej wszystkim. Tak bardzo to boli. Miala tyle lat przed soba. Zawsze byla z nami. Kazde wakacje, kazdy wyjazd. Moja coreczka. Jak mam z tym zyc ? Oddalabym wszystko zeby to sie nie wydarzylo..

Foka:)

 
Posty: 6
Od: Wto lut 18, 2014 16:43

Post » Pt kwi 22, 2016 11:09 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Obrazek [*]

20.04.2016 Odeszła moja ukochana kotka Cziczi :( Przeżyła ze mną 2/3 mojego życia czyli 16 lat. Wszystko zaczęło się tak nagle:( Przestała jeść, poszliśmy na badania do weta i okazało się, że ma niewydolność nerek. Kotek nikł w oczach. Oczywiście dostała kroplówkę, na drugi dzień poszliśmy do innego wet (bardziej zaufanego u którego miała już kiedyś operację), diagnoza się potwierdziła, ale on oprócz tego po zbadaniu USG wykrył, że to prawdopodobnie rak nerki. Powiedział, 'dajmy jej jeszcze szanse' i kazał przez kilka dni jeździć na kroplówki a później powtórzyć badania. Mimo, że po kroplówkach czuła się troche lepiej (bo już nie była odwodniona) było widać jej cierpienie. W ostatnią noc dostała padaczki, myślałam, że to koniec, że zaraz umrze mi na rękach, ale ocknęła się. Nie spałam całą noc i ją obserwowałam. Ciągle leżała z otwartymi oczkami i co 5 min zmieniała pozycje, nagle podnosiła główkę, nie mogła znaleźć sobie miejsca:( w zasadzie 3 ostatnie dni takie były. Czytałam posty na forum o kotach nerkowcach, chciałam ją ratować, ale weterynarze w obu klinikach powiedzieli, że stan jest już beznadziejny. Nie podejrzewałam, że to stanie się w tą środę:( zawieźliśmy ją na kroplówkę a na drugi dzień mieliśmy robić wyniki (czy coś się poprawia). Moja kociczka jak zawsze była agresywna u weta, tak tego dnia leżała pod ta kroplówką zrezygnowana ze smutnymi oczkami :( Mama zapytała wprost na czym stoimy, a wetka powiedziała, że to jest kotek terminowy i to tylko kwestia dni , max kilku tygodni. Stwierdziłyśmy, że nie wyobrażamy sobie jechać specjalnie z nią na uśpienie, a patrzeć jak umiera w męczarniach to jest coś strasznego, więc trzeba było szybko podjąć decyzję. Odpięli kroplówkę, wstrzyknęli narkozę żeby sobie zasnęła, a zaraz po tym zastrzyk ostateczny:( Całe te 3 dni nie mogę dojść do siebie, myślę o niej dosłownie w każdej minucie, śni mi się w nocy, przez jeden tydzień schudłam 3 kg, nie mogę jeść, nie mogę siedzieć sama w domu, bo wszystko mi się z nią kojarzy :( już od wejścia zaczynam ryczeć, bo nie wychodzi na przedpokój mnie przywitać. Każdą noc spała ze mną zajmując większą część poduszki. Rano budziła mnie i pierwsze co to było zalewanie sobie kawy i jej mięska żeby się sparzyło. Kiedy grałam na pianinie ona zawsze siadała obok i słuchała, uwielbiała muzykę. Kiedy grałam na playstation, ona siadała mi na kolanach i obserwowała, to samo jak czytałam książkę. Od czasu kiedy odeszła nie robię żadnej z tych czynności, bo pęka mi serce. Tak bardzo chcę ją przytulić i usłyszeć jej mruczenie Zawsze czułam, że mnie kocha, co dzień to okazywała. Przez ostatnie jej dni, nie wychodziłam już nigdzie, siedziałam z nią w łóżku całymi dniami, chociaż miałam nadzieję, że z tego wyjdzie, to chyba podświadomie godziłam się z myślą, że to mogą być nasze ostatnie wspólne dni. Nie wyobrażałam sobie, że ból po jej stracie będzie tak ogromny, w końcu przeżyła sporo lat (na kocie koło setki). Pociesza mnie tylko myśl, że nie cierpi i jest gdzieś w niebie razem z waszymi kotkami, bawią się razem i wygrzewają na słoneczku na pięknej zielonej polanie)
Mój poprzedni kot Kacper odszedł kiedy miałam 6 lat, po śmierci nas odwiedzał jeszcze ładnych pare lat. To było niesamowite doświadczenie, ale za każdym razem przywoływało dużo emocji. Mama mówi, że mam tak nie rozpaczać i nie ściągać myślami biednej kociny, żeby sobie żyła spokojnie w zaświatach. Jakby ktoś znał jakieś artykuły lub książki na temat duchowości zwierząt to polecajcie
Pewnie większość z was pomyśli, że jakaś nawiedzona jestem ;p

Co do RadkaBe, nie możesz się obwiniać za śmierć Zuzki. Ja miałam okno często tak uchylane i nigdy mi przez myśl nie przeszło, że może dojść do takiej tragedii  Każdy z nas ma na ziemi swój czas i kiedy on nadchodzi to nie da się tego uniknąć. Jak nie w taki sposób to odeszłaby w inny. Większość z nas ma do siebie żal, że nie zrobiło czegoś, albo zrobiło i to się przyczyniło. Ja np. żałuje, że nie robiłam badań częściej, bo może zdiagnozowałoby się szybciej to cholerstwo i dało rade jeszcze jakoś podleczyć. Najważniejsze, że chcieliśmy dla nich jak najlepiej i dbaliśmy o nich za życia, a nie jesteśmy Bogami żeby wszystko przewidzieć i przed wszystkim uchronić.
Łącze się w bólu ze wszystkimi, którzy muslieli pożegnać swoje kochane futrzaki. Razem może będzie nam łatwiej jakoś to przejść. Zdecydowałam się napisać ten delikatnie mówiąć długi post, żeby to wszystko z siebie wyrzucić, może choć troszkę poczuje się lepiej.

Foka:) - rocznice będziemy obchodziły dzień po dniu [*] , Trzymaj się tam

Agatq

 
Posty: 10
Od: Pt kwi 22, 2016 9:13

Post » Pt kwi 22, 2016 12:43 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Współczuję Wszystkim, którzy cierpią tak jak ja po stracie przyjaciela ! Mojego kochanego, ciepłego, troszkę urwiska pochowałam

20.04.2016 .Mój Maurycuś był ze schroniska , prawdziwa sierotka. Bardzo długo ssał ogonek przytulając swoje milutkie futerko do mnie. Nigdy nie przepadałam za kotami , w tym czasie miałam jeszcze psa i właściwie z nim byłam bardziej związana . Piesek odszedł kilka lat temu a ja zostałam razem z Mauryckim. Też przeżył odejście psa , były bardzo zaprzyjaźnione. Czas wygoił rany chociaż nie było łatwo. Nasza przyjaźń z Mauryckim rosla z dnia na dzień. Bylam z nim sama przez wiele lat.Teraz jestem jeszcze w szoku , nie myślałam nigdy , że mojemu kociaczkowi coś grozi !!!Nagle po św. Wiekanocnych pogorszył mu się apetyt, przestał jeść suchą karmę, był osowiały . Weterynarz w trakcie wizyty stwierdził że jest to wzorcowy kot : piękna sierść, szczupły ,zadbany. Dostał lek na odrobaczywienie. Jednak kotek gasł w oczach. :( W czasie nst. wizyty weterynarz już się nie zachwycał tylko zauważył , że ma b.białe śluzówki .Brak apetytu, jasne śluzówki, apatia ,świadczyły o anemii. Badanie krwi to potwierdziło. Przy nst.wizycie lekarz stwierdził że Maurycy ma b. powiększone węzły chłonne i dlatego nie może jeść.Przez kilka dni dostawał kroplówki w oczekiwaniu na wyniki badania na wirusy.Gasł w oczach a lekarz nie wiedział na jakim tle jest ta silna anemia. Wyniki wreszcie przyszły ,kotek był u kresu sił . Lekarz po odczytaniu wyników uznał , że jest to chłoniak. Wirusów nie było a więc powodem jego stanu jest chłoniak. Do końca nie wiem, czy na pewno lekarz się nie mylił ? Ale komu mam wierzyć ? Powiedział, że może jeszcze zrobić biopsję ,transfuzję ale czy kotek to wytrzyma _tego nie wie. Byłam tym przerażona , mój jeszcze niedawno "wzorcowy kot" umiera ? Cierpiał bardzo !! Nie chciał już nic, odwracał się odemnie .Podjęłam decyzję o eutanazji !!! 20.04.2016 o 14:00 odszedł mój kochany Przyjaciel . Nie umiem sobie z tym poradzić , widzę go wszędzie , w nocy wydaje mi się że słyszę stukot miski z jedzeniem, odgłos przesypywanego żwirku w kuwecie... Niestety ...nie ma go ...Straciłam chęć do wszystkigo .... Pomocy !!!! :placz: :placz: :placz:
Ostatnio edytowano Pt kwi 22, 2016 15:06 przez Mój Maurycy, łącznie edytowano 1 raz

Mój Maurycy

 
Posty: 1
Od: Pt kwi 22, 2016 11:40

Post » Pt kwi 22, 2016 13:20 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Bardzo mi przykro, współczuję Ci. :(
[*] dla Nelki
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 34268
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" ;-(

Post » Pt kwi 22, 2016 16:25 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Chciałabym napisac cos mądrego.. Zeby każdy z Was, a także ja sama po tak wielkiej stracie poczuł sie lepiej, ale nie znam takich słów. Moge tylko napisać, abyśmy pamiętali, ze wspomnienia i chwile spędzone razem pozostaną z nami na zawsze..

Foka:)

 
Posty: 6
Od: Wto lut 18, 2014 16:43

Post » Pt kwi 22, 2016 16:49 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Nikt nie jest wieczny i na każdego przychodzi kres. Nie ma na to rady. Niedługo minie dwa lata, odkąd nie ma ze mną mojego Maurycego. Cały czas za nim tęsknię. Ale dzięki niemu mam trzy inne koty. Nikt mi go nie zastąpi, ale nie jestem sama. To bardzo pomaga.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue i 546 gości