Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro sty 04, 2012 1:52 Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Cześć!

Znając życie, wyjdzie tego sporo, ale mam nadzieję, że ktoś się ulituje i przeczyta do końca. A przede wszystkim podpowie, co dalej.

Kota mam od połowy października 2011 r. Przez przypadek. Złapały pierwsze mrozy, a pod moim blokiem "przykleiło" się do mnie małe, głodne, przemarznięte stworzenie. Szło krok w krok przy nodze, drążyło przerażonym spojrzeniem i miauczało, jakby je kto ze skóry obdzierał. No więc wygrała. Był piątek, w planach miałam weekend u rodziny chłopaka, więc pierwsze trzy dni po "adopcji" spędziłyśmy z Luną u Krzyśka, jego rodziców i Myszy - trzyletniego, olbrzymiego kocura-kastrata, odwiedzając w międzyczasie weterynarza. Moja czarnula od początku nie miała problemów towarzyskich - grzeczniutki, przymilny, śliczny pieszczoch zjednał sobie sympatię wszystkich, "taki kot to jeden na milion, ale ci się trafiło", "pierwszy kot, który dał mi się pogłaskać, rewelacja", "ale laleczka, jak się łasi, jak przymila, ale pociecha, takie wierne kocię" itp.

Mieszkam sama w malutkim mieszkanku. Prowadzę początkującą firmę, pracy jest mnóstwo, zysków - cóż, cieszę się, wychodząc na zero. Pod działalność wynajmowałam lokal, pracowałam znacznie więcej niż 8h na dobę i martwiłam się, jak kot przeżyje tyle czasu dziennie w samotności. Mimo to słyszałam zapewnienia, że znudzony kiciuś potrafi przespać nawet 20h, zresztą przecież koty to samotniki i raczej nie cierpią z powodu braku towarzystwa. Wydawało się to prawdą: wychodziłam do pracy - kot drzemał, wracałam - przeciągał się, jakby dopiero otwarł oczy. W razie czego Luna miała spory drapak z dodatkowymi atrakcjami (jakieś bąble na gumkach itp.), sporo zabawek... Denerwowała mnie zdarta do betonu tapeta w przedpokoju albo odgryziona wtyczka kabla z Internetu, ale jakoś trudno było mi uwierzyć, że to grzeczne, kochane maleństwo może być psują - cóż, zdarzyło jej się raz... Bywa.

Przed Bożym Narodzeniem ze względów finansowych musiałam zrezygnować z wynajmu dodatkowego pomieszczenia i przenieść siedzibę firmy do mieszkania. Co za tym idzie - pojawiło się tu znacznie więcej rzeczy, w tym: sporo nowego, dość drogiego sprzętu (łącznie np. z kserokopiarką). Cieszyłam się: więcej czasu w domu = mniej samotności kotka i mojej. Niestety, ostatnie dni to prawdziwe piekło. Kot najwyraźniej sądzi, że skoro nie wychodzę, to znaczy, że mam czas. Luna jest grzeczna i kochana, gdy ją głaskam i się z nią bawię, za to zamienia się w diabła, gdy tylko przestanę poświęcać jej uwagę. Jestem wykończona. Kot nie daje mi pracować, jeść, spać. Nie odstępuje mnie na krok. Moje zamknięcie się na dwie minuty w toalecie kończy się tak przeraźliwym wyciem, jakby ktoś kota mordował, a drzwi są wręcz taranowane. Luna, nawet twardo śpiąc (a przynajmniej tak mi się zdaje), przebudza się i idzie za mną, gdy tylko wstanę i wyjdę po kubek kawy do kuchni. I miauczy. Przeraźliwie, straszliwie miauczy. W każdej minucie, w której nie trzymam jej na rękach, nie głaszczę, nie bawię się. Nie umie się sama czymś zająć - drapaki, maskotki, kłębki i milion innych zabawek interesuje ją tylko wówczas, gdy też się bawię, macham nimi, kładę na nich rękę. W innym przypadku - nie tknie niczego. I miauczy. Wskakuje mi na kolana, wdrapuje się na mnie, patrzy i wyje. Wystarczy, że na nią spojrzę - już jest dobrze, mruczy, łasi się. Przestanę patrzeć - wyje. I tak w kółko.

Ostatnio nie sypiam - kot doskonale wie, jak zwrócić na siebie moją uwagę i co zrobić, bym już w 3 minuty po wejściu do łóżka była z powrotem na nogach. Poprzedniej nocy wstawałam chyba 50 razy (a kot z 50 razy mruczał z radości, że został wzięty na ręce, czy choćby "dotknięty" podczas wyciągania / ściągania go z różnych miejsc, gdzie nie powinno go być). Ostatecznie przysnęłam na moment o 7:00 rano. Padam z nóg, gdy tymczasem kotka z upodobaniem przegryza kable (czekam tylko, aż ją 230V popieści albo aż zaprószy z uszkodzonej instalacji ogień), drapie pazurami po monitorze LCD, zrzuca na podłogę doniczki albo radio (bo akurat starcza jej siły, by je zepchnąć), drapie i rwie wszystko: tapety, narzuty na łóżko (muszę je przykrywać, tapicerkę już rozerwała - mam gąbkę na wierzchu), firany. Wysiadam. Na stałe mam zamkniętą łazienkę i kuchnię (nawet wchodząc tam na moment, zamykam za sobą drzwi), bo wyniosłam tam wszystkie kwiatki i wiele innych rzeczy, które kot może zniszczyć. Ale nie jestem w stanie uchronić wszystkiego - komputer i sprzęt po prostu musi stać w moim pokoju, a kable - leżeć pod biurkiem. Nie mam możliwości oklejenia wszystkich ścian w mieszkaniu, zabezpieczenia mebli i sprzętu. Najbezpieczniej byłoby zwyczajnie zamknąć kota w czterech pustych ścianach (tylko w ten sposób przestanie demolować). W innym przypadku - jedno wynoszę, zwierzak przerzuca się na drugie. I tak ciągle, bo stale jest co niszczyć. A ja nie mam takiego metrażu, by zapewnić kotu oddzielną, bezpieczną dla mnie i niego bawialnię.

Jestem wykończona, padam na twarz, mam dość. Płakać mi się chce - Luna jest kochana, jeśli chodzi o chwile, gdy mogę jej poświęcać czas. Uwielbia się przytulać, głaskać, nieustannie mruczy, jest wierna i nie odstępuje mnie na krok. Z drugiej strony ta jej wierność jest ciut chora, a spryt, z jakim wymusza na mnie uwagę, odrobinę mnie przeraża. Pozornie grzeczny aniołek, który potrafi się wkupić w cudze łaski, to w rzeczywistości urodzony manipulator i szantażysta.

Jeśli ktoś ma jakieś pomysły, co mogę zrobić, proszę o radę. Nie pomagają prośby, groźby, zdecydowany ton głosu, zupełnie nic (kociak początkowo reagował na surowe spojrzenie i stanowcze "nie", na widok znienawidzonego rozpylacza wody, na kilkukrotne zabranie go z miejsca, w którym nie powinno go być - obecnie ma wszystko gdzieś). "Karcer" (czasowe przymknięcie Luny w wiklinowym transporterze) kończy się próbą zdemolowania koszyka, wyciem i moim nadciśnieniem po paru minutach. Więc kot wraca na wolność.

Nie chciałabym od razu szukać jej nowego domu, ale też chcę normalnie żyć, a ostatnio wychodzi mi to coraz gorzej. Czuję się jak więzień. Poświęcam kotu więcej czasu niż dotąd, a okazuje się, że to nadal mało, choć często robię to kosztem pracy, snu, jedzenia, kontaktów towarzyskich.

Jeszcze kilka informacji "technicznych". Mój kot to kotka. Śliczna, zielonooka, na dziś około 9-miesięczna, sterylizowana (w listopadzie) czarnula-dachowiec. Zdrowa (regularne wizyty u weterynarza), zadbana i - jak widać - temperamentna panna. Tymczasowe "pożyczenie" Luny rodzinie odpada - ta mieszka 350 km stąd, zresztą większość bliskich mi osób ma na koty alergię (ja zresztą też, ale w moim przypadku nie jest tak uciążliwa i ważniejsze od jakichś tam moich katarów było uratowanie kotka).

Z góry dziękuję za wszelkie podpowiedzi.

Arwena28

 
Posty: 42
Od: Wto lis 22, 2011 20:33
Lokalizacja: Ruda Śląska

Post » Śro sty 04, 2012 2:04 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Hm. Drugi kot?

To nieprawda, że koty są samotnikami. Drugi kot zająłby Twoją kotkę w zabawach, nie domagałaby się tak ciągle Twojej uwagi, bo miałaby partnera do zabaw, siłowania się. Ty pełniłabyś już tylko rolę głaskacza i przytulacza.

A jeżeli chodzi o demolkę, cóż, niektóre koty tak mają. Kable można zabezpieczyć osłonkami (np. z Ikei), na monitor uszyć osłonkę choćby z materiału, jeśli chodzi o kwiatki - zrezygnować itp. Mieszkając ze zwierzęciem trzeba trochę zreorganizować mieszkanie :wink:

A jeśli chodzi o nocne wstawanie - kotka chce na siebie zwrócić Twoją uwagę i to jej się udaje. Dlatego postaraj się nie reagować, nawet jeśli Cię budzi (wiem wiem, ciężko będzie), żeby się nauczyła, że na próżno kombinuje. Jeżeli rozrabiając w nocy osiąga swój cel (Twoje wstawanie i uwagę) to na pewno się tego nie oduczy.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Śro sty 04, 2012 2:08 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Jana pisze:Hm. Drugi kot?

To nieprawda, że koty są samotnikami. Drugi kot zająłby Twoją kotkę w zabawach, nie domagałaby się tak ciągle Twojej uwagi, bo miałaby partnera do zabaw, siłowania się. Ty pełniłabyś już tylko rolę głaskacza i przytulacza.

A jeżeli chodzi o demolkę, cóż, niektóre koty tak mają. Kable można zabezpieczyć osłonkami (np. z Ikei), na monitor uszyć osłonkę choćby z materiału, jeśli chodzi o kwiatki - zrezygnować itp. Mieszkając ze zwierzęciem trzeba trochę zreorganizować mieszkanie :wink:

A jeśli chodzi o nocne wstawanie - kotka chce na siebie zwrócić Twoją uwagę i to jej się udaje. Dlatego postaraj się nie reagować, nawet jeśli Cię budzi (wiem wiem, ciężko będzie), żeby się nauczyła, że na próżno kombinuje. Jeżeli rozrabiając w nocy osiąga swój cel (Twoje wstawanie i uwagę) to na pewno się tego nie oduczy.

ja bym do ostatniego ustępu dodała,żeby wybawiać kotkę maksymalnie wieczorami.
i fizycznie i psychicznie-np.ucząc 'siad','leżeć'


Arweno,Twój kot się koszmarnie nudzi.
ObrazekObrazekObrazek

Koszmaria

Avatar użytkownika
 
Posty: 6233
Od: Pon lut 04, 2008 1:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro sty 04, 2012 2:26 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Dzięki za odpowiedzi.

1. "Drugi kot". Mój Krzysiek wziął jako drugiego kotka malutką Figę. Za to do mnie na Święta zjechała rodzina i musiałam kota na kilka dni oddać w opiekę Krzyśkowi - odwiedzałam Lunę każdego dnia, zresztą wydawała się szczęśliwa - miała łącznie nawet dwa koty do towarzystwa. I nadal wszystko demolowała. Wstyd mi było - niszczyła kwiaty, firany, gryzła kable, zrzucała wszystko z biurek, harcowała z Figą i Myszą całymi nocami, mama Krzyśka przez te kilka dni nie spała prawie wcale, a Luna zniszczyła masę rzeczy. Nie ma mowy o kolejnym kocie - jestem alergikiem (jednego zwierzaka znoszę, ale na "stężenie" nie pomagają nawet leki - sprawdzone podczas "kumulacji" kotów u Krzyśka). W mieszkaniu ciasnota jak diabli, nie do końca mieszczę się ze wszystkimi rzeczami, które przeniosłam z firmy. A jeśli koty mają odstawiać to samo, co wyprawiały u Krzyśka, to dziękuję. Dzień, w którym mama mojego chłopaka oddała mi Lunę, był dla niej najszczęśliwszym w 2011 roku.

2. Nie jestem w stanie zabezpieczyć wszystkich kabli, niektóre są i muszą zostać ruchome (np. zasilające do laptopów, kabel telefon-słuchawka, kable klawiatury i myszki, bo sprzęt znajduje się na ruchomej półce i przewody przemieszczają się razem z nią, a gdy jest wsunięta - wiszą swobodnie, czy chociażby podłączany od czasu do czasu na noc kabel ładowarki telefonicznej itp.). Zresztą nie jestem właścicielem mieszkania, nie mam nawet pozwolenia na trzymanie tu kota (nie mówiąc o dwóch), na remont zaś ani zgody, ani póki co - środków. Muszę najpierw pospłacać zobowiązania, a dopiero potem myśleć o zmianie aranżacji. A i tak - jak widać wyżej - nie jestem w stanie wszystkiego zabezpieczyć lub też dzień w dzień przykrywać na noc wszystkich mebli i urządzeń, bo w końcu stanę się niewolnikiem we własnym (prawie własnym) mieszkaniu.

3. Owszem, kot się zapewne nudzi. Ale pewnie gdybym dysponowała taką ilością czasu, jaką bym chciała, miałabym już męża i dziecko. Pracuję po 10, 12, 14 godzin na dobę. I staram się jakoś wyjść na prostą. Jasne, mogę wyluzować. Ale w konsekwencji nie będę miała co włożyć do kociej miski.

4. Trudno nie wstawać i nie reagować, gdy kot zrzuca sprzęt z biurka... Nie stać mnie na kupno nowego.

Dziękuję za propozycje, choć chyba bardziej przydadzą się rady, które pozwolą uspokoić Lunę, a nie doraźnie ratować sprzęt, bo nie zamierzam stale dostosowywać wszystkiego do kota. Też chcę normalnie żyć, chcę kłaść się spokojnie spać, chcę mieć w mieszkaniu kwiaty, bo ich pielęgnacja to moja pasja.

Chciałam uratować zwierzaka, ale nie kosztem swojego życia i tych resztek przyjemności, które jeszcze mi zostały. Mam dużo obowiązków, a dodatkowe ratowanie dobytku przed kotem zaczyna mnie przerastać.
Ostatnio edytowano Śro sty 04, 2012 2:54 przez Arwena28, łącznie edytowano 2 razy

Arwena28

 
Posty: 42
Od: Wto lis 22, 2011 20:33
Lokalizacja: Ruda Śląska

Post » Śro sty 04, 2012 2:41 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Możesz spróbować zmęczyć ją bardzo intensywną zabawą, ale szczerze mówiąc nie wiem na ile to wystarczy. Twoja kotka jest młoda i w wieku szaleństw, to dzieciak jeszcze. Spoważnieje za rok, może dwa, a może jeszcze później.

Osłona na kable http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/20097954/

Hodując kwiaty też jakoś tam podporządkowujemy im swoje życie (bo bez regularnego podlewania uschną itp.). Jeżeli kotka bardzo Ci przeszkadza, to może faktycznie zastanów się nad znalezieniem dla niej dobrego domu. Ale przemyśl to, bo może jesteś teraz po prostu zmęczona tą sytuacją, niewyspana, rozżalona. Ja też czasami mam ochotę uciec od moich kotów (albo je udusić :twisted: ), szczególnie w nocy, kiedy mnie budzą (właśnie teraz demolują mi choinkę).

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Śro sty 04, 2012 3:13 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Jana pisze:Możesz spróbować zmęczyć ją bardzo intensywną zabawą, ale szczerze mówiąc nie wiem na ile to wystarczy.

Na kilka minut. Próbowałam już kilka razy. Po chwili znowu rozlega się "miau".

Jana pisze:Hodując kwiaty też jakoś tam podporządkowujemy im swoje życie (bo bez regularnego podlewania uschną itp.).

Tyle że o kwiatach moja rodzina wie - o kocie nie wie nikt i chyba zostałabym obdarta ze skóry, gdyby ktoś się o nim dowiedział. Trzymanie zwierzęcia w domu jest przez moją rodzinę z miliona powodów nieakceptowalne. Nawet zainstalowanie osłon na kable wzbudziłoby już podejrzenia, bo po co one, skoro przecież wszystkie przewody są tak ładnie doklejone do podłogi / biegną wzdłuż ścian, ładnie przy nich leżąc (tyle, że nadal na wierzchu) i nie zajmują wiele miejsca, nie rzucają się w oczy (w przeciwieństwie do osłon) itp.?

Jana pisze:Jeżeli kotka bardzo Ci przeszkadza, to może faktycznie zastanów się nad znalezieniem dla niej dobrego domu. Ale przemyśl to, bo może jesteś teraz po prostu zmęczona tą sytuacją, niewyspana, rozżalona.

Jeszcze się wstrzymam, ale jeśli nic się nie zmieni, to będzie to jedyna możliwość. Nie ma sensu, żebyśmy się obie męczyły, a założę się, że i Luna najszczęśliwsza nie jest. Chociaż mechanizmu niszczenia nadal nie rozumiem. Czy jestem tylko ja, czy kilkoro ludzi, czy ona sama, czy dwa kolejne koty do towarzystwa, nadal uporczywie demoluje, co popadnie. Nie ma znaczenia, czy są to jakieś rzeczy materiałowe / tapicerowane (łóżka, fotele, koce, pościel, ubrania, firany), czy też z tworzyw twardych (meble, sprzęt) - kota niszczy wszystko, co jej w łapki wpadnie. I u mnie, i u Krzyśka. Chociażby tylko przy okazji, nawet gdy ma wokół milion atrakcji i towarzystwo.

Arwena28

 
Posty: 42
Od: Wto lis 22, 2011 20:33
Lokalizacja: Ruda Śląska

Post » Śro sty 04, 2012 13:10 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Nie wiem niestety, co doradzić Ci w sprawie hiperaktywnej kotki, ale co do kabli - zamiast inwestować w profesjonalną osłonkę, lepiej przejść się do Obi (czy podobnego sklepu a materiałami budowlanymi) i kupić zwój takiej cienkiej, plastikowej, karbowanej rurki. Wygląda to mniej więcej tak:
Obrazek
Powinno to kosztować maksymalnie kilkanaście złotych. Wystarczy przeciąć wzdłuż i poupychać do środka co cenniejsze/groźniejsze/trudniejsze do zabezpieczenia kable. Ze szczurami ten sposób sprawdza się doskonale, to może przy niszczycielskim kocie pomoże.

Nie masz w swojej okolicy jakiegoś kociego behawiorysty? Problem Twojej kotki wydaje się dość niespotykany (w każdym razie jeśli wciąć pod uwagę jego intensywność) i pewnie przydałaby się pomoc profesjonalisty - kogoś, kto wie, jak działa koci rozumek. Wierzę, że Luna wykańcza Cię psychicznie (i szczerze współczuję), ale nawet jeśli zdecydujesz się ją oddać - z takim problemem ciężko będzie znaleźć jej nowy dom...
Obrazek Obrazek + Kosmicia i Migotka
Moje koty żywię BARFem.

alukah

 
Posty: 420
Od: Wto maja 31, 2005 15:16
Lokalizacja: Łódź/Lublin

Post » Śro sty 04, 2012 13:43 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Spróbuję coś doradzić, mam nadzieję że będzie choć trochę przydatne. Zaplanuj sobie w ciągu dnia czas na zabawę z kotem. Nie 5-10 minut, tylko np. 2 razy po pół godziny lub więcej - w zależności od natłoku zajęć. Ten czas ma być poświęcony tylko kotu. Zaobserwuj, jakie zabawy lubi najbardziej - czy bieganie za piłeczką, czy łapanie rzucanych myszek, czy ganianie za sznurkiem, itp. Baw się z nią w to, co najbardziej lubi. Zrób kotce miejsce na parapecie, jak się da to wywieś za oknem słoninkę dla sikorek - kot będzie miał darmową telewizję. Możesz umożliwić kotce wchodzenie na wyższe meble - tj. szafy, górne szafki w kuchni (więcej przestrzeni życiowej). Co jakiś czas przynieś kotu pudło kartonowe, można w nim wyciąć otwory - wiele kotów lubi bawić się w kartonach lub je rozdrapywać. Jeżeli masz balkon, to na lato zabezpiecz go siatką i wypuszczaj kotkę - to będzie dla niej świetna rozrywka, a dla ciebie dłuższa chwila spokoju. Możesz również podawać kici jedzenie w sposób zmuszający ją do aktywności - są takie "kule smakule", do których wsypujesz chrupki i kot musi sobie "wyturlać" jedzenie. Jeżeli kotka lubi surowe mięso, to pokrój je w kostkę i zamiast do miski wsadź np. do kubeczka - niech wyciąga mięso pazurkami. A co do drugiego kotka - podobno przy większym stężeniu alergenów alergia przechodzi ;) Nie od razu, ale po kilku tygodniach. Tego akurat nie sprawdziłam sama, bo nie mam alergii, ale tak twierdzą niektórzy zakoceni alergicy.
wątek Księżniczki Ofelii i Małej Czarnej Carmen
viewtopic.php?f=46&t=213181 - cz. IX
Obrazek

MB&Ofelia

 
Posty: 33052
Od: Pt gru 09, 2011 9:20
Lokalizacja: Koszalin

Post » Śro sty 04, 2012 14:54 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

I kup sobie zatyczki do uszu. Niewyspanie to chyba najgorsza rzecz przy szalejącym kocie.

seidhee

 
Posty: 6995
Od: Czw sty 08, 2009 13:03
Lokalizacja: Warszawa Bródno

Post » Śro sty 04, 2012 15:09 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Konsekwencja podstawą sukcesu.

Naucz kocidło, ze jest taki czas, który poswięcasz jej i tylko jej (i koniecznie musisz sobie zaplanowac go każdego dnia), a kiedy pracujesz, czy spisz, to zyczysz sobie spokoju. Na poczatku bedzie ciężko, bo musisz się nauczyć kompletnie ignorować kota, ale jak się mała przekona, ze jak leżysz w łózku to nie wstaniesz, żeby na uszach stanęła, to się "odczepi". W ostateczności możesz zastosować straszenie za pomocą spryskiwacza z woda, jak robi coś absolutnie niedozwolonego. Ja mam taki "pistoletowy", a nie do kwiatków- psyka strużką wody i ma dośc solidny zasięg.

No i pamiętaj, ze kicia jest w tej chwili w okropnym wieku, z czasem powinna sie troszke wyciszyć :ok:
kontakt telefoniczny: 786 116 007 Obrazek

Jeśli komuś coś zalegam (bazarek itp) proszę o kontakt- skleroza ;)

ulvhedinn

 
Posty: 4214
Od: Śro wrz 13, 2006 19:09
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro sty 04, 2012 15:29 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

A swoją drogą - ma kicia pazurki przycięte? Źródła problemu to nie rozwiąże, ale może pomoże złagodzić efekty kociej działalności.
Obrazek Obrazek + Kosmicia i Migotka
Moje koty żywię BARFem.

alukah

 
Posty: 420
Od: Wto maja 31, 2005 15:16
Lokalizacja: Łódź/Lublin

Post » Śro sty 18, 2012 2:02 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Dzięki za rady. Kotkę niestety muszę oddać i oficjalnie ogłaszam, iż szukam czarnuli nowego domku. Cały czas beczę, ale niestety doszło kilka rzeczy, których absolutnie nie przeskoczę.

Czasem muszę na kilka dni wyjechać (kilka razy do roku jestem w szpitalu). Byłam umówiona, że w okresach mojej nieobecności kotek będzie zostawał u mojego chłopaka i jego rodziców. Mają oni 2 koty: blisko 4-letniego kocura i około 3-miesięczną koteczkę. Moja Luna spędziła tam m.in. tydzień w okresie świątecznym. Chociaż miała towarzystwo, tylko czasem bawiła się z maleństwem (pokazując jednak, "kto tu rządzi"), zaś kocura-tchórza skutecznie przepędzała z każdego kąta. Najbardziej jednak interesowały ją kable, ozdoby świąteczne i milion innych rzeczy, które można zniszczyć. Mało spała, stale wyła (zupełnie jak u mnie) i wymagała "skakania nad nią" 24h/dobę. Mimo to rodzina chłopaka jakoś to przeżyła.

Luna "na wycieczkę" do Krzyśka po raz kolejny wyjechała kilka dni temu. I jest to ostatni raz. Pozrzucała i potłukła doniczki z kwiatami (które wcześniej - mimo dwóch kotów - stały jednak nienaruszone), nie dała nikomu spać (wyła, drapała po drzwiach i ścianach, rozkopywała żwirek z kuwet itp.), ale co najgorsze - była bardzo agresywna w stosunku do małego koteczka. Ganiała ją, a kiedy już dopadła - próbowała zagryźć jak szczura. W konsekwencji malutka zaczęła spać na najwyższych szafach, wszystkiego się boi (łącznie z rodziną Krzyśka) i będzie trzeba jakoś od nowa pracować nad tym, by kotunia znowu stała się towarzyska i ufna.

Nie ma więc mowy, bym mogła liczyć na przygarnięcie Luny choćby na jeden dzień. Tymczasem w lutym czeka mnie wstawianie endoprotezy biodra. Poleżę trochę w szpitalu, a potem w sanatorium. Nie mam co zrobić z kotem. Po prostu nie mam. A jedyne osoby, na które mogłam liczyć, nie chcą czarnuli widzieć po tym, jak się zachowywała.

Będę wdzięczna za jakiekolwiek namiary na kogoś, kto mógłby ją przygarnąć. Nie będę ściemniać - kotek jest kochany, gdy się z nim bawić, głaskać i przytulać. Jest wtedy cudowny i zachowuje się jak maskotka. ALE w chwili, gdy ktoś usiłuje wrócić do swoich zajęć, Luna zmienia się w diabła. Nie pomaga towarzystwo innych kotów. Nie pomaga "wymęczenie" kotki zabawami - wystarczy, że złapie ona trochę powietrza, kilka minut odpocznie, i zaczyna się wycie, miauczenie, wskakiwanie na kolana, drapanie, a jeśli to nie pomoże - demolka. Luna nie dogaduje się z innymi przedstawicielami swojego gatunku, jest do nich nastawiona wrogo i zachowuje się, jakby była zazdrosna. Jest tylko ona, ona, ona - nikt i nic się nie liczy. "Stawia się" nawet znacznie większym osobnikom (początkowo nie wiedziała, że kocur jej ustąpi, a jednak rzuciła się na 3 razy większe zwierzę), mniejsze zwyczajnie próbuje ukatrupić. Przez pierwsze tygodnie - nim poczuje, że "to jej dom", będzie potulna, grzeczna i kochana. Potem spróbuje podporządkować sobie każdego. I nadal będzie potulna, grzeczna i kochana, ale tylko w chwilach, gdy poświęci się jej całą uwagę.

Odpowiadam na posty, które pojawiły się powyżej (te informacje mogą się przydać osobie, która zdecydowałaby się wziąć do siebie Lunę...):

MB&Ofelia pisze:Zaplanuj sobie w ciągu dnia czas na zabawę z kotem. Nie 5-10 minut, tylko np. 2 razy po pół godziny lub więcej - w zależności od natłoku zajęć. Ten czas ma być poświęcony tylko kotu. Zaobserwuj, jakie zabawy lubi najbardziej - czy bieganie za piłeczką, czy łapanie rzucanych myszek, czy ganianie za sznurkiem, itp. Baw się z nią w to, co najbardziej lubi.

Koteczka ma swoje ulubione zabawy i właśnie w te się bawimy. Kilka razy dziennie. Po kilkanaście minut. Luna jest jednak wiecznie nienasycona i wystarczą 3 minuty przerwy, by zaczęło się żałosne wycie, że "nikt jej nie kocha, nikt się nią nie zajmuje". Potem zaczyna niszczyć. Starałam się na wiele rzeczy nie reagować, żeby pokazać, że "nie rusza" mnie taki szantaż. Ale w końcu przerzucała się na takie elementy wyposażenia, których dewastacja nie była mi już obojętna i musiałam na kota zwrócić uwagę.

MB&Ofelia pisze:Zrób kotce miejsce na parapecie, jak się da to wywieś za oknem słoninkę dla sikorek - kot będzie miał darmową telewizję.

Jest od dawna (wyniosłam z mojego pokoju wszystkie kwiaty). I stanowi rozrywkę na 15 minut dziennie. Pozostają jeszcze 23 godziny i 45 minut. No, może mniej. Ale i tak dużo, bo jeśli kot - mimo ciszy i spokoju - przesypia tylko 5-6 godzin na dobę, to teoretycznie musiałby mieć zajęcie na pozostałe 18, by zrezygnować z niszczenia. A tyle czasu dla kota nie mam. Też chcę żyć.

MB&Ofelia pisze:Możesz umożliwić kotce wchodzenie na wyższe meble - tj. szafy, górne szafki w kuchni (więcej przestrzeni życiowej).

Niewykonalne. Nie mam takich szafek (wszystkie wiszące sięgają do sufitu, nie da się już na nie wejść). Zresztą kota zdradza objawy lęku wysokości. Nie zeskoczy z wysokości powyżej powiedzmy 130 cm, jeśli nie ma możliwości zejścia po jakichś stopniach. Wyje rozpaczliwie, patrzy błagalnie pt. "zdejmij mnie!" i niemal wskakuje na ręce, gdy do niej podchodzę.

MB&Ofelia pisze:Co jakiś czas przynieś kotu pudło kartonowe, można w nim wyciąć otwory - wiele kotów lubi bawić się w kartonach lub je rozdrapywać.

Wypróbowane. Ale Luna ma chyba klaustrofobię - nie ma mowy o wejściu do jakiegokolwiek kartonu, siatki, pudła. Nie i już. Zero zainteresowania.

MB&Ofelia pisze:Jeżeli masz balkon, to na lato zabezpiecz go siatką i wypuszczaj kotkę - to będzie dla niej świetna rozrywka, a dla ciebie dłuższa chwila spokoju.

Nie dożyję do lata...

ulvhedinn pisze:Naucz kocidło, ze jest taki czas, który poswięcasz jej i tylko jej (i koniecznie musisz sobie zaplanowac go każdego dnia), a kiedy pracujesz, czy spisz, to zyczysz sobie spokoju.

Nie wiem, jak ją tego nauczyć. W każdym razie pracuję w domu - prowadzę indywidualne terapie logopedyczne dla dzieci. Zamykam się z uczniem w dużym pokoju, bo kot nie ma tam wstępu (spacerujące zwierzę skutecznie rozprasza maluchy, zresztą niektóre mają alergię i rodzice sobie nie życzą kota na zajęciach). Póki co Luna odstraszyła mi kilku klientów. Wyje pod drzwiami, drapie. Nie słyszę swoich myśli, swojego głosu. Dziecko tak samo. Tak się nie da pracować, więc rodzice rezygnują. Próbowałam zamykać ją w transporterku (ale przecież kot też musi siku, więc wydaje mi się to niehumanitarne) albo np. w łazience, ale wtedy nadal wyje (co słychać), ponadto ma "ataki furii" i robi taką demolkę, że po godzinie zajęć mam dodatkowe trzy godziny sprzątania. Nie jestem w stanie zrezygnować z pracy na ileś tam tygodni lub miesięcy, żeby uczyć kota, że tu się pracuje. Zresztą nie wiem jak. Nawet gdy poświęcam jej 5 godzin dziennie, to w szóstej kot nadal będzie oczekiwał uwagi i z zazdrości, że zajmuję się kimś innym, dewastował co popadnie.

ulvhedinn pisze:Na poczatku bedzie ciężko, bo musisz się nauczyć kompletnie ignorować kota, ale jak się mała przekona, ze jak leżysz w łózku to nie wstaniesz, żeby na uszach stanęła, to się "odczepi".

No nie do końca mogę się godzić na demolkę całego mieszkania tylko po to, żeby udowodnić kotu, że mam go gdzieś.

ulvhedinn pisze:W ostateczności możesz zastosować straszenie za pomocą spryskiwacza z woda, jak robi coś absolutnie niedozwolonego. Ja mam taki "pistoletowy", a nie do kwiatków- psyka strużką wody i ma dośc solidny zasięg.

Mam od samego początku. To była pierwsza rada, jaką usłyszałam po przyniesieniu kota do domu. Ale kot się wody nie boi. Ba, chętnie się kąpie.

alukah pisze:A swoją drogą - ma kicia pazurki przycięte? Źródła problemu to nie rozwiąże, ale może pomoże złagodzić efekty kociej działalności.

Oczywiście, przycinane są regularnie. Poza tym kotka ma wypaśny drapak, który i tak olewa (mimo psikania go kocimiętką, walerianą i tego typu specyfikami, uchodzącymi za interesujące dla kotów).


W każdym razie teraz to już i tak nieważne. Nawet gdybym chciała tolerować zachowanie kota albo miała czas i możliwości je zmieniać, w grę weszły czynniki nie do przeskoczenia. Dlatego będę zobowiązana, jeśli ktoś zechce przyjąć Lunę. Serce mi się kroi, ryczę od zeszłego tygodnia, bo jednak kocham tę wstrętną, nieznośną ropuchę. A ona pewnie mnie - przecież nie byłaby zazdrosna bez powodu :(. Ale naprawdę pewnych rzeczy nie przeskoczę :(.

Arwena28

 
Posty: 42
Od: Wto lis 22, 2011 20:33
Lokalizacja: Ruda Śląska

Post » Śro sty 18, 2012 5:12 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Witaj Arweno 28,
mam dzisiaj ciężką noc, nie mogę jakoś spać i tak natrafiłam na Ten wątek. I piszę. I też nie wiem, czy ktoś ten elaborat przeczyta. Piszę, bo poruszyły mnie pewne sprawy. I w zasadzie najbardziej piszę do tych, którzy przez przypadek trafią na taki wątek pt. "Trudny kot, sytuacja beznadziejna" (czy coś w tym stylu) i nabiorą przekonania, że koty to jakieś trudne zwierzaki - demolki. Wg mnie nie ma trudnych przypadków – wszystko zależy jak problem postrzega opiekun, jak chce go widzieć i jak chce go rozwiązać.

Z moich obserwacji wynika, że kot to jednak nie jest zwierzę mało socjalne. Na pewno każdy z nich to indywidualista, są to zwierzęta trochę autystyczne, chodzą swoimi drogami i chyba dlatego ludzie myślą, że koty dobrze znoszą samotność. Tzn. zdarzają się takie przypadki (sami mieliśmy takiego tymczasa, który absolutnie nie tolerował innych zwierząt i musiał być jedynakiem), że kot dobrze znosi samotność . Ale użyjmy wyobraźni: „właściciela” nie ma po ileś godzin .A zwierzę siedzi w domu samo. Jeśli się trafi na spokojnego osobnika, który dobrze sobie radzi w samotnym, pustym mieszkaniu (np. dużo śpi, ale przez to i dużo może przytyć, bo ma mało ruchu), jeśli trafi się na takiego, to dobrze. To nie będzie np. z nudów albo tęsknoty niczego niszczył, sikał "za karę" poza kuwetę, nie popadnie w depresję bądź otyłość.

I uważam,że branie sobie kotka do domu (tu piszę ogólnie, bo Ty nie jako nie planowałaś wzięcia kotka, a był to zwykły, ludzki odruch), bierze się kotka bo np.:

1. Jest „wygodniejszy” w obsłudze niż pies – nie trzeba mu poświęcać tyle czasu i nie trzeba z nim wychodzić na spacery;
2. Bo miło jest, gdy ktoś nas powita, czujemy się mniej samotni, kiedy się wraca po całym dniu do pustego mieszkania (zwł. w przypadku młodych kotów, które potrzebują zazwyczaj kontaktu z drugim kotem: zabawy, gonitwy. )
3. Bo jest śliczny i taki miły.

Biorąc sobie takiego kotka do domu, nie mając za bardzo pojęcia o specyfice tego (jak i każdego innego) gatunku, narażamy się (chciałam napisać „często”, ale mam nadzieję, że tylko „czasem”), na różne rozczarowania, stresy. Zresztą narażamy nie tylko „się”, ale również zwierzaka. Oczywiście opisywany tu przypadek jest trochę inny – kot został wzięty do domu spontanicznie, była to reakcja na sytuację,
A koty - pomimo mnóstwa rzeczy, za które się je kocha, tak zwyczajnie po prostu (ale trzeba je lubić. Niektórzy np. wolą psy), mają również tzw. minusy:

- są delikatne, wrażliwe, chorują – i biorąc kota do domu trzeba o tym wiedzieć, że może się zdarzyć, że zwierzę, które miało za sobą jakieś przejścia, żyło w złych warunkach, może zachorować. Często są to niegroźnie choroby (katar, świerzb, grzybica) - bierze się kota „pod pachę” (no, żeby nie było: konieczny kontenerek, inaczej kot może uciec) i leci do weta. Kot dostaje lekarstwo i żyje długo i szczęśliwie. Zdarzają się czasem inne, poważniejsze choroby ( jak i u ludzi przecież się zdarza), no, ale wtedy mówi się trudno ( nie trzeb od razu zakładać czarnych scenariuszy, wiele, wiele osób cieszy się zdrowiem swoich pupili przez całe lata. A trzeba wiedzieć, że kot żyje i nawet 20 lat, co też trzeba wziąć pod uwagę, biorąc zwierzę pod swój dach);
- mają skomplikowaną psychikę i naprawdę nieraz trzeba być dobrym psychologiem, żeby zrozumieć dane zachowanie i móc odpowiednio zareagować (tak, aby nie kumulowały się w przyszłości problemy).

Bywa, że brak doświadczenia, wiedzy, cierpliwości powoduje, iż opiekun decyduje się na oddanie kota. Zwyczajnie nie radzi sobie z problemem. Do - chyba najpopularniejszych - należą:

1.posikiwanie - często o podłożu psychologicznym (zazdrość, również w okresie dokocenia rezydent lubi sobie siknąć na łóżko Pańci/Pańcia, zmiana miejsca, kot coś chce „przekazać” opiekunowi, jakieś jego potrzeby są niezaspokojone i teraz naszym zadaniem jest rozwikłać: o co chodzi. Bądź choroby, np. układu moczowego. U mnie się zdarza, że kot raz na jakiś czas siknie sobie na łóżko – np. raz na dwa miesiące. Nie lubię tego, ale nie jest to powód do dramatu
2. tzw. niszczenie mebli: drapanie JEST w kociej naturze. Czasem zdarza się, że kot nie chce(bądź nie został zawczasu nauczony) korzystać z drapaka. Czasem trzeba poświęcić jakiś mebel – u nas przez pewien okres wielkim powodzeniem cieszył się róg kanapy. Niestety.
3. Skakanie po meblach, zwł. blatach kuchennych – jeśli komuś przeszkadza, to naprawdę niech zastanowi się, czy chce wziąć kota. Może lepiej psa na przykład? Ale z opieką nad psem też związane są różne problemy (również zwł. w okresie dorastania – gryzienie dosłownie wszystkiego, sikanie po kątach dopóki się nie nauczy, wywlekanie śmieci itd.), więc w ogóle biorąc zwierzę jakiekolwiek, trzeba to zrobić w sposób przemyślany.
4.Wycie, miałczenie wymuszanie uwagi – wg mnie to może mieć np. związek z tym, że zwierzę się nudzi, potrzebuje towarzystwa, człowiekowi zazwyczaj chęci i energii starcza niewiele – ileż można, zwł. wróciwszy zmęczonym z pracy, machać sznurkiem bądź rzucać piłeczkę?

Mówiąc krótko: wg mnie (ale nie mam dużego doświadczenia: dwadzieścia parę kotów w ciągu 3 lat), ale mimo wszystko pokuszę się o stwierdzenie, że nie istnieje coś takiego jak „rozbestwiony”, wredny, fałszywy kot (zwł. jeśli mówimy o kocie w tak „młodym” wieku, o takim, jak na tym wątku). Podobnie jak nie ma rozbestwionych „bachorów”. Śmiem twierdzić, że problemy wynikają głównie z błędów „wychowawczych”, braku cierpliwości i niewiedzy. Niektórzy opiekunowie zwierząt bardzo szybko się poddają, ulegają przy pierwszych problemach. Natomiast nie jest możliwe mieć zwierzę w domu tylko tak, żeby „pachniało, wyglądało lub stało za szybką”…

Nie mówię, że sytuacje bywają naprawdę trudne, kłopotliwe, stresujące, wyczerpujące… Wiele odpowiedzi można jednak znaleźć w różnych źródłach - książki, specjaliści, Inernet, to forum. Trzeba jednak przynajmniej chcieć spróbować. Trzeba mieć cierpliwość, czas, chęć. Zauważyłam, że właśnie cierpliwość i czas, a także akceptacja czasem dziwacznych zachowań pupila, jest doskonałym narzędziem. Jeśli tego nie ma, to faktycznie może lepiej znaleźć zwierzęciu inny dom. W Twoich wypowiedziach Arweno wyczytuję: zniechęcenie, zniecierpliwienie, zmęczenie. Po prostu masz już ewidentnie dość. Być może kot stanął na Twojej drodze w nieodpowiednim czasie, nie planowałaś przygarnięcia, a tym bardziej kłopotów/problemów z tym związanych, na które ewidentnie obecnie ( tak odczytuję z Twoich wpisów) nie masz teraz czasu, masz inne problemy, którym musisz poświęcić uwagę. A kotek faktycznie… kłopotliwy… Ale być może i on „odczytuje” Twoje nastroje, wyczuwa niechęć… Pomijając to, że myślę jednak, że kot po prostu jest potwornie samotny… Nie powinno się może „uczłowieczać” zachowań kotów, ale gdyby mnie zamykano w mieszkaniu na ileś naście godzin, bez to miałabym ochotę zdemolować dom… Ja wiem, że teraz bywasz w domu.
Aczkolwiek to, po co napisałam tak długi post, to to, że: NIE ZGADZAM się, by przerzucić winę (wiem, nie masz takiego zamiaru, ale tak to wychodzi), nie zgadzam się, żeby przerzucić winę na kota. Zwł. Tak młodego. Zresztą pomyśl: szukasz mu domu. Czym, myślisz, ten dom może się różnić od Twojego? Czy innym nie będzie przeszkadzało takie, opisywane przez Ciebie zachowanie? Dokleiłaś kotu wiele „łatek” i dobrze jednak o tym z ew. przyszłym domkiem porozmawiać, bo inaczej może kot wrócić… Kumulacja tak wielu złych, opisywanych przez Ciebie zachowań nasuwa mi jedną myśl: zostały gdzieś popełnione poważne błędy wychowawcze, być może trafiłaś na jakiś bardziej „wymagający” egzemplarz… Zgłosiłaś się po pomoc, to dobrze. W ogóle bardzo fajnie, że przygarnęłaś małą i nie zostawiłaś jej na ulicy. Będę trzymać kciuki z a domek, bo to chyba najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji.

- Co do relacji z kotami, które tutaj, na podstawie nie wielkiego odcinka czasowego, zostały określone jako złe: kotka gryzie, atakuje rezydentów, zarówno młodszego, którego chce ”ustawić”, a starszy w ogóle nie ma nic do „gadania”.
Wg mnie to jest za krótki okres, za wcześnie, żeby doklejać kotu łatkę: nietowarzyski, nie nadaje się do przebywania z innymi kotami. Opisywane tutaj zachowania (gryzienie w kark), bójki, gonitwy, wzajemna nieufność, ataki, skoki na przeciwnika itd. to raczej normalne zachowania, zwł. w początkowym etapie „dokacania”. Twoja kotka , z tego co mogę wyczytać, nie miała za bardzo kontaktu u Ciebie z innymi kotami. Jej pobyt u rodziców chłopaka był dla niej trudną sytuacją: nowe miejsce, ludzie i koty. To, co opisujesz, to próba zwyczajnego wg mnie odnalezienia sie w nowym miejscu oraz w relacji z kotami: próba sił (kto kogo zdominuje, co również jest zachowaniem naturalnym). Zazwyczaj trwa to trochę (do kilku tygodni, jak się ma „pecha” to ponoć i dłużej), zanim kotki się ustawią (zwł. że Twoja kotka jest młodziutka, więc nie zakładamy, ze ma już tak spaczony charakter, że nie jest do „naprawienia”. Znacznie trudniejsza jest nie raz praca ze starszymi kotami, takimi, które mają już określone nawyki, które trzeba rozgryźć lub poznać, albo koty po trudnych przejściach czy tzw. traumach).

To tak z grubsza. Oczywiście mogę się mylić, mogę nie mieć racji albo zwyczajnie za mało widziałam, za mało doświadczyłam.
Jest już nad ranem. Idę spać. Pozdrawiam i mam nadzieję, że wszystko się ułoży :kotek:

literówki
tellma
 

Post » Czw maja 16, 2013 23:46 Re: Problem - kot wszystko niszczy, co robić?

Droga Arweno!
bardzo mnie poruszyła Twoja historia...wiem, że to stary wątek i pewnie już nieaktualny ale chciałam Cię zapytac co zrobiłaś z Luną???jak się potoczył wasz los??? sama jestem teraz właścicielką małego prawie rocznego kota demolki i nie wiem jak sobie nim poradzić... mam nadzieję, że odpiszesz!!! pozdrawiam Cię serdecznie!!!

julieprescott

 
Posty: 1
Od: Czw maja 16, 2013 23:31




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Rafaelblich i 236 gości