Obiecałam Wam i sobie pisać coś w rodzaju raportów z poszczególnych akcji. Nie po calkowitym zakończeniu, bo wiele akcji kontynuujemy - ale po każdym większym etapie.
Więc proszę -
Reja 7 - właściwie nic ciekawego 31.05.2012 - Aga w czasie służbowego wyjścia zauważyła te kociaczki - dwa malutkie pingwinki w komórkach przy starej kamienicy. Były na zewnątrz komórek, może i mogła próbować je złapać, ale potem? Nieść w ręce? W kieszeni? Do pracy? W każdym razie nie złapała, ale utkwiły jej w głowie. Aga z Anią zaczęły robić rozpoznanie - ile jest kociąt, ile dorosłych, szukać karmicieli - bo z nimi na ogół najłatwiej koty złapać. Kociąt co najmniej cztery, na pewno kocia mama, więcej nie wiadomo. Karmiciele? Też nie wiadomo, karmią wszyscy po trochę, nikt regularnie. Mieszkańcy kamienicy ilość kociąt określają na dwa, trzy a może pięć…
06.06.2012 - świtem umówiłam się z panią Anią G. na łapanie kotów przy Staszica. Reja niedaleko, nastawiłyśmy klatki, poszłyśmy na spacerek, może da się jednocześnie obie posesje „załatwić”? Obejrzałyśmy komórki i malutkie okienko, w którym przesiaduje kotka i pokazują się kociaki.
Wychodzą na parapet skuszone jedzeniem, ale bardzo trafnie oceniają bezpieczną odległość od człowieka, nie dadzą się złapać ręką… Trzeba wejść do komórki wypełnionej drewnem, może drewno przerzucić, może kociaki nie uciekną dziurą do sąsiedniej komórki… Tyle że klucza do komórek nie ma nikt, Tzn jest długi weekend, część mieszkańców wyjechała, pozostali mają jakieś klucze ale żaden nie pasuje. Włamać się? Trochę nie wypada… Próbujemy dwutorowo - razem z Anią (mieszka blisko) latamy co kilka godzin próbując jednak złapać kocięta ręcznie, jednocześnie nadal szukamy klucza - w administracji, jeszcze u lokatorów…. A kotka i kociaki siedzą w okienku, chętnie pałaszują przynętę, ale dać się złapać - co to, to nie. Tyle tylko, że je już rozróżniamy i wiemy, że są cztery. Wszystkie pingwinki z białymi brewkami i wąsikami.
07.06.2012 - trafiamy w końcu na pana dysponującego właściwym kluczem. Pan po całodobowym dyżurze zmęczony i niechętny, nie dziwnego, upał, jakoś daje się przekonać, pozwala w komórce ustawić dwie klatki - pewnie trochę zadziałała ciekowość, po przecież tych kotów „nie da się złapać”. Ale klucza nam nie da, wyznacza godziny spotkań i sprawdzania klatek. Znów latamy na zmianę z Anią - 15.00 - nic, 18.00 - jest, kocica matka. Dzień wolny, lecznice „talonowe” nieczynne, wieziemy do całodobowej - klatka znów nastawiona, liczymy na maluszki mniej ostrożne bez mamy.
08.06.2012 - 5.00 rano, kolejne spotkanie wyznaczone przez pana z kluczem - półprzytomna patrzę na coś czarne i wściekłe w klatce, za duże na jednego z pingwinków - też do całodobowej, kocur. Pewnie ojciec malców, cicho-ciemny, nikt go tam nie widział. Śliczny bandzior, prawda?
Klatki czekają nadal, kontrola (ciągle w godzinach wyznaczanych przez pana, latamy z Anią na zmianę) o 13.00 wykazała puste klatki, o 16.00 - pierwsze pingwiniątko - chłopiec, dość spokojny. Od razu do lekarza wet, zdrowe, odpchlamy, odrobaczamy, umawiamy się na szczepienie za kilka dni. 21.00 - sprawdzamy - nic…
09.06.2012 - 6.00 rano - w klatce kolejne maleństwo, wściekle miotające się z krzykiem i warczeniem. Baba? Zgadza się, wyraźnie niezadowolona. Z trudem przekładam do kontenera.
Czekamy dalej, pan wyraźnie traci cierpliwość, nic dziwnego - żar leje się z nieba, on pracuje, po pracy chciałby odpocząć. 13.00 - nic, 17.00 - nic.
21.00 - kolejne dwa, ufff. Grzecznie czekały w łapkach, nawet nie pisnęły. Potem jedno prawie rzuciło mi się do gardła przy wyciąganiu z łapki - łapę własną mam krótką, do dna klatki nie sięga, więc staram się zatknąć barkiem i okolicą wylot klatki i czekać, aż małe po ściance podejdzie tak, bym mogła złapać. To podbiegło do samej góry i z wściekłym sykiem i warkotem próbowało sforsować blokadę z mojego barku i szyi….. Drugie chwyciło zębami za pasmo moich włosów, i chyba szczękościsku dostało, w każdym razie odczepić nie mogłam.. No i jeszcze po ciemku wpakować do jednego kontenera tak, by nie wyprysnęły. Spociłam się mimo nocnego chłodku…
Chłopak i dziewczyna. Znów kurs do całodobowej, odpchlić, odrobaczyć. I do klatki w mojej kuchni….
19.06.2012 - cztery śliczne pingwiniątka - dwóch chłopców i dwie dziewczynki - czeka na wymarzone domki. Malce są odrobaczone i zaszczepione, z książeczkami zdrowia, przepięknie mruczą (jak chcą i mają czas) i strasznie chcą wydostać się z nieciekawej, bo w pełni już zwiedzonej kuchni.
Kontakt w sprawie adopcji pingwinków - 600 985 675
ansk@infoclean.plKoszt akcji
Sterylka kociej mamy - 105zł
Kastracja kocura - 60zł
Szczepienie, odrobaczenie i książeczki zdrowia dla czterech maluszków - 55zł*4
RAZEM 385zł
No i koszty utrzymania maluszków do czasu adopcji…