potrzebuję Waszej pomocy i wiedzy w temacie związanym z agresją u kota. Postaram się opisać sytuację jaką mam w domu i co do tej pory ustaliłam w związku z agresją u mojej kotki.
Mam kotkę od ok 4 lat, adoptowałam ją gdy miała kilka miesięcy. Jest kotką niewychodzącą, ale niedawno udało mi się dostać kawałek ogródka i mam zamiar z nią wychodzić na szelkach do tego ogródeczka.
Kotka jest regularnie szczepiona i odrobaczana. Wagę ma idealną. Apetyt do tej pory w normie.
Przez 4 lata czyli od samego początku gdy zamieszkaliśmy razem, nie sprawiała żadnych problemów.Kotka jest miziasta, lubi spać na kolanach codziennie, sama się na nich mości, śpi (a raczej spała do tej pory) razem ze mną, pakując się pod kołdrę lub moszcząc się na niej

W mieszkaniu mieszkam razem z chłopakiem, nie ma tu dzieci,innych zwierząt, pracuję udzielając korepetycji w domu więc spędzam praktycznie cały dzień z kotką. Można by rzec,że razem z kotką dotrzymujemy sobie towarzystwo.
Wszystko się zmieniło gdy próbowałam wprowadzić inną kotkę (kilkumiesięczną) do mieszkania. Z tego powodu, że kocham koty i chciałam miłością tą podzielić się również z inną koteczką.
Próba dokocenia trwała przez ok pół roku, bezskutecznie. Od samego początku starsza kotka nie zgodziła się na towarzysza. Nie chcę tu opisywać jak wyglądało to dokocenie, w każdym razie nie poddawałam się dosyć długo, próbowałam wszystkich metod jakie tylko możliwe w tym temacie, jednak musiałam się poddać i udało mi się oddać małą kotkę do dobrego domu, z którym mam nadal kontakt. Być może mój opis tego nie oddaje tego, ale dużo łez mnie to kosztowało bo koteczkę zdążyłam już pokochać. Ale musiałam oddać

Piszę o tym dokoceniu bo z tym wiąże się problem z jakim borykam się od ok połowy roku. Od tamtej pory starsza kotka 5 razy zaatakowała mnie i chłopaka, zaczynając atak ode mnie i dopiero po mojej ucieczce kierując się na chłopaka. Ataki nie są poprzedzone żadnymi objawami, a pierwszy dotyczył sytuacji kiedy oddzielałam dwie kotki od siebie rzeczą trzymaną w ręku (ciuchem). Kotka mała uciekła do pokoju i została w ten sposób odizolowana od kotki starszej, która wtedy rzuciła się na mnie i potem na chłopaka próbującego oderwać ode mnie wczepioną kotkę.
Kotki młodszej od kilku miesięcy u nas nie ma, ale ataki od tamtej pory się powtarzają. Za każdym razem kot jeży najpierw kitę, i wtedy się rzuca. Potrafi wcześniej się przymilać więc atak następuje z zaskoczenia. Ataki są bardzo niebezpieczne. Mam głębokie rany na nogach i rękach, kilka dni temu rozdarła mi nogawkę w spodniach dresowych i dorwała się do nogi. Udało mi się ją odrzucić nogą, odepchnąć drzwiami i zamknąć się w pokoju. Wtedy rzuciła się na chłopaka, który usłyszał moje krzyki. Dużo mogę o tym pisać, raz rzuciła mi się znienacka na twarz. Ale na szczęście bez pazurów. Chyba przez moment zastanawiała się co robić gdy ja w osłupieniu patrzyłam się na nią

W ten czwartek był atak nr 4 a w piątek atak nr 5. Wcześniej powtarzały się one ok co 2 miesiące.
Po ataku nr 4 pojechałam z chłopakiem i kotką do weterynarza. Stwierdził, że kot ma zmiany w mózgu i nie mam wyjścia, ale muszę ją uśpić. Zapytałam, co z badaniem krwi, i innymi, może trzeba wykluczyć choroby narządów? odpowiedział : Nie ma sensu, po wyglądzie zewnętrznym kota nic się nie dzieje, nie łysieje, ma apetyt itp więc po co. Jedyne co, polecił chrupki na wyciszenie Royal Calm i po 2 miesiącach mam zobaczyć czy są zmiany u kota. Wróciłam do domu z chrupkami.
Następny dzień (piątek) polegał na tym,ze strasznie bałam się kota mając w pamięci wcześniejszy atak. Pewnie zachowywałam się nienaturalnie, wyciszyłam wszystkie dzwięki, siedziałam koło kota w bezruchu, a kot ze 3 razy jak juz wstałam i szłam gdzieś podskakiwał do mojej nogi, patrzył się, tak jakby się zastanawiał co robić, ja unikałam wzroku, i odchodził. Teraz wiem, że przymierzał się do ataku, który nastąpił znowu bez powodu wieczorem. W jednym momencie kita mu się najeżyła, chłopak powiedział : leć do łazienki się zamknąć, ja w sekundzie tam się znalazłam, a kot rzucił się na zamykane drzwi. Nie zdążył i rzucił się na chłopaka. Już skracając opowieść, chłopak dołączył do mnie po bitwie z kotem. Kot atakował go kilkakrotnie mimo iz chłopak 'odrzucał'. do momentu kiedy w końcu udało się chłopakowi uciec do łazienki. Za każdym razem po ataku wycie kota i dźwięki jak u dzikiego zwierza.
Następnego dnia poszliśmy do innego weterynarza, tam zrobili mu badanie krwi, wyszło wszystko ok, glukoza bardzo ładna. Lekarz wykluczył choroby narządów wewn. Po długiej rozmowie z weterynarzem, gdzie dokładnie wypytał on o ataki i przeszłość kota, po zbadaniu jego oczów i innych badaniach palpacyjnych kota, po zbadaniu odruchów itp. odrzucił chorobę mózgu i schorzenia typu neurotycznego (w przeciwieństwie do pierwszego weterynarza). Byłam gotowa jechać na tomografię mózgu kota do innego miasta, koszty, chociaż wysokie, nie grają roli, ale lekarz odradził. Jest pewny swojej diagnozy, rozmowa z nim bardzo różniła się od rozmowy z wcześniejszym weterynarzem. Przede wszystkim bardzo długo rozmawialiśmy z nim, a lekarz był bardzo zaangażowany w te sprawę.
Zatem agresja związana jest z tą nieudaną próbą dokocenia. Agresja, która była kierowana na małego kotka została przerzucona na mnie i chłopaka. Kot ma charakter bardzo dominujący, jest kotem, który walczy w tej chwili o swój teren, a chwili kiedy udało mu się nas skutecznie zaatakować (uciekamy za każdym razem) już nie cofniemy. Kot zwyciężył na całej linii, będzie nas nadal atakował ,a zmiana tego jest bardzo mała.

Przepisał kotu lek antydepreyjno-uspokajający.
Wyszłam z gabinetu bo zaczęłam ryczeć. 2 lekarzy sugeruje uśpienie. W necie czytam o takich przypadkach i co? uśpienie.
Pod gabinetem weterynaryjnym posiedziałam z kotkiem w transporterku w samochodzie rycząc i patrząc na kotkę. Nie chcę kotki usypiać, nie wyobrażam sobie tego, żeby przez moją głupotę (dokocenie) kotka miała umrzeć. I wtedy przyszło mi do głowy to co znalazłam tu na forum w poście u Dalii. Czepiam się tego jak ostatniej nadziei. Wiem, drastyczne to, ale przeczytałam,że Dalii pomogło wyrwanie kłów i pazurów u agresywnej kotki. Mając taką samą perspektywę: albo uśpienie, albo tę możliwość, wybieram jak Dalia... Wróciłam do gabinetu, i weterynarz powiedział, że jest to jakaś opcja w naszej sytuacji.Oczywiście w połączeniu z leczeniem tabletkami. Wykonują takie zabiegi, trochę opowiedział mi o tym (miał już innego pacjenta) i jutro dzwonię w tej sprawie. Jestem zdecydowana na 99,99%..
Proszę pomóżcie, podzielcie się wiedzą jeśli spotkało Was coś podobnego i jak sobie poradziliście.
Ja dziękuję Dalii za wpis o agresji u swojego kotka, na który trafiłam przypadkiem przeczesując internet i szukając pomocy. Tylko dzięki niemu moja kotunia nie poszła na uśpienie

Jeżeli przypadkiem Dalia czyta ten wpis, proszę napisz jak Twój kotek się teraz czuje? Co z agresją? Jakdaje sobie radę bez ząbków? Czy pazurki też ma usunięte?
Proszę o wpisy i nie potępiajcie mnie, że planuję taki zabieg. I tak czuję się winna bo gdym nie przyprowadziła młodszej kotki do domu ...Te kilka dni to koszmar. Ciąglę ryczę, teraz też, kotka w tej chwili odizolowana w pokoju, zamknięta na klucz. Miauczy...

Boję się zaufać kotce bo ma ona teraz dwie twarze, ale kocham ją tak mocno, że zrobię wszystko byleby tylko jej nie stracić

Aha, wg weterynarza Felliway, behawiorysta i inne tego typu metody na ten rodzaj i stopień agresji nie podziała. Agresja ma bardzo silne podłoże i jest mocno utrwalona. Ataki są b. niebezpieczne i muszę działać drastycznie.
Będę wdzięczna za każdy wpis