Dawno nie pisałam. Mrusia wyrosła pięknie, jest już wykastrowana. Koteczka niebywale rozpieszczona, zwinna, zgrabna, skoczna, pogodna, a przy tym nerwuska. Czyścioszek. Inteligentna i pełna wdzięku.
Chcieliśmy dla niej dobrze, więc wzięliśmy (adopcja) kolegę, młodszego o miesiąc buraska. Jest maleńki, chudziutki, ale to pogodny, spokojny kotek. Wręcz stoicki. Interesuje go głównie jedzenie, mniej my i jakieś tam subtelności. Jest kotkiem bez nerwów: Mrusia na niego syczy, wyje, bulgocze, nawet zwymiotowała z nerwów, gdy zaczął wspinać się na jej hamaczek, a on nic: spokojnie patrzy i robi swoje. Ale pewnego dnia dał jej pazurami po nosku (trzeba przyznać, ze długo wytrzymywał prowokacje) i zaczęło się: pełna histeria, płacz, nie je przy nim, nie śpi przy nim. Izolujemy w nocy i gdy wychodzimy, w dzień pilnujemy kotów. Misiu, tak nazwaliśmy buraska, choć jeszcze nie waży 3 kg, już czuje się w pełni facetem - znaczy teren, pryska po ścianach, a my czekamy z kastracją, aż mu minie rozwolnienie. Od trzech tygodni, od kiedy przyszedł, wciąż ma luźne kupki, teraz jest badany na obecność pasożytów (był odrobaczony), pierwotników itp.
Studiowałam wątek o trudnych dokoceniach. Hmmm. Chyba tam się zgłoszę, choć jak widzę, u nas nie ma tragedii, ale i do sielanki daleko.
Misio
Mrusia
Misio
Mrusia