Trochę stary ten wątek, pozwolę go na chwilę wykopać. Niestety, nie będzie to przyjemna wiadomość.
Na początku chciałbym przywitać członków tego forum, w tym tych, którzy zaglądali do tego wątku.
No i wreszcie Panią Martynę, z którą miałem okazję spotkać się w zamierzchłych czasach.
Bez Was nie byłoby mnie tutaj.
Teraz o mnie. To ja jestem tym panem, który dawno temu, kilka lat już - zwrócił uwagę na pewnego zatroskanego pieska. Był nim Bronisław "Bronek".
Piesek trudny, którego trzeba było przyzwyczaić do bycia w nowym domu. Do tego przyzwyczaił się szybko. Po adopcji, chyba można liczyć w godzinach. Wszak nowego człowieka widywał kilka razy.
Widywał może raz podobnie zatroskanego, bo noce przed wielką podróżą były bardzo zimne. Poniżej 20 stopni.
Do bycia w domu przyzwyczaił się od razu. Do bycia panem jedynym na włościach, pozostającym na posterunku podczas nieobecności państwa - gdzieś około dwa lata. To były trudne chwile, które urozmaicał sobie brojeniem i skakaniem na stół. Bo z niego mógł obserwować to co za oknem. Wyczekiwał swojego człowieka?
Nie mieliśmy tego za złe. Wiedzieliśmy, że to trudny "materiał".
Dodam, że trafił od razu na salony. Nie był psem podwórkowym. Miał naturę domatora. Wyjście na powietrze i owszem, ale po załatwieniu swoich spraw wracał na swoje posłanko.
Chyba czuł się bezpiecznie. W wolnych chwilach lubił gapić się w telewizor. I nie były to sporadyczne przypadki. On oglądał, śledził akcje, nie tylko patrzył.
Zdarzyło mu się kilka dalszych urlopowych podróży i wszędzie tam gdzie był, budził zainteresowanie i sympatię. Ba nawet nie musieliśmy płacić za pobyty pieska, mimo że cennik był jasny Ot taki piękny piesek.
Piękny bo tak i piękny, bo dobrze odżywiony nie przypominał już samego siebie "jakby złączonego z dwóch psów" z oczekiwania na adopcję. Był już psem samodzielnym, który takich podróży się nie bał.
No i sobie tak żyliśmy. Chodziliśmy na spacerki. Z dumą, bo taki ładny ten Bronio! Mizialiśmy się, bo w podlizywaniu się był mistrzem. Dzień bez przytulanki, głaskanki, mizianki itp był dniem straconym. Musiało to być i to codziennie. Taki obowiązek pański.
W połowie zeszłego roku rozpoczął się ten gorszy etap. Zdiagnozowano problemy sercowe i kilka innych. Miał być z nami kilka tygodni. Dotrwał do końca roku. Wreszcie 6 stycznia. Po południu - to był jego ostatni dzień. Po kilku godzinach, serii kolejnych badań przyszła diagnoza. Stan jest poważny. Właściwie tak poważny, że każda godzina dla niego jest tylko odwlekaniem nieuniknionego. Do ostatniej najgorszej minuty zachował świadomość i rozpoznawał mnie. Oczami, łepkiem, bo reszta ciała już nie funkcjonowała. I to był jego ostatni dzień, w którym fizycznie czuł naszą obecność. Teraz jest już gdzieś tam gdzie pieski mają swój raj. Może jest gdzieś przy nas?
Żegnaj Broniu.
Nie gniewajcie się, że tak smutno. Ale włożyliście tyle trudu, aby dostał troszkę szczęścia, że winienem jestem Wam tę opowieść . Myślę, że miał to szczęście. Chyba do ostatnich chwil. Dopisywał mu apetyt. Niestety los postanowił troszkę inaczej.
Tak oto historia Psa Bronka vel Asystent, na którego mówiliśmy też Bronisław się zakończył.
Zaś nam jest bardzo smutno...