Otrzymalam 120 złotych od osób prywatnych
215 złotych faktura na cpr i jedną dawkę zilekxisu
Wydała moja mama
tylko 4 kart wizyt były wystawione mimo moich wielu próśb wobec szacownego pana weta.
Wyliczyłyśmy z mamą, że była w Częstochowie 17 razy i za każdą wizytę płaciła osobno, przeciętnie od 30 do 50 zł - z badaniami i Zilxisem - więcej.
Cytuj:
1 września - 179 zł
6 września - 33 zł
7 września 155 zł
9 września - 33 zł
te są wpisane na stronie 35
16 września - 555 zł - nie mam karty ani paragonu, ale tu był virbagen - 384 zł, reszta za wizytę i leki.
Była jeszcze wizyty w dniach 5, 8, 10, 12, 13, 14, 15, 17, 19, 20, 21, 22 września
Cpr i 1 dawka zilexisu - 215 złotych
W roku chyba 2001 - w Sylwestra, późno w nocy, zbudził moją mamę głośny płacz. Na początku myślała,że to może jakieś dziecko gdzieś, ale to nie ustawało. Założyła płaszcz na koszulę nocną i kozaki na gołe stopy i poszła szukać miejsca z którego dochodził płacz.
Na drodze spotkała mężczyznę z zawiniątkiem ( kotkiem). Ten pan wręczył to zawiniątko mojej mamie mówiąc, że nie wie, co z tym zrobić. Moja mama wzięła kotka też nie bardzo wiedząc co z tym zrobić. Położyła go w piwnicy na ogrzewanej rurze, i chciała iść do mieszkania z myślą, ze rano pomyśli dalej, najważniejsze, że kot ma ciepło.
Kot jednak nie chciał być na tej rurze. Dalej wył.
Wzięła go do mieszkania, przygotowała kocyk ciepły w łazience - tego kot tez nie chciał, dalej wył.
Owinęła go w kocyk, zabrała do łóżka, przytuliła, kotek przestał wyć, zaczął się tak strasznie telepać.
Na drugi dzień chciała dać mu coś jeść, ale kocio nie chciał. Chciała do weterynarza - Nowy Rok. Dzwoniła jednak - powiedzial,aby go położyć w cieple i dojdzie do siebie.
Po dwóch dniach zaczęła kotka chlipać wodę, po trzech wstała na chwiejnych nogach. W kolejnych dniach dochodziła do siebie, aż wydobrzała.
Jakiś czas później okazało się, że kotka wypadła z okna z 4 piętra. Punia jest zdolna - potrafi sama otwierać okna. Miała wówczas szczęście że wpadła w zaspę.
Jej właściciele byli na zabawie sylwestrowej, kotek w domu sam się nudził i wylądował w zaspie.
Moja mama oddała kotkę właścicielom. Moja siostra wówczas zwróciła się do mamy z pretensją,że przecież to jest nasz kot. W końcu to mama go uratowała. Mama miała dylematy, ale po śmierci siostry mojej zwróciła się z prośbą do tych właścicieli, aby jej kotka oddali.
Właściciele byli nawet wdzięczni, bo chcieli Punie wywieźć na wieś.
W ten oto sposób Punia stała się ukochanym członkiem naszej rodziny.
Parę miesięcy później zabraliśmy spod śmietnika Misię. Miała może 3 miesiące. Byłą strasznie głodna i obgryzała taką wielką brudną kość. Mojej mamie serce ścisnęło i wzięła towarzyszkę dla Puni.
Punia jednak nie bardzo chciała się z Misią zaprzyjaźnić, a już o matkowaniu nie było mowy.
Misia w prawdzie bardzo zabiegała o przyjaźń Puni, ale ta nie .
Jakiś czas potem, zimą, pojawiła się na werandzie altanki, na działkach kocica. Ponieważ śnieg był po pas, został zamknięta w środku i moja mama przychodziła dwa razy dziennie z jedzeniem. Wczesną wiosną kotka zniknęła. Pojawiła się jakiś czas później, była wówczas matką i miała swoich właścicieli. Moja mama próbowała z nimi dyskutować, aż pewnego razu Gwiazdeczka urodziła w altance jedno małe. Była strasznie poturbowana, brzuch był twardy. Szybko zabraliśmy ją do Częstochowy do weterynarza. Zrobiono jej cesarkę i okazało się,że macica już gniła. Dlaczego nie wiadomo, ale na świat przyszło kolejnych 3 kociąt.
Chcieliśmy je wyadoptować, ale nie było chętnych oprócz Kociej Mamy, która chciała maleństwa natychmiast. A my chcieliśmy, aby trochę podrosły, miały te 4-5 miesięcy. Mieliśmy dużo innych dylematów z tym związanych, więc postanowiliśmy, że kociaki na razie zostaną u nas, a ja będę im przez internet szukała domków. W międzyczasie jeden kotek zabił się w mieszkaniu. Wydłubał puszkę gniazdka i przegryzł kabel. Fionka była jakiś czas u mnie, ale podczas jednej z wizyt w Pajęcznie zabiła się. Został Filuś i Benuś, którzy mają swoje problemy. Filuś ma problem z alergią a Benuś odchorował śmierć Fionki i zaraził się jakąś bakterią w klinice w Cz- wie. Do dziś ma problem z oddychaniem, ciągle bierze antybiotyki.
Tak oto w Pajęcznie jest 5 rezydentów. Benek stara się być przywódcą stadka, wszystkich próbuje otoczyć swoją opieką. A Punieczka jest indywidualistką. Kocurki próbują ją poderwać na swój koci sposób, ale ona nie jest zainteresowana. Jej ulubione miejsce, to brzuch mojej mamy.
Punieczka uwielbia wychodzić na balkon, schodzi na dół, okrąża blok, staje przed drzwiami i zaczyna wyć, aby ją wpuścić z tej strony. Jest bardzo mądrą kotką. Umie otwierać drzwi. Nie chce jeść z innymi kotami. Jej trzeba dawać jedzenie w zamkniętej łazience. Ona nie lubi, gdy inne koty obwąchują, co ona dostała, lubi jeść w spokoju. Potem potrafi sobie sama otworzyć drzwi łazienki i z niej wyjść.
PUNIECZKA
PUNIA pod swoim drzewkiem
Toaleta PUNIECZKI pod drzewkiem
Punia kładzie się spać
JESTEM PIĘKNA - podziwiajcie mnie
Obecnie okazuje się, że ma guza w okolicy serca. Guz ten wpycha serce w płuca, przez co zmniejsza powierzchnię oddechową, naciska na aortę i powoduje że kotek ma problemy z oddychaniem. Ma powiększone węzły chłonne, mocznik też. Ma też zapalenie płuc i oskrzeli.
Do tego ma płyn w płucach i osierdziu
Nie można zrobić biopsji tego guza, bo kicia jest za słaba. Krew jest problem pobrać, bo jest strasznie gęsta. Lekarz daje jej kilka miesięcy życia. Kicia ma około 10 -11 lat.
W tej chwili ma kroplówki dwa razy dziennie wzmacniające organizm i antybiotyk. Potem ma dostać steryd, którym może uda się rozgonić tego guza. Ale to wszystko może ?
Ale może ktoś na forum miał z takim przypadkiem do czynienia i może poradzić, do kogo się udać po jakąś pomoc ?
Obecnie oprócz tych 5 rezydentów jest jeszcze około 7-8 koców na działce. 5 małych 4-5 miesięcznych kociąt, ich matka, jeszcze jedna kotka, wnuczka naszej Gwiazdeczki, i prawdopodobnie cały czarny kocurek. Ta pozostała trójka, to już dorosłe, dzikie koty.5 kociąt chcemy wyadoptować, są ogłaszane
Razem jest chyba 13 kotów = plus mój osobisty = 14 kotów pod naszą opieką.