Kolejny raz zwracam się do Was z prośbą o pomoc dla kota, który tej pomocy bardzo potrzebuje.
W moich okolicach, czyli w Pruszkowie na Dębowej pod przedszkolem zamieszkała szylkretowa koteczka.
Jej istnienia w tym miejscu jestem świadoma od piątku, dziś w rozmowie z jedną z sąsiadek wyszło, że kicia jest już ponad tydzień albo i lepiej.
Nie jest dzika, to 100% udomowiony kot. Zaczepia każdego przechodzącego człowieka, z tego co widziałam głównie preferuje panie w średnim wieku. Jest więcej niż bardzo spragniona miziania. Dokarmiana bardziej z przypadku, czasem ktoś coś jej podrzuci.
Nie wygląda na chorą. Na tyle na ile zdołałam się przyjrzeć ma czyste oczy, nos. Lekko brudnawe uszy i futro w nie najdoskonalszej kondycji.
Bardzo trzyma się tego jednego miejsca, często pomiaukuje ale to nie jest miaukanie rujowe, raczej chęć zwrócenia na siebie uwagi.
Nie wiem gdzie śpi, domyślam się, że może w śmietniku przedszkola. Nie sadzę by miała kociaki na wychowaniu, bo wciąż widuję ją siedzącą na trawniku. Raczej kiełkuje mi w głowie myśl, że ona może spodziewać się kociąt. Ale to tylko moje domysły, nie umiem tego ocenić.
Poniżej kilka zdjęć ślicznotki.
Obdzwoniłam i obeszłam okoliczne przychodnie weterynaryjne. Oglądam wszelkie ogłoszenia na słupach ale nikt jej nie szuka.
Nie mam możliwości dania jej dachu nad głową ani przyjęcia jej tymczasowo. Zadzwoniłam do schroniska w Milanówku, bo w przypływie rozpaczy byłam gotowa ją tam odwieźć, ale Pani z którą rozmawiałam odmówiła przyjęcia kotki (przepełnienie, nie jej rejon). Zasugerowano mi telefon do straży miejskiej.
Nie wiem co dalej będzie z tą kotą...
Czy znajdzie się ktoś, kto przygarnie kicię?