Przede wszystkim wielkie uznanie dla Was wszystkich za to co robicie:)
No wiec moja historia - znalazłam kociaka jak byłam u rodziców na wakacjach w ich domku w Siewierzu, był na naszej posesji zawieszony na kamieniu a nad nim latały muchy. Okazało sie ze oczka zaropiałe, pozalepiane podzwoniłam po weterynarzach a ze to było święto zeszły Poniedziałek to tylko ustaliłam że to kk. Wziełam ją do domku do kartonu, poiłam mlekiem i przecieraliśmy jej oczka wraz z mężem, bardzo mi pomógł w tym wszystkim chociaż nie lubi kotów i wiele o tym kiedyś dyskutowaliśmy. Po krótce - wróciliśmy do miast do domu rodziców 25 km od wsi w ten sam dzień, 2gi dzień weterynarz i leczenie, sami wiecie jak to wygląda, codziennie zastrzyki, krople, karmienie, wymiana wody w termoforze itp. Porozwieszałam ulotki w Sosnowcu ale nikt nie był chętny do jej zabrania. Do Poznania wracaliśmy w sobotę 20 sierpnia, no i jak tu dotarlismy to już sie tak z nią zżyłam ( ma na imię She), jest słodka, kochana delikatna i wogóle naj naj, natomiast mąż pomimo tego że ja lubi nie chce sie zgodzić na jej zostawienie u nas. Kawalerka 18m2, ja, mąż, syn 16 letni i labrador, problemy z kasą bo tylko mąż pracuje, ja sie uczę, mamy wielki dylemat eh. Na razie jest leczona wiec zobaczymy co dalej, czy zostanie czy jednak bede musiała jej szukać domu, a chciałabym najlepszy ...Przesyłam zdjęcie jak została znaleziona

Uploaded with ImageShack.us
a tu 2 dni od rozpoczęcia leczenia

Uploaded with ImageShack.us
Po tygodniu u mnie


Uploaded with ImageShack.us
Jedno oczko ma z plamką a drugie zobaczy sie czy da sie je zostawic, kontynuuje leczenie u weterynarza Na Polance w Poznaniu u Dr Katarzyny Marciniak.