Marię poznałam w zeszłym roku, wtedy gdy zaczęłyśmy zajmować się kotami ze stadionu i kotami
z Dolnego Miasta. Któregoś razu po prostu ją spotkałam, starszą kobietę, ubraną w zielony
przeciwdeszczowy płaszcz, z wózkiem, takim jakie ludzie używają do większych zakupów,
karmiła koty i gadała z nimi.
Maria jest karmicielką kotów od kilkudziesięciu lat. Tak, wiem jak to brzmi, ale to prawda.
Maria ma skończone 85 lat, jest trochę głucha, choruje na stawy, ma problemy z chodzeniem,
dobry ma wzrok, choć ja ostatnio w to wątpię, skoro nadal podawała proverę kotce, która
kilka tygodni temu urodziła maluchy.
Najgorsza dla niej jest zima. Tam gdzie karmi, nikt nie odgarnia śniegu, wózek z trudem
przedziera się przez zaspy. W czasie jednej z takich wypraw w zeszłym roku, przewróciła się
razem z wózkiem, na szczęście śnieg zamortyzował upadek i znależli się ludzie, którzy
pomogli jej wstać i sie pozbierać. To obsługa stadionu, niestety był to tylko szczęśliwy
traf, zimą w te zakątki zazwyczaj nikt nie zagląda, ta część stadionu ma już prywatnego
właściciela i tylko patrzeć a będzie go zmieniał według własnego planu.
Wczoraj spotkałyśmy się, bo chciałam wszystko obejrzeć, a do Marii wychodzą prawie wszystkie
koty i można je dobrze obejrzeć.
Maria zaczyna swą drogę od ryneczku, tam kupuje tuszki śledzi, lub drobiowe serduszka, albo
wątróbki. Śledzie kupowała kiedyś za 2,50 zł. za kg. teraz płaci prawie 5 zł.
Wchodzimy na stadion. Tu karmimy koty w pozostałości po spalonym budynku. Kiedyś koty miały
tu raj, bo tu mieszkali zawodnicy, którzy bardzo pomagali Marii w opiece nad kotami,
odgarniali śnieg, nalewali wodę do kocich miseczek, dbali o czystość, a koty miały ciepłe
schronienie.
Teraz ruiny budynku chronią tylko przed deszczem, na szczęście teraz postawiliśmy tu kocie
domki i koty mają ciepłe kąciki. Tu jest jeszcze sporo kotów, mimo że część udało nam się
wyadoptować, a część kotek wysterylizować.
Jest bura kotka-widmo, my widziałyśmy ją tylko raz, strasznie płochliwa, do tego panicznie
boi się drugiej kotki. Jest młodziutka, zeszłoroczna kotka, niestety w ciąży, mimo provery.
Jest tu prawdopodobnie kocurek, wzrostu 7-miesięcznego kotka, który ma jeszcze zimową rudą
sierść. Należałoby zabrać go do weta, ale nasz zeszyt po podsumowaniu pokazał kwotę ponad
2000zł.
Jest tu drugi 3 letni kocurek bez jednego oczka, wygląda na 6-miesięcy. Jest tu też Maciuś.
Maciuś urodził się na działkach, ale zamieszkał nastadionie. To niesamowity miziak, super
przymilny, kochany.
koty dostały tuszki śledzi, gotowany makaron wymieszany z puszką, no i suchą karmę "na
deser", bo Maria nie jest przekonana do suchej karmy.
Teraz idziemy pod biurowiec. Tu przybiega Rudy, którego ktoś podrzucił w zeszłym roku.
Jest miziakiem jeśli chodzi o ludzi, ale dominantem jeśli chodzi o koty.
Przychodzą dwa kocurki zeszłoroczne, bracia, ale są z tyłu, boją sie "ważnych" kocurów.
Przychodzi rywal Rudego, czarnobiały kocur, są śpiewy, są demonstracje, jest krótkie
spięcie.
Maciuś kręci nam się u nóg, on nie rywalizuje z kocurami, choć jajka ma, nie powiem.
Przychodzą czarne koteczki, przychodzą bure, marmurkowa. Część tych kotek jest
wysterylizowana przez nas, część nie. Gdyby darmowe sterylizacje trwały dłużej, niestety to
zazwyczaj tylko miesiąc, pózniej musimy płacić.
To miejsce też jest zaopatrzone w kocie domki, dach zabezpiecza przed deszczem, nic jednak
nie zabezpiecza przed wandalami. Przychodzą tu menele szukający co można jeszcze wyrwać na
złom, przychodzą narkomani, wyrzucają jedzenie z misek, niszczą i dewastują bez potrzeby. W
tym miejscu jest brudno, walają sie strzykawki.
Zastanawiam sie czy znalazłabym kogoś równie głupiego jak ja, aby zrobić tu porządek. Na jak
długo ?
Jedzenie podane, miski pomyte, woda i mleko stoją już w miseczkach, jedziemy dalej.
Garaże obok działek. Do środka nie mamy wstępu, stawiamy miseczki przy bramie.
Koty przybiegają łapią po tuszce śledzia, wcinają po 3, lub 4 sztuki.
Znów mycie miseczek, nalewanie wody, mleka, makaron, mieszanie z puszka. Maria rusza sie
powoli, to wszystko trwa, godziny upływają.
Maciuś towarzyszy nam w dalszej drodze. Kiedyś była tam fabryka, Blaszanka, teraz jest tylko
plac zarośnięty zielskiem wyższym od człowieka, tylko gdzie niegdzie zostały płyty, one
chronią przed całkowitym zarośnięciem.
Bydynek dawnej wartowni został zrujnowany przez poszukiwaczy złomu, którzy potrafią rozwalić
ścianę aby zdobyć kraty czy metalowe futryny.
Karmimy koty od strony ulicy, w środku gąszcz, dobry o tyle, że trochę chroni koci domki i
same koty. Rytuał się powtarza. Maria cały czas gada z kotami, tak właśnie, ona nie mówi do
kotów, ona rozmawia z nimi.
Jest koteczka w dużej ciąży, ma chętkę na śledziki. Zajada kolejną tuszkę. To zeszłoroczna
koteczka.
Koniec. Pakujemy wózek, to do domu, to do wyrzucenia. Maria zdejmuje ochronny fartuch.
Przez cały czas Maria opowiada mi historie o kotach. Kiedyś była młoda, kiedyś leczyła koty,
czasem udawało jej sie znależć dom dla jakiegoś kota, dawała ogłoszenia w jakimś darmowym
kąciku, w gazecie, która już nie istnieje.
Opowiada, jak kiedyś Ludmiła artystka, pomagała jej prawie dwa lata w opiece nad kotami, gdy
wypytuję o szczegóły, okazuje się, że to było 30 lat temu. Nie nikt jej nie pomaga. Idziemy
na przystanek autobusowy. Wózek choć już prawie pusty, ciężko wtaszczyć do autobusu.
Idziemy do jej domu. Maria przebiera sie i idzie karmić piątkę kociąt obok swojego domu.
Przychodzi ich matka, znów w ciąży. Przeszkadzają dorosłe kocury, małe się ich boją,
uciekają. Maria strofuje kocury, tłumaczy im, że małe sie boją, że da im póżniej,ale kocury
są nachalne. Maria odgania je, małe przychodzą. Rano najgorsze są gołębie, teraz zrobił sie
już wieczór, dlatego kocury.
Jakaś dziewczynka rzuca czymś w kociaki, Maria strofuje ją, a tatuś mówi, że przecież
dziewczynka tylko sie bawi. Pamiętacie chłopca i żaby ?
Nie wiadomo kiedy minął dzień, Maria zaprasza mnie na herbatę, ale odmawiam. Wiem, że jest
bardzo zmęczona, zreszta moja hałastra czeka w domu na mnie.
Jeśli ktoś dotrwał do tego miejsca, pewnie zapyta po co to napisałam. Myślę, że takich
ludzi, którzy całe życie poświęcili kotom jest coraz mniej, że w życiu spotyka ich tylko
niezrozumienie ze strony otoczenia, słyszą nawet grożby pod swoim adresem, że należałoby
jakoś docenić ich wysiłek. Maria to taki cichy bohater zwykłego dnia.