Koło eleganckiej bramy, obok ruchliwej ulicy dwa brudne kociaki - młode krówki. Jedno z nich z potwornie okaleczonym ogonem. Zostało go jakieś 2/3, końcówka obdarta ze skóry do kości, gnijąca.
Wyjęłam trochę jedzonka, które wożę ze sobą, zawołałam. Koty okazały się głodne, a kicia z chorym ogonkiem dawała się pogłaskać.
Ponieważ był to niedzielny wieczór, postanowiłam przyjechać na drugi dzień. Kicia jakby tylko czekała. Ledwo wysiadłam z auta, nawet nie zawołałam, a ona już przybiegła. Złapałam ją i zawiozłam do lecznicy.
Ogonek okazał się zmasakrowany, z daleko posuniętą martwicą, większą część trzeba było amputować.

Kotkę nazwałam Kika. Przy okazji operacji ogonka została wysterylizowana. Była już w ciąży.

Z ogonka został około dwucentymetrowy pocerowany szwami kikutek. Na początku wyglądał niebyt ładnie

ale obrósł futerkiem i teraz jest ok

Kika okazała się kotką o cudownym łagodnym charakterze, ogromną pieszczoszką. Piękniała z dnia na dzień.

Zaczęłam szukać jej dobrego domu. Wiedziałam, że nie wróci do miejsca skąd ją wzięłam - dwa dni po zabraniu Kiki jadąc tą ulicą, na wprost bramy pięknej posesji, widziałam biało-czarny placek z futerka... To był/była towarzysz/ka Kiki

Niestety, kiedy już miałam nadzieję na happy end, okazało się, że Kika ma białaczkę


Kika jest po serii interferonu, objawów choroby nie ma. Jest w doskonałej kondycji fizycznej, ale na pewno powoli siada psychicznie - w lecznicowej klatce spędza kolejne długie tygodnie

Przebywa w Wieliczce.