
Nie wiemy jak kotka nabawiła się wrzodu na rogówce, nie wiemy czy się zgubiła czy „właściciel” pozbył się jej kiedy zaczęła chorować. Wiemy, że kiedyś miała dom- kocha człowieka ogromnie- i … wiemy jak jest teraz. A dobrze niestety nie jest

Oko i wrzód zostały usunięte. Przez sposób w jaki zostało to zrobione i/lub niewłaściwą pielęgnację rany po operacji Bajka po dwóch tygodniach od zabiegu była umęczonym ciałkiem z ogromnym opatrunkiem w oczodole zamiast sączka, którego już dawno nie powinno tam być.
Do tego: glut po pas, zmiany neurologiczne, zero apetytu i siły do jedzenia, głuchota. Wszystko to w 1100 gramach kota.
Obstawiam, że do tej pory Bajki by już nie było. 18 kwietnia Szansę na życie dała jej Anielka mimo totalnego za, a nawet przekocenia (za co jak się odwdzięczyć- pomysłu jeszcze nie mam!

Miejsce po oku obejrzeli dr Buczek i dr Garncarz. Nie pozostawili złudzeń- jest w fatalnym stanie, nie ma szansy zrosnąć się i zabliźnić normalnie, sączek należy usunąć pozostawiając ziejącą, ogromną, głęboką i bolesną ranę.

(Zdjęcie z wizyty można obejrzeć na wątku Delfinki: viewtopic.php?f=1&t=84368&start=1170)
Wet Anielki podszedł do sprawy dość optymistycznie- co nas bardzo ucieszyło- (Bajka dostała nowy antybiotyk, środki p. bólowe), a mina zrzedła mu dopiero po dwóch kolejnych dniach, kiedy kotce zrobiła się martwica po zastrzykach i odpadające futerko odsłoniło dwie dziury w okolicy kręgosłupa. Ponoć większość kotów poddałaby się już dawno będąc w takim stanie...
Cały tydzień więc Anielka walczyła z kroplówkami, antybiotykiem, przekonywaniem do jedzenia, pielęgnowaniem oka solcoserylem, wyszukiwaniem opatrunków na wszelkie dziury w kocie

Efekty są! Bajcia nieśmiało zaczyna jeść sama, rany wyglądają lepiej. Nawet jeśli kryzys już za nami to czeka nas jeszcze sporo pracy.
Oto kotka dwa dni po wyciągnięciu sączka. Już bez opuchlizny:

Bajka jest absolutnie wyjątkowa. Nie słyszy, nie reaguje więc na głos, ale kiedy tylko ma człowieka w zasięgu wzroku- ugniata z całych sił

Barankowała nawet nie mogąc ustać na nóżkach i to również chorą stroną pyszczka. Czuje się bezpiecznie na kolanach, grzecznie znosi kroplówki, choć już częściej włącza jej się "szwędacz"

Bardzo chcemy żeby jej się udało... Kto chętny do wspólnego trzymania kciuków??

edit: BAJKA po dwóch tygodniach pod opieką: