Pewnego dnia zadzwoniła kumpela:
złapałam kocurka jest już dość duży i dziki.
Nie ma jednego oczka i jest bardzo chory. Nie mam co z nim zrobić, mam wypuścić ?Powiedziałam, przywież. Kompletnie nie miałam wtedy miejsca, zwłaszcza dla chorego dzikuska.
Kociaka leczyłam (razem z dwójką innych też chorych na kk, jeden bez oczka),
trwało to długo i dopiero zylexis dał przesilenie. Kociak był też strasznie przerażony.
Chodzenie z nim codzienne na kroplówki i zakraplanie oczu, czyszczenie uszek, to była masakra.
Jednak któregoś razu karmiąc trójeczke zdrowiejących kociaków, usłyszałam
z początku nieśmiałe mruczenie, a potem najgłośniejsze. To był przewrót.
Teraz Smoczek jest strasznym przytulańcem, płoży mi się na kolanach jak powój.
Oczywiście do obcych na początku trochę nieśmiały, ale to wspaniały kociak,
dużo przeszedł, pokonał chorobę, pokonał swoją dzikość.
Należy mu się wspaniały dom i taki dom się znalazł. Forumowa Morelowa chce dać mu dom.
Niestety dzielą nas kilometry, Smoczek jest w Gdańsku a dom w Opolu.
Potrzebny transport z Gdańska do Opola.Taki był:
Taki jest:
Ten pierwszy post jest postem Kotiki