
Niestety kociak to okaz jakiego jeszcze nie spotkałam - absolutnie odporny na klatkę-łapkę, przebiegły niczym lis, robi od tygodni łapaczy w konia. Wszelkie metody (poza podbierakiem, którym nie dysponujemy) nie poskutkowały.
Dziś znowu tam byłam i zobaczyłam:
1. Otwartą na oścież komórkę, z otworzonym na oścież piwnicznym okienkiem. Ktoś poświęcił nawet bezpieczeństwo swoich kompotów, aby kot wyszedł na zewnątrz i - w domyśle - nie wrócił
2. Porozkładane na tackach trutki na szczury (takie różowe), na widok których zbladłam.
Mały nie ma tam większych szans

Upodobał sobie komórkę, do której przechodzi pod drzwiami zbitymi z drewnianych łat. Ma tam swoje królestwo, na które możemy sobie popatrzeć przez dziury... To takie typowe drzwi do komórki, zamykane na skobel z kłódką, jak tutaj:
Kliknięcie powiększa


(zdjęcie chamsko zerżnięte z netu, ale w ferworze walki nie przyszło mi do głowy fotografować tego miejsca).
Jeżeli ktoś mieszka niedaleko i mógłby wspomóc dziewczynę, która od tygodni próbuje dorwać małego (ona mieszka w tej klatce) bądź zna jakiś patent na złapanie Cwaniaka (tak go dziś nazwałam) to bardzo proszę. Ja naprawdę nie dam rady jeździć tam codziennie i spędzać po kilka godzin.
Chciałam przejść się po mieszkaniach i namierzyć właściciela komórki aby udostępnił do niej klucz, ale karmicielka z jakichś względów jest temu przeciwna i bardzo mnie prosiła żebym tego nie robiła.
No i co tu zrobić?

