Znaleziony na Bródnie.
Weta odwiedzimy, ale muszę mu dać trochę czasu, by ochłonął w nowej sytuacji.
Przyniosłam go do domu na rękach.
Nie protestował, nie wyrywał się.
Ale w domu, gdy wkładałam do transportera w obecności innych kotów - zdziczał.
To było wczoraj wieczorem.
Po przełożeniu do klatki nawet na zbliżającą się rękę reagował agresywnie.
I warczał cały czas, więc klatkę nakryłam kocem.
Teraz jest spokojny, nawet zainteresował się sznureczkiem.
Mięsko jadł mi z ręki.
Ale jak rano zabierałam z klatki pustą po nocy miseczkę, złapał mnie za rękę zębami.
Lekko, ale jednak...
Mam wrażenie, że tułał się jakiś czas...
Ma brudne futerko na łapkach i trochę skołtunioną sierść na brzuszku.
Pewnie został wyrzucony, bo nikt w okolicy go nie szuka...
I raczej nie jest kotem wychodzącym, bo nigdy go nie widziałam w okolicy...
MariaD pisze:Mogę pomóc w transporcie do lecznicy i kosztach wizyty.
To miłe.
