Córka Bengalskiej będzie mieć bardzo fajny domek w Imelinie, zawozimy ją w czwartek
Ale żeby szybko się przełamała, bo nadal jest trochę wystraszona, można ją głaska i wszystko koło niej robić, ale nie ma przyjemności z głaskania, jest taka jakby trochę w depresji.
Wczoraj próbowałam łapać matkę na klatkę łapkę, ale porażka na całej linii. Ona do klatki nie wejdzie, traktuje ją, jakby jej nie było, omija, nie interesuje się, nie wącha. Pokropiłam klatkę walerianą, w środku była saszetka sardynkowa, wszystko capiło na kilometr. Pozostałe koty naćpane na walerianie tarzały się po asfalcie gdzie mi kapło, kocur wlazł do klatki i wywalił się kołami do góry i robił wygibasy, że musiałąm go przegonić bo klatka pod wpływem ruchów może sie sama zamknąć i mu coś przytrzaśnie. Czarne kotki wysterylizowane normalnie dawały się głaskać, ale wczoraj to na mnie właziły, jak kucnęłam to miałąm masaż pleców
A Bengalska? Zaglądała mi do torby, bardziej łaziła za mną a nie do klatki. Gdzie postawiłam klatkę, to ona się przenosiła w inne miejsce. Jak się poszłam schować za bębnem na kable i tam położyłam torbę po jedzeniu ale z walerianą, potem odeszłam dalej, to ona do tej torby...
Chyba będę musiała częściej przychodzić, kropić się walerianą i łapać ją na rękę. Klatka ją przeraża, pod koniec jak nią tylko potrząsnęłam, żeby resztki jedzenia wypadły to Bengalska - mimo że była 10 metrów dalej - zaczęła uciekać w popłochu. Tylko szkoda tych kociaków co się teraz urodzą
bo za szybko z oswajaniem mi nie pójdzie, ona jest mega wypłosz