zachęcona przez dwie forumowiczki postanowiłam założyć wątek moim kotom i przy okazji reszcie stadka, z którą mieszkamy.
Franek Bieguś - moja córka dodała mu nazwisko bo "mamo on tylko nieba i biega "

(Fran, Franczesko, Franczesito, Franulek)
Kotek, który nas wybrał , z którym złączył nas zwyczajnie los. Jak zaczeliśmy rozmowy o zaopiekowaniu się jakimś kociakiem, traf chciał, że w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się jechać na działkę do znajomych - pojechaliśmy w 3-kę , wróciliśmy we 4-kę. Okazało się , że na działce były maleńkie koteczki, Franek jako jedyny żywy z całego miotu. Miał ok 3 tyg jak do nas trafił. Decyzja podjęta została w ciągo minuty



Życie Franka uplywało w spokoju:

a to dręczył swoje psy:



a to się opalał:

trzymał bramkę przy gołębniku:

odsypiał z całodzienne ganianie z cavalierką Doli


Aż tu pewnego dnia
przyjechały jakieś Panie
i zostawiły to coś

czarne, chodzące - o zgrozo po moim domu - z podniesieonym ogonem, zaglądające do mojej michy i kuwety


a szczytem wszystkiego to jak zajęło mój ulubiony fotel



I nazywają ją Lalunia

Ale po tym jak na mnie patrzy.... do aniołka to jej daleko

Więc ja jako prawdziwy kot - do niedawna - jedyny i ze wszech miar rozpieszczony
Strzelam fochy

