Witam Was! Jestem tu pierwszy raz

Opowiem Wam historię pewnej kotki. Pewnego dnia mój jeszcze narzeczony przyjechał z pracy z pewną niespodzianką. Była nią młoda czarna kotka, która bez celu się błąkała. Nie wpadłam w zachwyt, bo generalnie nie przepadałam za kotami. Niedawno zdechła mi ukochana sunia i żal po niej jeszcze nie minął... (i chyba nie minie).Tymczasowo mieszkalismy u jego rodzicow na wsi, wiec kotka miała przeznaczenie kota wiejskiego łapiącego myszy. Czasem podrzucałam jej cos na ząb, głaskałam i tyle. Nie wiedziec czemu każdy mówił Twój kot, choć nie czułam się jej właścicielką. Potem wyjechałam na miesiąc za granicę. Hm...to była ciężka charówka, ale kasa na wesele była potrzebna. Jak przyjechałam juz do domu wielka radosc, jak sie domyślacie. I pewnie zastanawiacie sie co ma z tym wspolnego ta kotka? Otóż, ku mojemu zaskoczeniu, gdy wyszłam na taras i zobaczyłam te własnie kotkę na podworku u sąsiada i zawołałam "klara, kicius chodz do mnie" to kotka na dzwięk mojego głosu zaczęła miauczeć i biec w moją stronę..jak pies. Od tamatej pory jak tylko mnie usłyszała w domu to zaczynała miauczeć, wskakiwała na klamkę z uporem maniaka i otwierała drzwi, tylko po to aby sie ze mną przywitać. Nie miałam nigdy kota, no i zawsze myślałam że koty są z natuty egoistyczne i będąc z ludzmi pozwalają się czasem łaskawie pogłaskać, a jak nie mają ochoty to pokazują pazurki (wynikało to z obserwacji kotów mojej ciotki-persow). Tymbardziej było to dla mnie zaskakujące. Stwierdziliśmy że po ślubie zakupimy sobie pieknego kotka syberyjskiego neva masqurade z niebieskimi oczami. Piękne, dumne, no i drogie. Ale to miał byc prezent dla mnie, bym nie rozpaczała po suni. Po ślubie był remont mieszkania i nie bylo czasu na szukanie kota. No i pewnego dnia, a raczej wieczora, czarna kotka sie zaczyna dobijac do drzwi. Przyszła do mnie z poranioną łapą. Okazało się, że weszła we wnyki (kleszcze) na szczury. Brat ją wyciągnął z kleszczy. Początkowo chciałam jej pomoc, owijałam Rivanolem, smarowałam maścią z antybiotykiem. Nic nie pomagało. Mało tego, noga zaczęła śmierdzieć. A wiecie, na wsi podejscie do zwierzat jest brutalne. Nikt na wsi z kotem po weterynarzach nie chodzi, ba śmieszne! Cóż ja mogłam, bez pracy, bez kasy...serce mnie bolało. Klara pragnęła żyć, miała apetyt i nawet z bolejącą łapką przychodziła. Tyle osob na sam widok głowę w drugą stronę wykręcało, już nie mowiąc o nosie.. A mnie łzy leciały na jej widok. Nie mogłam spać wiedząc, że ona tam cierpi. Poprosiłam moją teściową o przedwczesny prezent. Kasę na zabieg kotki, która przecież nie była moim kotem, choć tak mówili. To miał byc prezent urodzinowy i na Święta Bożonarodzeniowe. Wiedziałam, że stan jest zły i trzeba będzie amputować łapkę. I nie mogłam inaczej postąpić. Zabrałam ją w samochod i pojechałam do weterynarza. Następnego dnia było już po wszystkim. Kotka była jeszcze kołowata, ale żywa. Wyglądała jak weteran wojenny z wygolonym futerkiem i niebieskim szwem. Jak ją przywiozłam do domu widziałam uśmieszki.. hm... co sobie mysleli miałam głęboko w... potem zastrzyki z antybiotykiem. Była słaba ale szybko dochodziła do siebie. Zadziwiające jak kotka się przystosowywała do nowej sytuacji. Bez większych problemow się poruszała, wskakiwała na łóżko. Nawet o 3 łapkach złapała myszę, cała rodzina w cięzkim szoku! Weterynarz powiedział, że kotka na wsi sobie nie da rady, pierwsze spotkanie z psem może skończyc się tragicznie. A ja już wiedzałam... Remont dobiegał końca. A ja zastanawiałam się, jak mam przekonać męża że przeprowadzamy sie we trojke do nowego mieszkania. Na początku nie chciał, nie wiem czemu, moze sie wstydził, że ktos sie bedzie z niego śmiała, że ma kota inwalidę? Nie rozumiałam tego ale byłam uparta i powiedziałam że nie chce innego kota tylko tego bez nogi i to jest moj prezent urodzinowy i innego nie chcę. Przekonałam go. Na poczatku zgodził się dla świętego spokoju. Ale teraz widzę, że są prawdziwymi przyjaciółmi. Teściowa po tym jak się wyprowadzilismy wzięła do domu 2 koty. A Paweł mówi, że nasza kicia i tak jest najładniejsza.