Od dawna na działkach w Pajęcznie mieszkają koty. w sumie nie miałyby tam źle, gdyby jeszcze ci, którzy je dokarmiają zadbali dla nich o sterylki, leczenie i bezpieczeństwo przed hodowcami gołębi, którzy bez żenady zabijają je.
U mojej mamy mieszkała kotka w altance, ale gdy zaszła w ciążę, mama zabrała ją do domu i obecnie jest w domu na stałe, wysterylizowana.
Jakiś czas temu pojawiła się dzika kotka z jednym maleństwem. Moja mama zaglądała do niej, pomimo,,że ta bywałą agresywna, zostawiała dużo jedzonka, przeważnie - suchą karmę, bo się nie zepsuje, wodę do picia, piasek lub żwirek w kuwecie, w domku, ale od pewnego czasu kotka zniknęła gdzieś tam, nie wiadomo, gdzie.
Tych kotów na działkach jest dużo. Są one przeważnie mało uczłowieczone, ale przychodzą się najeść. Ludzi, którzy dokarmiają też jest trochę, ale nie leczą oni swoich kotów.
Obecnie sytuacja jest taka, że koty są chore, a my nie wiemy, jak im pomóc.
Mają polepione oczka, z których ścieka ropa, widać, że się źle czują. Ale nawet, gdyby podać im leki, to gdzie, jak, żeby one je zjadły. Poza tym,sama moja mama nie poradzi sobie z taką ilością chorych kotów, a nikt nie jest chętny jej pomóc.
Ja obawiam się z kolei epidemii kociego kataru na działkach, konsekwencją którego, jeśli nie będzie leczony, koty wyzdychają, i mi się serce kraja, i nie wiem, co zrobić ............
Jakieś ma ktoś rady