Tak jest- dawać OGŁOSZENIA! Ogłoszenia!!!
Poniżej historia sprzed kilku lat, na odzielny wątek, ale tak w telegraficznym skrócie: przybłąkał się 2 stycznia pies, na Ochocie, uprosiłam dyr.administracyjną żeby mógł w budynku UW przenocować, porobiłam zdjęcia, pojechałam z nimi do TV (-WOT), sfilmowali zdjęcia, puścili na antenie komunikat; zawiadomilam Paluch, telefoniczną inf. o zgubinych zwierzakach, ogłaszałam codziennie(!) w
Gazecie Wyborczej. Portier doradzil Super Express (? chyba to był SE, dokładnie nie pamiętam), ogłosiłam go tam. Po 5.dniach znaleźliśmy dla niego nowy dom, pojechal, ale uprzedziłam, że będę dalej szukała JEGO PRAWOWITYCH właścicieli, bo minęło dopiero 5 dni, więc może go szukają... Że ja chciałabym w podobnej sytuacji żeby ktoś dał mi szansę na odnalezienie mojego zwierzaka.
Dzwoni facet, że zginął mu pies, ale, że pod...Otwockiem, więc to wg niego nie może być ten sam.
Jednocześnie dzwonili do mnie ludzie, którym zginęły podobnie wygladające psy, szukali swoich zgub ludzie z ościennych województw. Ktoś powiedział, że odnalazł swojego psa -zaginionego w Warszawie- pod Mławą.
Zaprosiłam faceta do pracy, mówiąc, że mam zdjęcia, nie zgadzam się żeby nachodził bez potrzeby nowy dom, więc jeśli mu zależy- to żeby przyjechał. Przyjechał. Popłakał się, jak zobaczył zdjęcia JEGO PSA.
Okazało się, że facet też dawał ogłoszenia, ale w "
Linii Otwockiej" (czy jakoś tak?)oraz w
SE. Właśnie w
SE nasze ogłoszenia spotkały się. Identyczny opis psa, tyle, że w dwóch rubrykach:
zgubiono oraz
znaleziono.
Pojechaliśmy odebrać psa od nowych właścicieli (był tam tylko pół dnia).
Pies szalał ze szczęścia! Dałam mu wyprawkę kiedy jechał do nowego domu -mocną smycz automatyczną i grubą, skórzaną -taki pejcz.
Pies ponaglał nas żebyśmy już wychodzili (kurtuazyjnie piliśmy herbatkę z nowymi/chwilowymi właścicielami), żebyśmy jechali do domu- zniecierpliwiony pogryzł ten pejcz na kawałki i przyniósł swojemu panu na kolana ten pęczek ogryzków
Potem odwieźli mnie jeszcze do pracy, pies siedział z tyłu i z tej radości, szaleństwa, rozgryzał drewniane koraliki (taka prozdrowotna nakładka/mata na oparciu fotela) i przerzucał panu przez ramię (dawał "prezenciki"
), wtulał nos w jego szyję- no cieszył się jak cholera!
Miałam więcej takich historii z happy endem (zawsze dzięki ogłoszeniom!), mnie nigdy nie zginęło żadne moje zwierzę, więc koszmarem było dla mnie nagłe zaginięcie mojego ukochanego kota, na odludziu, na wsi. Rzuciłam się na poszukiwania i ogłaszanie kota absolutnie WSZĘDZIE!
Aha, zapomniałabym- pies zaginął w sylwestra, pod Otwockiem- zrobił podkop w ogródku i uciekł- wystraszył się fajerwerków. 2 stycznia był na Ochocie! Kilkadziesiąt km w ciagu nocy pokonał chyba pociągiem podmiejskim. Wysiadł na Ochocie (?)
Uściski dla Was, i oczywiście kiziać, miziać, całować giganciarza!