Witajcie,
Piszę z prośbą o poradę, czy panikuję, czy mam powody do obaw.
Mam od prawie 3 lat kocią znajdę, zawsze była drobną kotką, po sterylizacji 2 lata temu nie przytyła przesadnie.
Od sierpnia gwałtownie schudła, więc byłyśmy w poniedziałek u veta. Okazało się, że kot mający 3 lata waży 3 kg 10 dag. Vet stwierdziła, że Kicia jest białaczkowo blada, zleciła morfologię i zarządziła zabieg sanacji jamy ustnej, który ma się odbyć 16.09. (Gdy znalazłam koteczkę, miała ubity kieł; nie było z nim nigdy problemu podczas kontroli u veta aż nagle ostatnio dziąsło wokół niego zrobiło się ciemno różowe. Co nie wpłynęło na apetyt Kici, który miała).
Dziś byliśmy na morfologii. Nie pozwoliła sobie pobrać krwi, więc dostała "głupiego jasia" o godz. 17. Po 5 godzinach kotka leci mi przez ręce, nadal ma problemy z chodzeniem, nie chce jeść i pić. Leży mi na kolanach przykryta polarem (łapki ma nadal co najwyżej letnie). 2x już zwymiotowała śliną, 2 x zsiusiała się i 1x wypróżniła.
Dziwi mnie to o tyle, że 2 lata po narkozie (do zabiegu sterylizacji) odzyskała siły jak przeciętny, żywotny kot. Dzisiaj była tylko premedykacja, co więc będzie w czwartek po zabiegu?
Czwartek to pieśń przyszłości. Doradźcie mi proszę, czy wyżej wymienione reakcje kota są naturalne, czy mam dzwonić do veta.