Pytamy je, czy gdzieś są małe kotki. Tak wiedzą. Prowadzą nas.
W jednej piwnicy koteczka i trójka dwumiesięcznych kociąt.
Za zakrętem otwarte okieno piwnicy, ze środka wygląda czarna koteczka.
Brzuchem szoruje po ziemi. Jej też dajemy jeść. Kotka łapczywie napełnia brzuszek.
Następne małe podwórko.
Jest piękny rudy kocur, drugi bury i jeden czarny. Koteczka czarna. Kocury bardzo nią zainteresowane.
Okazuje się, że koteczka jest matką kociaka. Z piątki został jeden. Jednego zagryzł pies.
Na deskach leży jego wyschnięta skórka. Nie znalazł się nikt, kto zakopałby kociaka, czy zgłosił do utilizacji.
Jedna z dziewczynek trąca skórkę nogą. Nie chcemy wiedzieć jak zginęły inne. Żegnamy dziewczynki.
Na podwórzu puste miski. Nie ma nawet wody. Upał, że wszystko się klei i pot leci strużkami.
Qrwa, tyle ludzi wokół i nie ma wody. Biorę miskę, pukam do pierwszych drzwi.
Proszę o umycie miski i podanie wody. Pani o nic nie pyta i po chwili przynosi wodę w czystej misce.




-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Upalne południe. Przed kamienicą kilka dorosłych kotów wyleguje się na trawie.
Na progu kilka krzeseł, na nich starsze panie rozmawają.
Pytamy czy są tu tylko dorosłe koty, czy nie ma maluchów.
Pamnie mówią, że był miot pięciu kotków, ale został tylko jeden. Tamte były bardzo chore.
Umierały. Po jednym. Ten ostatni też jest bardzo chory. Nic nie chce jeść. Jest pod samochodem.
Rozkładam swetr i zaglądam pod samochód. Kociaka nie widać.
Agnieszka pyta. Te kociaki, one tak tu umierały i panie nic. Tak naprawdę nic nie zrobiły ?
Panie się oburzają. Przecież karmią te koty, choć im też ciężko.
Czy któraś nie mogła ich zabrać do łazienki ? One mieszkają bez lazienek, wspólny kibel w korytarzu.
Wołają sąsiada, przynoszą latarkę. Sąsiad ostrożnie przestawia samochód.
Kociaka nie ma. Wszedł do piwnicy. Biorę latarkę. Zaglądam. To po prostu śmietnik.
Na wysokość co najmiej metra wypełniona śmieciami. Jest niczyja. Smród nie daje szansy.
Podobne inne kociaki też umarły w tej piwnicy. Jeże chodzą i jedzą nieżywe kociaki.
Pytamy o administrację, o sanepid. Mówią, ze kiedyś jedna pani to zgłaszała, zgłaszała też sprawę kotów.
Nikt nic nie zrobił. Mówią, że o nich nawet Bóg zapomniał. Obiecują powiadomić, jeśli kociak się pojawi.
Jedna z pań mówi, że musi się utrzymać z 600 zł., ale kotom co może daje. Jeden z nich bawi się kawałkiem parówki. Młody.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wzdłuż ulicy płot. Za ogrodzeniem wysokie chwasty. Teren niczyj. teren zakładu, który już nieistnieje.
W trawie domek zrobiony z kartonu, otulony plastikową folią. Kilka pojemników po lodach, gazeta.
Jakieś resztki jedzenia . Woda. Stukamy puszką o barierkę. Przybiega pięć 2-miesięcznych kociaków.
Zjawia się bura koteczka. Z tyłu toczy się czarna z białym. Bierzemy ja najpierw za szylkretkę, tak ma przyrudzone futerko.
Jej brzuch jest ogromny. Kotka ma przygaszony wzrok. Ziaje. Nie je dużo. Odchodzi.
My też odchodzimy. Jeszcze jedna młoda, czarna, brzuch do ziemi.





-------------------------------------------------------------------------------------------------
Wsiadamy do samochodu. Darmowe sterylki na ten rok już dawno skończyły się w Trójmieście.
Agnieszka mówi, że chce wygrać milion, wtedy wysterylizuje wszystkie koty w Polsce.
Mówię, że milion może nie wystarczyć.
Polecamy się gdyby ktoś jednak wygrał tego miliona. I chciał się podzielić.