Wczoraj trafiłam do pani, która jest zrozpaczona. Przy końcu kwietnia na jej balkonie kotka podwórkowa urodziła 5 kociaków. Balkon wysoki, na dworze zimno - pani w odruchu serca wzięła kociaki do domu. Nigdy wcześniej kotami się nie zajmowała - zero wiedzy i doświadczenia. Myślała, że później odda je do schroniska, sądziła, że to najlepsze, co może dla nich zrobić.
Oczywiście schronisko kotków nie przyjmie, zresztą uświadomiłam panią, że to dla kociaków byłby niemalże wyrok śmierci.
Ale sytuacja się pokomplikowała. Pani mieszka sama. Krótko po przygarnięciu kociaków złamała nogę. Za chwilę (dosłownie, bo może już w najbliższy weekend!!!) zacznie się u niej remont łazienki, pani zostanie odtransportowana przez rodzinę do swojej siostry 200 km od Sopotu, gdzie mieszka. Jest jeszcze niewielka szansa na odsunięcie terminu wyjazdu o tydzień.
Co się stanie z kotkami??? Trafią pewnie na podwórko




Dodatkowo po pani wyjeździe nie będzie nawet możliwości kontaktu, jedynie będzie można szukać kotków w Sopocie na podwórku przy domu na rogu ulic Kazimierza Wielkiego i Książąt Pomorskich. Podobno koty tam są karmione...
Czy ktoś może pomóc???
Edit: jedna czarna koteczka znalazła dom










