Od swego ludzkiego imiennika przejął tajemniczy czar, elegancję czarno-białego stroju i skłonność do awanturniczego życia. Ten piękny kocur już od 10 lat przemierza świat. Bez wątpienia wykorzystał w tym czasie większość z 9 żyć, darowanych ponoć każdemu kotu, szczególnie takiemu, którego los (a raczej nieodpowiedzialny człowiek) skazał na bezdomność.
Bywało, że znikał na długie tygodnie - po czym wracał, odznaczony kolejnymi szramami, pamiątkami po kocich pojedynkach. Ludziom nie wchodził w drogę, dopiero gdy zaczęło doskwierać mu brzemię lat, zasłynął z akcji wymuszania haraczu pod sklepem mięsnym. Robił to z wielką godnością i finezją - czekał pod drzwiami na opuszczających sklep klientów - po czym głośno miauczał, wymownie wbijając wzrok w wypakowane zakupami siatki. W ten sposób zawsze uzyskiwał kawałek wędliny a nierzadko nawet saszetkę kociej karmy.
Warto dodać, że Hrabia był regularnie dokarmiany wraz z innymi osiedlowymi kotami, najwyraźniej jednak pragnął udowodnić, że umie się sam utrzymać.
Niestety, ruchliwa uliczka pod sklepem mięsnym nie była bezpiecznym miejscem. Nie wszyscy kierowcy zwracali uwagę na krążącego po jezdni kocura - i pewnego dnia Hrabiego potrącił samochód. Na szczęście jechał wolno, skończyło się na obrażeniach głowy, jednak od tamtego czasu kot podupadł na zdrowiu. Wyraźnie słabszy, miał kłopoty z oddychaniem, przy tym, cały czas honorowy, nie pozwalał się złapać.
Tegoroczna zima była długa i mroźna. Wiek i brak stosownego schronienia wyjątkowo boleśnie dały znać o sobie. W dodatku kolejny pojedynek z niewiadomym przeciwnikiem zakończył się dla Hrabiego poranieniem i utratą dużej części futra na grzbiecie. Kocur zniósł to bardzo źle, wychudł, a jego oddech zamieniał się w ciężkie rzężenie. Niknął w oczach.
Tydzień temu zastałam tego dzielnego i pełnego godności kota w opłakanym stanie, półprzytomnego, niezdolnego do utrzymania się na łapach, bezradnie kręcącego się w kółko. Sprawiał wrażenie niewidomego. Tym razem nawet nie próbował protestować, gdy wzięłam go na ręce, a następnie zamknęłam w kontenerze. Od tygodnia przechodzi intensywną kurację. Jest leczony antybiotykami, został też odrobaczony - prawdopodobnie zaburzenia neurologiczne spowodowane były robaczycą. Wszystko wskazuje na to, że wygra ze śmiercią, która tym razem była dosłownie o koci włos. Będzie potrzebował domu, nie może już wrócić na podwórko. Okazuje się, że pomimo iż całe swe dotychczasowe życie był bezdomny, doskonale radzi sobie z kuwetą, nawet półprzytomny i w wysokiej gorączce nie zanieczyścił balkonu gdzie przebywa. Obecnie mruczeniem i łaszeniem się okazuje wdzięczność za pomoc i prosi, by go nie opuszczać. A droga jeszcze przed nim daleka i niestety kosztowna...
Dodam, że niestety musi egzystować na niewielkim balkonie typu loggia, bowiem w domu mam niepełnosprawną sunię i cztery koty, w tym dwie młode nie szczepione kicie, Bertę i Petunię. Mieszkanie mam małe i żadnej możliwości (poza balkonem) na odizolowanie kota.
Osoby, które chciałyby pomóc Hrabiemu bardzo proszę o kontakt.
Oto Hrabia Cagliostro sprzed paru miesięcy, na daszku, dosyć daleko od Damaszku...
Aktualne zdjęcia wkrótce. Pomoc bardzo, bardzo potrzebna.