Kot w potrzebie, więc zgarniam z ulicy, wiozę do weterynarza - leczenie, kastracja i szukanie domu.
Czarnuszek z kocim katarem, z wyłysiałym brzuszkiem i łapkami, zawszony, z paszczą wymagającą interwencji, pełnojajeczny - damy radę.
Od początku miał powiększone węzły zażuchwowe, przypuszczenie było że od chorych zębów.
Miał zrobione badanie krwi - wyniki ładne, więc został wykastrowany i zrobiono mu porządek w pyszczku. Dostawał antybiotyk - ale węzły nie zmniejszyły się. Test wykazał FIV "-" i FeLV "+". Styczeń 2010 - Biopsja węzła nie dała odpowiedzi czy rozrost ma charakter nowotworowy.
Od tego czasu Guciu miał dwa razy nawrót kociego kataru, za każdym razem ładnie i szybko reagował na antybiotyk. Dostawał Zylexis i scanomune.
Gucio wygląda pięknie, ma futerko gęste i miękkie, błyszczące. Łasi się do nóg, przytula, uwielbia głaskanie po brzuszku. I wcale nie wygląda na chorego kota chociaż chory jest i będzie już zawsze.
A ja jestem załamana, nie wiem co robić. Zaszczepić swoje koty i wziąć Gucia na stałe? Ale będzie to oznaczało rezygnację z tymczasowania, i jak zniesie to moja charakterna 10letnia kocica która nie cierpi kocurów i daje temu wyraz zachowując się jak niekastrowany kocur?
Szukać mu domu? Ale jak? Gdzie? Kto weźmie sobie na głowę cudnego pieszczocha z białaczką? Żeby jeszcze był rudy, długowłosy.. a tu zwykły czarny dachowiec.

Uploaded with ImageShack.us

Uploaded with ImageShack.us

Uploaded with ImageShack.us
Tak wyglądał Gucio w marcu.
Proszę Was o rady i wsparcie.