Dziewczyna przeszła gładko przez zabieg endoskopii - po powrocie do domu biegała po meblach kuchennych w poszukiwaniu jedzenia. Polipa nie znaleziono i nie wygląda, jakby miał być w nosogardzieli - wszelkie odgłosy "gardłowe" pochodzą od zalegającej w gardle śliny. Żołądek ma bardzo zdrową śluzówkę, podobnie przełyk. Przełyk jest całkowicie luźny - po 2 cm ciasnego przełyku wpada się do luźnego worka. Rozwór przełykowy jest tak szeroki, że to, ze się przeszo z przełyku do żołądka można ponoć poznać po zmianie wyglądu śluzówki - tylko.
Największym problemem Zuzi jest to, że jedzenie jest trawione częściowo w przełyku, co powoduje duży dyskomfort. Dodatkowo - kicia wydziela dużo śliny po posiłku i podczas trawienia, kiedy jedzenie z sokami żołądkowymi podchodzi pod przełyk, ta ślina nie bardzo ma jak spływać dalej.
Właśnie kombinujemy z facetem, czy nie da się skonstruować dla Zuzi jakiegoś doość ciasnego, wyściełanego czymś miękkim pojemnika, nachylonego pod kątem 45 stopni. Bo niestety trzeba ją trzymać w takiej pozycji prawie godzinę po jedzeniu - posiłek musi przejść aż do jelit. Fajnie by było mieć tam też coś, na co mogłaby się zagapić, żeby się nie nudziła. Chociaż ona po jedzeniu zwykle śpi. Kiedy jest w dobrej formie, nie ma szans, żeby ją utrzymać na rękach.
Kicia ewidentnie nauczyła się żyć z tym przełykiem - nie wymiotuje już, póki co od marca się nie zachłysnęła. Jestem dobrej myśli. Nie daje mi spokoju, co się stało z Gwiazdeczką z tego wątku. W zasadzie kocinę z przełykiem olbrzymim jest w stanie wykończyć tylko zachłystowe zapalenie płuc. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten wątek, załamałam się, że tamta kicia żyła tylko 3 miesiące od daty założenia wątku
Wydaje mi się, że przed Zuzią jest jeszcze dużo czasu - oczywiście, jeśli się nie zachłyśnie...