O tym, jak trafiły nasze koty do nas...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lis 28, 2003 23:24

eve, nie idz jeszcze spac - napisz nastepny odcinek :) masz wspaniale historie w zanadrzu :)
Sasannka
galeria moich maluchów: http://sasannka.xpect.pl/e4u.php/ModPages/ShowPage/46
Grafit Obrazek Tango Obrazek

Sasannka

 
Posty: 242
Od: Pt sie 29, 2003 16:05
Lokalizacja: Gdańsk, Osowa

Post » Pt lis 28, 2003 23:45

Przeczytalam sobie caly watek. Piekne historie :love: Moze kiedys i ja "wyplodze" cos o moich kociastych :roll:
Eve, czekam na kolejne odcinki! Suuuper piszesz, tyle w tym uczucia i milosci... Obrazek

Izabela

 
Posty: 6922
Od: Nie cze 08, 2003 20:33
Lokalizacja: Gdynia

Post » Sob lis 29, 2003 0:08

Piekne historie :)

moni_citroni

 
Posty: 6548
Od: Czw sty 23, 2003 19:17
Lokalizacja: Europa ;)

Post » Sob lis 29, 2003 0:30

Hmm, to moze i ja sie z czyms dorzucę...I bedzie dłuuuuuugie...:)
Całe zycie z rodzicami toczyłam batalie o posiadanie psa-po stracie naszego ukochanego boksera( nie pamietam Bejusia-ale z fotek spoglada bokserek przecudnie szlachetnej urody) staruszkowie powiedzieli never!Natomiast koty były naszymi czestymi goscmi. Niestety przez wiekszośc czasu tylko rezydentami-co przynosiłam jakies kocisko, to albo uciekało, albo mi go ukradła jakas wredna obca dziewucha z podwórka (uwierzycie? zabrała mi kota z kolan twierdzac ze to jej, i ja sie tak dałam...:(), albo nam sie maleństwo zabiło..ech. Natomiast jedna historia wyciska mi łzy z oczu. do dzis choc mineło nascie lat. Znalezlismy w piwnicy dwa maleńkie "dziczki", jednego czarnego diabełka i biało pregowana kruszynkę.Staruszkowie obstawiali czarnego (hmm, a dlaczego nie oba?) ale tylko ta kruszynka do nas lgneła, czarny zabrany do domu chował się, parchał, uciekał, istna histeria-co zrobili staruszkowie? Stwierdzili ze skoro tak, trzeba go odnieść...i tak uczynili. Nie miałam wiele do powiedzenia bo szczylem byłam...:( Natomiast kruszynka została nakarmiona i napojona i miała zostać...ale kilka godzin potem dostała jekiegos strasznego kupkania, lało sie z niej koszmarnie. Nie było wtedy jeszcze klinik całodobowych, rodzice na widok kilku obfitych łatek na podłodze...wyrzucili kocinę z powrotem!!!!
No i sie poryczałam...
Juz nie pamietam ich argumentacji, ale to jest do dzis dla mnie niepojete. Na drugi dzień, po "wypraniu" mózgów rodziców poszłysmy szukac kociny z zamiarem zawiezienia jej do weta...nie znalazłysmy jej, nigdzie, gazety i miseczki które matka wyniosła razem z kinia znikneły jak i sam kocio...nie wiem co sie stało, mam nadzieje ze ktos ja znalażł, ocalił i pokochał...ale tak naprawde nie jestem pewna czy nie dokończyła tej nocy swego zywota...Do dzis nie rozumiem tej sytuacji, jak mozna było cos takiego zrobić, nawet moja matka nie potrafi tego wyjasnic tylko na wspomnienie oczy jej sie szklą..No jak to, dac kociemu dziecku i to najwyraźniej choremu nadzieje na domek a potem won?W ta zimna, brudna piwnice?a kocinka była tak słodka, tak do nas lgneła, mruczała non stop, do dzis pamietam jak to maleństwo wspinało sie nieporadnie samo na kanape zeby przyjsc na rączki...chyba z miesiac miała...
Potem była czarna Sonia, świr nad swiry, jej niespozyta energia i ciekawość doprowadziły ja do zguby...spadła z parapetu razem z doniczka, do dzis widze to maleńkie ciałko w kałuzy krwi i ogromna donice obok...chyba w locie uderzyła ja w głowke...nie wiem ale to straszna trauma do dziś...
No i Wincenty-nerkowiec, dzis lat 16. Wrocilismy z wakacji i u progu naszej klatki schodowej spotkalismy chude cos, drace sie w niebogłosy jakby specjalnie do nas, wzielismy, nakarmilismy i znów powtórka z rozrywki, kot chodzi po domu, zaglada we wszystkie katy, otwiera szafy a potem wydziera sie po drzwiami wejsciowymi...Co zrobili moi rodzice?Wypuscili!No bo pewnie chce na wolność. Ale nie ma tak letko :)
Na drugi dzien matka idzie na zakupy, kot w tym samym miejscu, znów płacz i miau, miau...do dzis pamietam jak z siostra wyglądałysmy przez okno zastanawiajac sie co zrobi (mama)Przeszła obok, cos tam pogadało do niego, troche skonsternowana, wraca do domu a my na progu:WRACAJ NAM TAM PO KOTA, ALE JUŻ!!!No i wróciła.Potem kąpu, kąpu, bo kocio upaprał sie jakims smarem, taka glista był, chudy,z wyciagnietym ryjkiem, nie grzeszył urodą :)A potem byku 7 kg, mordzia jak ksiezyc, veci sie bali :)Raz chory na gardło-kroplówki, antybiotyki i luzik-do dzis.W miedzyczasie kilkadziesiat bitew z kocurami, kilka potłuczeń i ran-jak on to przezył nie wiem...:)
Potem nascie lat nic, w miedzyczasie 4 najukochansze szczuraki(skaza krwotoczna, serce, 2 nowotwory i alergia-coś człowieku uczynił tym cudownym istotom!?)
Potem Pumciusia, nieodżałowana, kot ideał, czarna, złotooka, kochajaca, milusinska, zero agresji i innych narowów, kocia przytulanka, i to słodkie, wierne, pełne miłości spojrzenie...Znalazłam ja przy przydomowym ogrodku, słoneczny dzień, kot na mnie spojrzał, słonce odbiło sie w tych cudnych złotych oczach...i ugotowałam się.Kicia na zawołanie kizi mizi i na raczki..i do domu. Sciemniłam ze sama do nas wskoczyła, pewnie pomyliła ogródki, albo czuła kota:) Uwierzyli :) Tylko rok, tylko niecały rok moglismy cieszyc sie tym skarbem..Ktoregos dnia nie wrociła, po prostu...Cos stac sie musiało, Boże, Pumciusiu, co sie stało ?
A dziś jest z nami Makucha, Maki, Makolagwa, Makulencja :)Kocia spadkowa, po zmarłej ciotce ojca, zapalonej kociary. Wzielismy ja jak ciotka juz była w szpitalu i było wiadomo ze odchodzi, dokarmianie na dochodne nie miało sensu.Kot z trauma, źle socjalizowany, naćpany hormonami, obolału brzuch i trzecia powieka i blizny na nich po kocim katarze(ciotka ledwo ja z tego wyciagneła-to był dogorywajacy kociak...), paranoik, atakujacy pieszczaca dłoń...Pierwszy krok-sterylizacja-zreszta nie było za bardzo co-tak rzekł wet...Krok 2-na swiecie są inne koty, psy i króliki, a siusiu i kupe nie robi sie do wanny a do kuwety albo ogrodka.Krok 3-głaskanie juz nie boli, brzuch tez-kot zdziwiony (ciotka kociara była ale koty mietosiła w mało przyjemny dla nich sposób..:)
No ale szok tak czy inaczej, wiec co robimy? Siusiamy na łózko siostry notorycznie, codziennie doprowadzajac do totalnej schizy pt. "bo cie oddam do schroniska ty cholero!"
Dzis Maki to inna kicia, kontaktowy, przymilny, gadajacy kot, wywracajacy sie chetnie brzuniem do góry a nie napuszony gdzies w kacie i ustawiajacy sie "bokowcem" w oczekiwaniu na urojony atak, nie atakujący głaszczacej reki a miziający sie do niej, kot mruczacy czego nigdy nie robił, kocio "piorący" na rączkach ( robi mi seanse odchudzajace:))chyba Obcy nam ja podmienili! :)Ma charakterek,ale mocno utemperowany, objawia sie głownie zajadłym gonieniem kocich intruzów obsikujacym nam balkon:) Waleczna kicia a w domciu taka rozmemłana...:)
Jeeezu, ale długie, pewnie was zanudziłam, ale tym którzy dotrwali do konca gratuluje, mnie by sie nie chciało:)
A, był jeszcze duet Kirka+sunia Suzi.-czyli historia o tym jak pies moze kochac kota i vice versa...ale nie mam juz siły...:)
Pozdrawiam cierpliwych :)

Ewik

 
Posty: 6713
Od: Pt lip 25, 2003 22:55
Lokalizacja: Warszawa Bielany

Post » Sob lis 29, 2003 0:35

Ewik
Przeczytalam wszystko, masz bardzo fajny styl, historie wzruszajace, te z dziecinstwa- koszmar, niestety nadal aktualny...

Nadal wypuszczasz koty po tym jak Twoja czarna ksiezniczka nie wrocila do domu? Czy to bezpieczne?
8 kocich ogonów i spółka (z.b.o.o.)

eve69

 
Posty: 16818
Od: Pt sie 23, 2002 15:09
Lokalizacja: gdansk

Post » Sob lis 29, 2003 0:56

Ewik - jak odzyskasz siły, napisz kolejny odcinek :) Coraz bardziej mi się te historie podobają. Coraz intensywniej myslę o tej książce. Zdjęcia będą konieczne. Nie zawsze bohaterów, bo nie zawsze to możliwe, ale jakieś powinny być.
Sasannka
galeria moich maluchów: http://sasannka.xpect.pl/e4u.php/ModPages/ShowPage/46
Grafit Obrazek Tango Obrazek

Sasannka

 
Posty: 242
Od: Pt sie 29, 2003 16:05
Lokalizacja: Gdańsk, Osowa

Post » Sob lis 29, 2003 1:06

Wiesz,eve, to jest dom rodzicówi zwierzaki wspólne, ja , mam nadzieje ze nie za długo, jestem zmuszona korzystac z ich goscinnosci i nie za duzo mam do powiedzenia. Już przerabiałam domowe zadymy na ten temat, juz forsowałam siatki w oknach ale bez skutku...Z powodu zle pojetej miłosci do zwierzat straciłam dwa, moje "osobiste" ukochane zwierzaki..nie dociera niestety...dobrze ze Maki nie opuszcza ogrodzenia od jakiegos czasu, chyba ja cos musiała wystraszyc, bo jeszcze do niedawna chodziła z nami i psem na spacery. Cholernie zabawne i słodkie jak kot robi ósemki miedzy psimi łapami ale w perspektywie niebezpieczne...ostatnio jednak nawet na zawołanie nie zbliza sie do ogrodzenia i dobrze...kiedys na sam nasz widok z krzykiem biegła :)Tak czy inaczej to ryzyko tym bardziej ze jakas oszołomka po sasiedzku rzuca w nasze koty ziemniakami czy kamieniami, nie wiem sama, bo "rozkopuja jej ogrodek" terefere...Wiesz, poza tym mamy cos na kształt loggi, z kratami, jak zagradzamy wyjście koty przemykaja sie górą, miedzy pretami, a te sa dosyc niebezpiecznie pokrecone, juz kilka razy zrywałam sie w nocy, bo Maki przełażąc przez te kraty robiła taki raban, ze bałam sie ze sie nadzieje...wiec wychodza dołem, szczelina miedzy murem....Trzeba by było to zagrodzić na amen, kraty dodatkowo zasłonic siatką i widok z okna ograniczyłby sie to jakiejs abstrakcji złozonej z zaluzji, krat, siatki i ogrodzenia-na to sie staruszkowie nie zgadzają...dlatego, mimo ze chce sie dokocić, nie zrobie tego tutaj..nie narażę kolejnej Bogu ducha winnej kociny...

Ewik

 
Posty: 6713
Od: Pt lip 25, 2003 22:55
Lokalizacja: Warszawa Bielany

Post » Sob lis 29, 2003 8:55

Ewik pisze: tym bardziej ze jakas oszołomka po sasiedzku rzuca w nasze koty ziemniakami czy kamieniami, nie wiem sama, bo "rozkopuja jej ogrodek" terefere...


Cóż, ten problem znam właśnie od drugiej strony. Rozkopywanie ogródka nie jest może istotne, gorsze jest to, że jak zaczynasz pielęgnować grządki, nagle trafiasz na kocią kupę. My na szczęście zwykle robimy to w rękawiczkach, ale i tak nie jest to przyjemne. Co prawda nie rzucamy w koty kamieniami :? , ale moja mama straszy koty klaszcząc i goniąc je po ogrodzie ;)

Oto kolejny agrument za tym, by trzymać koty w domu :)
Sasannka
galeria moich maluchów: http://sasannka.xpect.pl/e4u.php/ModPages/ShowPage/46
Grafit Obrazek Tango Obrazek

Sasannka

 
Posty: 242
Od: Pt sie 29, 2003 16:05
Lokalizacja: Gdańsk, Osowa

Post » Sob lis 29, 2003 13:54

:oops: :oops:
A ja nieskromnie własy wątek natemat pojawienia się u mni mojej kici stworzyłam... :oops: To ten o Pmie :D :D
Obrazek PumaObrazekOhana
Koty i psy ;) są jak powietrze: wszędzie ich pełno i nie da się bez nich żyć...

Aki

 
Posty: 1610
Od: Pon paź 06, 2003 8:50
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob lis 29, 2003 20:53

Eve69, a może nastepny odcinek..... :lol:
Obrazek

kordonia

 
Posty: 8759
Od: Czw sty 30, 2003 13:59
Lokalizacja: Elbląg

Post » Sob lis 29, 2003 22:15

Aki pisze::oops: :oops:
A ja nieskromnie własy wątek natemat pojawienia się u mni mojej kici stworzyłam... :oops: To ten o Pmie :D :D


Podobnie jak ja z Janką o naszym Kocisiu.... :D
Pozdrawiam, Krzysio

Krzysio

 
Posty: 2622
Od: Pt lut 21, 2003 0:59
Lokalizacja: Poznań-Piątkowo

Post » Śro gru 15, 2004 2:44 jak Rudy Kitek do nas trafił...

wszyscy piszą, napiszę i ja
na pewno moja historia "zakocenia" nie jest tak łzawa i dramatyczna jak większość tutaj, ale nie wytrzymałem 8)
mieszkamy we 4 w małym mieszkaniu 37m2: ja, połowica i dwie córki.
Temat zwierzecia pojawia się odkąd starsza skończyła 5 lat - czyli od 4 lat.
Był nawet z nami szczeniak (jeden dzień) - bzdurny podarunek dla szwagierki od jej chłopaka, na który nie zgodzili się teściowie
Ale nie ugiąłem się - nie chciałem brać zwierzaka, którego nikt nie dałby rady wyprowadzać rano (wiem jak wygląda start mojej rodziny rano) i miałby siedzieć zamknięty 9h w małym mieszkaniu - powiedziałem NIE i nawet dzieci mnie nie zmiękczyły 8)
Od tego czasu temat "zwierzę w domu" przewija się co jakiś czas - zwłaszcza "z okazji" imienin córek, jak zobaczą zwierzę u koleżanek itp. - była mowa o rybkach, żółwiu, świnkach, chomikach, królikach itp. Przyklejanie nosów do witrynu sklepu zoo w pobliżu itd. :x
Na Gwiazdkę zakupiliśmy nawet .... interaktywne psy dla dziewczyn :lol: (co ja z nimi teraz zrobię :?: ) - czekają w szafie....
Ja nadal byłem nieugięty... do Mikołajek 2004.
Tego dnia zadzwoniła z pracy do mnie połowica, że w ramach Mikołajek dostała prezent, który ucieszy nas wszystkich..."Kasa ?" - spytalem z nadzieją :lol: "Nie ale fantastyczny !" - przyjąłem i zapomniałem na kilka godzin o sprawie.
Niespodziewanie po pracy przyjechała po mnie połowica z koleżnką (połowica jako pasażer) co mnie zdziwiło. No a później otworzyły się drzwi i zobaczyłem żonę, która mówi do mnie "Zobacz kochanie, mamy interaktywnego kota bez baterii !" - zza jej pazuchy wyłoniła się główka Rudego Kitka.... :P
Wcięło mnie, wiedziałem że koleżanka to "obstawa" bo żona nie miała odwagi sama mnie poinformować o Kitku. Zresztą zaraz mówiła że "to tylko na próbę, na tydzień" itp. bzdury i pierdoły w które oczywiście nie uwierzyłem :evil:
Oczyma wyobraźni widziałem schorowanego kota, zapchlone dzieci,zniszczone meble. dywany, książki, obsikane i obkupkowne mieszkanie, dodatkowo zaznaczone kocim zapachem (znam ten standard u znajomej z kotem)
No cóż, rzeczywistość okazała się inna; że Kitek jest, hmmm, ułożony :roll: :
zero pcheł, zero robaków, załatwia się do kuwety, nie drapie (na razie :roll: ) ... no i jest cooool 8) :D
No i już żona po 2 godzinach (po tym jak poszedłem z nią i Kitkiem do weta) wiedziała że Kitek zostanie :wink:
Potem kilka błędów żywieniowych (kot dostał mleko i Whiskas) i szybko trafiłem na stronę tutaj... :) gdzie od razu zostalem naprowadzony na właściwą dla kota drogę :wink:
Aktualnie trwa wyleczanie świerzbowca (uciążłiwe dla nas i dla kota zakraplanie ucha i wybieranie tej czarnej mazi), wyleczanie oczu (zakroplenia z których nie za dużo trafia do oka kota - ale walczymy)niedługo szczepienia (a'propos: czy robić przeciwko białaczce - podobno szczepionka może wywołać nowotwór złośliwy) i próby stwierdzenia czy dzieci (zwłaszcza starsze, bardzo w Kitku zakochane, miało niewielką wysypkę i dostało wapno i Zyrtec) czy nie są na Kitka uczulone :cry: to byłoby dopiero :crying:
W każdym razie bez walki się nie poddamy i na razie zbieramy info o odczulaniu - metody i gdzie to robią (Łódź) :?
Tyle na razie o nas i o Kitku. Zdjęcia robię analogiem więc parę dni poczekają na publikację (jak wyjdą)
rokko + Luzak + Cicia + Baxter
Obrazek Obrazek Obrazek
My, koci Ojcowie, musimy się trzymać razem !

rokko

 
Posty: 704
Od: Wto gru 07, 2004 11:00
Lokalizacja: Łódź

Post » Śro gru 15, 2004 9:20

No to ładnie-zaczytałam się i spóźnie się do pracy. Piękne. Mam nadzieję, że jak wrócę będzie więcej.
Piszcie.

tangerine1

 
Posty: 15466
Od: Nie lis 14, 2004 20:59
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Post » Śro gru 15, 2004 12:19

To teraz ja.
W moim domu zawsze byly psy...no moze za wyjatkiem sytuacji, gdy bylam mala a rodzice stracili swojego pupila, wtedy spytalam tate: kiedy bedzie pies w domu, a on mi na to ze zeby miec psa trzeba miec jeszcze kota (wiadomo o ktorego kota chodzilo :wink: ) Dlugo nie trzeba bylo dziecku powtarzac, znosilam wszystkie piwniczne burasy do domu,a rodzice w panice szukali im domow.
I tak minelo -dziescia lat, bez kota, ktorego w gruncie rzeczy zawsze chcialam miec. Potem jamnica mojej mamy znalazla pod samochodem Nane. Biala, mloda kotke z rudym ogonem winietym czarna serpentyna...sliczna byla, psy sobie w domu poustawiala od razu. Niestety, kazde branie Nany na rece konczylo sie u mnie swedzaca wysypka, astmatycznym kaszlem i lzami. Nana znalazla dom u rodzicow naszych sasiadow.
I znow minelo pare lat. Mysl o kocie mnie przesladowala, posiadanie psa i kota bylo moim marzeniem (o ile kota mozna posiadac :wink: )
Z czasem moje alergiczne objawy malaly.
I pojawil sie Rys. Rys jest kotem wzietym z ogloszenia, jest kotem z pseudohodowli (o czym biorac go mialam zadne pojecie). Wyrosl z niego wielki, traktorzacy pittbull i mis w jednym.
I tak sobie mieszkalismy w czworke: ja, TZ, Bugs i Rys... a potem Lidiya znalazla male, czarne bidy w torunskiej piwnicy. I pojawil sie Stas: watazka i mysliciel.
A alergia zniknela i spi mi sie dobrze z kotami na szyji :D
Dalej co sie dzialo mozna poczytac w osobnym watku.
7 życzeń, 7 kotów, 7 dni tygodnia

Nigra

 
Posty: 946
Od: Pt sty 16, 2004 13:37
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw gru 16, 2004 0:34

Kicia trafiła do nas jako drapieżnik.Duży stary dom atakowany przez szczury.Kot w dom szczur won.Wzięliśmy ją ze wsi beskidzkiej-jej pani staruszka wylądowała w domu pomocy.Domek opustoszał,koty zdziczałya Kicię złapaliśmy na żarełko.Nie czuła się dobrze w naszym mieszkaniu,Opanowała duże piwnice i pobliską budkę ze smażonymi kurczakami.Mimo dużych połaci ogrodów dookoła Kicia z uwielbieniem oddawała się "spacerom" razem ze mną do pobliskiego marketu.Po przebrnięciu sporego parkingu(bo to jednak miasto)siadała przed drzwiami sklepu ,głaskana przez wielu ludzi,i wracała ze mną do domu.Tak udawało jej się przez dwa lata.Próby wyplenienia tego zwyczaju i zamknięcia w domu spełzły na niczym.Szczury zniknęły,zniknęła też na pięć dni Kicia.Wróciła bardzo poobijana.Długo leczyliśmy ją licząc,że zostanie z nami.Leśna dusza Kici nie dała się zamknąć.Pół roku później nie wróciła.Na zawsze.Teraz mieszkają u nas trzy koty.Fipcio-indywidualista-kocur który nie chodzi do sklepu tylko łowi sobie ptaszki w ogrodzie!!!Smark i Citolina-kocięta przygarnięte-które nareszcie doceniają domowe pielesze.Wszystkie przygarnięte z beskidzkich wsi.Kochają spać w domu ale kochają go też opuszczać.Na moje zmartwienie.

dora1

 
Posty: 2
Od: Śro gru 15, 2004 23:58

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], luty-1, Majestic-12 [Bot], starabrocha i 270 gości