Hmm, to moze i ja sie z czyms dorzucę...I bedzie dłuuuuuugie...
Całe zycie z rodzicami toczyłam batalie o posiadanie psa-po stracie naszego ukochanego boksera( nie pamietam Bejusia-ale z fotek spoglada bokserek przecudnie szlachetnej urody) staruszkowie powiedzieli never!Natomiast koty były naszymi czestymi goscmi. Niestety przez wiekszośc czasu tylko rezydentami-co przynosiłam jakies kocisko, to albo uciekało, albo mi go ukradła jakas wredna obca dziewucha z podwórka (uwierzycie? zabrała mi kota z kolan twierdzac ze to jej, i ja sie tak dałam...
), albo nam sie maleństwo zabiło..ech. Natomiast jedna historia wyciska mi łzy z oczu. do dzis choc mineło nascie lat. Znalezlismy w piwnicy dwa maleńkie "dziczki", jednego czarnego diabełka i biało pregowana kruszynkę.Staruszkowie obstawiali czarnego (hmm, a dlaczego nie oba?) ale tylko ta kruszynka do nas lgneła, czarny zabrany do domu chował się, parchał, uciekał, istna histeria-co zrobili staruszkowie? Stwierdzili ze skoro tak, trzeba go odnieść...i tak uczynili. Nie miałam wiele do powiedzenia bo szczylem byłam...
Natomiast kruszynka została nakarmiona i napojona i miała zostać...ale kilka godzin potem dostała jekiegos strasznego kupkania, lało sie z niej koszmarnie. Nie było wtedy jeszcze klinik całodobowych, rodzice na widok kilku obfitych łatek na podłodze...wyrzucili kocinę z powrotem!!!!
No i sie poryczałam...
Juz nie pamietam ich argumentacji, ale to jest do dzis dla mnie niepojete. Na drugi dzień, po "wypraniu" mózgów rodziców poszłysmy szukac kociny z zamiarem zawiezienia jej do weta...nie znalazłysmy jej, nigdzie, gazety i miseczki które matka wyniosła razem z kinia znikneły jak i sam kocio...nie wiem co sie stało, mam nadzieje ze ktos ja znalażł, ocalił i pokochał...ale tak naprawde nie jestem pewna czy nie dokończyła tej nocy swego zywota...Do dzis nie rozumiem tej sytuacji, jak mozna było cos takiego zrobić, nawet moja matka nie potrafi tego wyjasnic tylko na wspomnienie oczy jej sie szklą..No jak to, dac kociemu dziecku i to najwyraźniej choremu nadzieje na domek a potem won?W ta zimna, brudna piwnice?a kocinka była tak słodka, tak do nas lgneła, mruczała non stop, do dzis pamietam jak to maleństwo wspinało sie nieporadnie samo na kanape zeby przyjsc na rączki...chyba z miesiac miała...
Potem była czarna Sonia, świr nad swiry, jej niespozyta energia i ciekawość doprowadziły ja do zguby...spadła z parapetu razem z doniczka, do dzis widze to maleńkie ciałko w kałuzy krwi i ogromna donice obok...chyba w locie uderzyła ja w głowke...nie wiem ale to straszna trauma do dziś...
No i Wincenty-nerkowiec, dzis lat 16. Wrocilismy z wakacji i u progu naszej klatki schodowej spotkalismy chude cos, drace sie w niebogłosy jakby specjalnie do nas, wzielismy, nakarmilismy i znów powtórka z rozrywki, kot chodzi po domu, zaglada we wszystkie katy, otwiera szafy a potem wydziera sie po drzwiami wejsciowymi...Co zrobili moi rodzice?Wypuscili!No bo pewnie chce na wolność. Ale nie ma tak letko
Na drugi dzien matka idzie na zakupy, kot w tym samym miejscu, znów płacz i miau, miau...do dzis pamietam jak z siostra wyglądałysmy przez okno zastanawiajac sie co zrobi (mama)Przeszła obok, cos tam pogadało do niego, troche skonsternowana, wraca do domu a my na progu:WRACAJ NAM TAM PO KOTA, ALE JUŻ!!!No i wróciła.Potem kąpu, kąpu, bo kocio upaprał sie jakims smarem, taka glista był, chudy,z wyciagnietym ryjkiem, nie grzeszył urodą
A potem byku 7 kg, mordzia jak ksiezyc, veci sie bali
Raz chory na gardło-kroplówki, antybiotyki i luzik-do dzis.W miedzyczasie kilkadziesiat bitew z kocurami, kilka potłuczeń i ran-jak on to przezył nie wiem...
Potem nascie lat nic, w miedzyczasie 4 najukochansze szczuraki(skaza krwotoczna, serce, 2 nowotwory i alergia-coś człowieku uczynił tym cudownym istotom!?)
Potem Pumciusia, nieodżałowana, kot ideał, czarna, złotooka, kochajaca, milusinska, zero agresji i innych narowów, kocia przytulanka, i to słodkie, wierne, pełne miłości spojrzenie...Znalazłam ja przy przydomowym ogrodku, słoneczny dzień, kot na mnie spojrzał, słonce odbiło sie w tych cudnych złotych oczach...i ugotowałam się.Kicia na zawołanie kizi mizi i na raczki..i do domu. Sciemniłam ze sama do nas wskoczyła, pewnie pomyliła ogródki, albo czuła kota:) Uwierzyli
Tylko rok, tylko niecały rok moglismy cieszyc sie tym skarbem..Ktoregos dnia nie wrociła, po prostu...Cos stac sie musiało, Boże, Pumciusiu, co sie stało ?
A dziś jest z nami Makucha, Maki, Makolagwa, Makulencja
Kocia spadkowa, po zmarłej ciotce ojca, zapalonej kociary. Wzielismy ja jak ciotka juz była w szpitalu i było wiadomo ze odchodzi, dokarmianie na dochodne nie miało sensu.Kot z trauma, źle socjalizowany, naćpany hormonami, obolału brzuch i trzecia powieka i blizny na nich po kocim katarze(ciotka ledwo ja z tego wyciagneła-to był dogorywajacy kociak...), paranoik, atakujacy pieszczaca dłoń...Pierwszy krok-sterylizacja-zreszta nie było za bardzo co-tak rzekł wet...Krok 2-na swiecie są inne koty, psy i króliki, a siusiu i kupe nie robi sie do wanny a do kuwety albo ogrodka.Krok 3-głaskanie juz nie boli, brzuch tez-kot zdziwiony (ciotka kociara była ale koty mietosiła w mało przyjemny dla nich sposób..
No ale szok tak czy inaczej, wiec co robimy? Siusiamy na łózko siostry notorycznie, codziennie doprowadzajac do totalnej schizy pt. "bo cie oddam do schroniska ty cholero!"
Dzis Maki to inna kicia, kontaktowy, przymilny, gadajacy kot, wywracajacy sie chetnie brzuniem do góry a nie napuszony gdzies w kacie i ustawiajacy sie "bokowcem" w oczekiwaniu na urojony atak, nie atakujący głaszczacej reki a miziający sie do niej, kot mruczacy czego nigdy nie robił, kocio "piorący" na rączkach ( robi mi seanse odchudzajace:))chyba Obcy nam ja podmienili!
Ma charakterek,ale mocno utemperowany, objawia sie głownie zajadłym gonieniem kocich intruzów obsikujacym nam balkon:) Waleczna kicia a w domciu taka rozmemłana...
Jeeezu, ale długie, pewnie was zanudziłam, ale tym którzy dotrwali do konca gratuluje, mnie by sie nie chciało:)
A, był jeszcze duet Kirka+sunia Suzi.-czyli historia o tym jak pies moze kochac kota i vice versa...ale nie mam juz siły...
Pozdrawiam cierpliwych