Przeczytałam o nim na łódzkim wątku schroniskowym, że po wypadku, że powinien być uśpiony, bo nie chodzi, że nie rozumieją, czemu trzyma się takiego kota, no i się wkurzyłam, przeca można go zabrać do weta i uśpić, to nie problem, jeśli się męczy i cierpi z bólu to można dla niego, choć to zrobić. Jakoś nikt nie kwapił się do tego, więc postanowiłam zabrać Misia do weta, nie mając większej wiary w niego, jechałam z nim do chirurga.
Na miejscu okazało się, że Misiowe złamanie nie jest takie świeże, na operację za późno, po za tym zbyt skomplikowana i przyniosłaby Misiowi dużo bólu nie gwarantując poprawy. Pan doktor obmacał i poszczypał kota z wszystkich stron i powiedział, że jakieś minimalne czucie jest i że cuda to on już widział

Jest minimalna szansa (to te cuda, co to doc widział), że kot będzie chodził, nie biegał i brykał, ale że da rade utrzymać się na łapkach i przejść parę kroków.
Spojrzenie doca na mnie pytające retorycznie niemal to, co robimy, moja chwila zamyślenia, spojrzenie na Misia a Miś na mnie, no i utonęłam w jego oczach, nie mogłam nie spróbować, wiem niektórzy powiedzą, że jestem naiwna, inni użyją jeszcze mocniejszych słów, pewnie mają rację, bo nie mogę sobie pozwolić na tak chorego kota, nie stac mnie po prostu, ale mam to gdzieś

Miś nie cierpi teraz, denerwuje się tylko, że nie może iść tam gdzie chce, chwilowo myśli, że to moja wina, bo Miś musi siedzieć w małej króliczej klatce, dostał wysłużoną „przejściówkę” połamańców i leży sobie w niej w łazience, bo tam u nas w domu jest najcieplej.
Mam wykupić Nivalin i MilgamaN, do tego potrzebujemy sucoderm i całe morze podkładów, gdyby ktoś zechciał, którąś z rzeczy zakupić Misiowi, bardzo bylibyśmy wdzięczni za to.
Proszę Państwa ot Miś,
Miś jest bardzo grzeczny dziś



