
W niedzielę (akurat byłam w pracy) zadzwoniła koleżanka, że w Arkadii z jakiegoś śmietnika wyciągnęła wrzeszczącego kociaka...ze złamaniem otwartym przedniej łapki (kość na wierzchu).
Dobrze że chociaż tyle zrobiła...
Koniec końców Kociak siedzi w "mojej" lecznicy, zapisany na mnie. Ma gwóźdź w kości promieniowej, usztywnioną łapkę, dostaje antybiotyk i mam nadzieję że nie trzeba będzie mu jej amputować. Złamanie było stare, tzn. co najmniej kilkudniowe, bardzo musiał cierpieć. Zanoszę mu codziennie jedzenie, głaszczę. Dziwne , bo wcale nie jest dziki. Dzis nawet mruczał.
Potrzebuje DOMU, bo siedzenie w klatce nie może być bez końca (o kosztach nie wspominając), ale chyba moge sobie pomarzyć. Ja mam kwarantannę po pp, więc nieszczepionego kociaka na pewno nie wezmę, pomijając już zupełny brak miejsca (mam 6 dorosłych tymczasów

Postaram się mu jutro zrobić zdjęcia, jest cały czarny więc będzie trudno.
Trzeba mu nadać imię, wypada że na N...ja już nie mam pomysłów